[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie trzeba.Pójdę sama zapewniła skwapliwie.Powiedz tylko, gdzie i kiedy mam być.Mogę zacząć grać nawetjutro.Jestem w dobrej formie mówiła szybko, z gotowością. Dzisiaj jeszcze trochę poćwiczę. Musisz z tydzień odpocząć, przyjść do siebie zdecydował. Nie, Al.Skoro trzeba tyle pieniędzy, to muszę zacząć jaknajszybciej.Najlepiej od jutra.Zmierzył ją uważnym, badawczym spojrzeniem. Słuchaj, głupi smarkaczu, wybij sobie z głowy, że zrobisz zemnie wała.Nigdzie sama nie pójdziesz, przynajmniej przeznajbliższy tydzień.Nie pójdziesz do żadnych kolegów.Od zarazbędziesz robiła dokładnie to, co ci każę.Teraz pójdziesz doswojej nory i możesz tam spokojnie rozpaczać po Radleyu.Niktci nie będzie przeszkadzał.A teraz chodz, odprowadzę cię. Zostaniesz u mnie?_ Nie skrzywił się. Nie bój się.Znam jeszcze kilkadziewczyn, które z radością pójdą ze mną do łóżka.Zrezygnowana, bezwolna pozwoliła się wyprowadzić zrestauracji.Al zawołał taksówkę i odwiózł dziewczynę naUrsynowską. Daj klucz zażądał przy drzwiach piwnicy.Podała mu bezoporu otworzył drzwi i przepuścił ją przed sobą.Nawet nieusiadł.Wyciągnął z kieszeni płaską butelkę żubrówki. Masz postawił wódkę na stoliku. Upij się i rozpaczaj,to dobrze robi w takich miłosnych tarapatach.Zobaczysz,niedługo cała ta heca z Radleyem wyda ci się mniej ważna.Widzisz, kochałaś mnie, teraz umierasz z miłości do tegofotografa.przejdzie.Miłość trwa wiecznie, tylko obiekty sięzmieniają.No, trzymaj się, mała! klepnął ją po ramieniu.Widzisz, jestem słowny i dotrzymuję obietnic powiedział,wychodząc.Zamknęły się za nim drzwi.Zuzanna usłyszała zgrzyt kluczaprzekręconego w zamku, pózniej jego kroki po schodach iszelest żwiru pod stopami na ścieżce.Skrzypnęła furtka odogrodu i zaległa cisza. Zamknął mnie pomyślała obojętnie. Dobrze, że sobieposzedł i już nie gada".Bezmyślnie przyglądała się pozostawionej na stole butelce.Pózniej wzięła szklankę nie chciało się jej szukać kieliszka i napełniła ją.Pociągnęła łyk smak alkoholu wywołał dreszcz.Przemogła skurcz gardła i wypiła do dna. Nie ma wyjścia myślała leniwie. Al ma rację, trzebaprzekupić tego majora.Wszystko można kupić, wszystko.decyduje cena. a pózniej zacząć żyć.Ale jak? Jak żyć?Gdybym miała pieniądze, dużo pieniędzy, bardzo dużopieniędzy, to znaczy, że mogłabym kupić Piotra,Kwadratowego, Kachę i Rentgena.Nie, Kwadratowego nie,chyba nie.Może Al rzeczywiście ma rację, że wszystkie zasadywymyśliły życiowe niedorajdy, które nie potrafią żyć.Co maKwadratowy za swój charakter, za swoje zasady? Mieszka wbaraku, siedział wwiezieniu i często brakuje mu dwudziestuzłotych przed pierwszym.Al twierdzi, że ten major chciał odPiotra pieniędzy.Radley mu ich nie dał.pewno nie miał takdużo.albo ja nie byłam tyle warta dla niego.zawiódł się namnie.Piotr ma zasady.Mała oszustka.Był szczerzeoburzony i bał się kompromitacji, opinii.Może lepiej, że Alprzeszkodził mi w pójściu do Kwadratowego.Co on mógłby mipomóc?".Siedziała bez ruchu, wpatrzona w jeden punkt, który corazbardziej przykuwał jej uwagę.Po chwili nie mogła oderwać odniego oczu.przysłaniał wszystko.fascynował.Minęła północ, zanim Kwadratowy zdecydował się znowu je-chać na poszukiwania Zuzanny.Przez cały czas czekał na niąpełen wzrastającego niepokoju.Na stole pozostawił kartkę: Zuzanno, nigdzie nie wychodz wiem wszystko.Pojechałem cię szukać, zaraz wracam".Z wahaniem dopisał na dole: Był tu Radley on też cięszuka".Klucz od mieszkania zostawił w zagłębieniu progu pod sło-mianką.Zuzanna znała tę skrytkę.Przed barakiem spotkał Radleya, który wysiadał z taksówki. Nie ma jej u pana? zapytał z niepokojem. Nie ma pokręcił głową Kwadratowy. Szukał jej pan? Szukałem powiedział Radley. Niech pan siada wskazał taksówkę pojedziemy razem. Gdzie jej pan szukał? Dzwoniłem do tego majora.Pomyślałem, że może onaposzła na milicję, ale nie było go, gdzieś wyszedł.Szukałem usiebie, w pracowni i u niej w domu.Zamknięte i nie maświatła. Jedzmy, może jest u Montera? przypomniał sobieKwadratowy.Nie bardzo w to wierzył, znając surowość zasad jego rodzicówi jednoznaczny pogląd na wszystkie bez wyjątku młode kobiety.Ale może jednak Zuzanna tam poszła.Monter był w domu, ale Zuzanny tego dnia nie widział.Przyłączył się do nich.Trzej mężczyzni pojechali na Mokotów. Jeżeli nie ma jej w domu powiedział Monter to trzebazawiadomić pogotowie i milicję.Nie ma innej rady. Z dziewczyną może stać się jakieś nieszczęście.Ten majorto wielka świnia zaopiniował a pan popatrzył naRadleya jeszcze większa, ale w końcu milicja jej przecież niezeżre.Radley nie reagował już na niepochlebne opinie, których nieszczędził mu Monter.Kwadratowy palił papierosa i milcząc,wpatrywał się w szybę. Pośpiesz się pan! niecierpliwie przynaglał szofera, gdywóz przyhamował na skrzyżowaniu Alei i Chałubińskiego.Na Ursynowskiej było ciemno, a dom Zuzanny równieciemny i cichy jak ulica.W żadnym oknie nie dostrzegł światła.Kwadratowy pchnął furtkę zaskrzypiał żwir pod stopamitrzech mężczyzn.Dom wyglądał jak wymarły.Kamieniarz podbiegł do okna piwnicy, przyklęknął iosłaniając oczy dłońmi, zajrzał przez szybę usiłował przebićwzrokiem ciemność.Po chwili zorientował się, że okno odwewnątrz zasłonięte jest szczelnie zasłoną.Zastukał lekko wszybę.nasłuchiwał.Radley i Monter pochylili się nad nim.Wszyscy trzej czekali w napięciu.Cisza.Nieznośna cisza. Nie ma jej? mruknął Monter. Zuzanno, Zuzanno, otwórz! błagalnie zawołał Radley.Kwadratowy jeszcze raz, nerwowo, zabębnił w szybę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]