[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeważnie bagna bywają opuszczone - zauważył Joe.- Bez wątpienia, bez wątpienia.A czy nie ma tam niekiedy wędrownych Cyganów,włóczęgów czy łazików?- Nie - odparł Joe - najwyżej od czasu do czasu jakiś uciekinier z galer.I nie łatwo ichzłapać, co, mr Wopsle?Mr Wopsle, który dobrze pamiętał niedawną przygodę, przytaknął, ale bynajmniej nieskwapliwie.- Wygląda na to, jak gdybyście brali udział w takim pościgu? - spytał nieznajomy.- Tak.Raz - odpowiedział Joe - i to nie dlatego, abyśmy chcieli ich łapać.Po prostuwyszliśmy, by się przyjrzeć: mr Wopsle, ja i Pip.Prawda, Pip?- Tak, Joe.Nieznajomy znowu spojrzał na mnie mrużąc oko, jak gdyby celował z niewidzialnejfuzji, i rzucił:- Pyszny z niego chłopak.Jak pan go nazywa?- Pip - odparł Joe.- Czy to jego chrzestne imię?- Nie, to nie chrzestne imię.- Więc co, nazwisko?- Nie - wyjaśnił Joe - to przezwisko, które sam sobie nadał, jak był malutki, i tak jużzostało. - To pański syn?- Jakby to panu powiedzieć - odparł Joe z głębokim namysłem, bo tu w oberży  PodTrzema Wesołymi Przewoznikami o wszystkim mówiło się z głębokim namysłem w kłębachfajczanego dymu - nie, nie jest moim synem.- Siostrzeniec? - badał nieznajomy.- Jakby to panu powiedzieć - odparł Joe tym samym tonem - nie chciałbym panawprowadzić w błąd - on nie jest moim siostrzeńcem.- Więc kimże jest, u diabła? - zaklął nieznajomy, a ja miałem wrażenie, że zbyt wielegorliwości wkłada w te pytania.Mr Wopsle wtrącił się nagle do rozmowy.Zachował się, jak przystało człowiekowi,który z racji swego urzędu wie najlepiej, jakie więzy rodzinne ludzi łączą i w jakichwarunkach wolno na przykład poślubić kobietę, i wyjaśnił nieznajomemu pokrewieństwozachodzące pomiędzy mną a Joem.Będąc wykształcony, zakończył swoje przemówienie zacytowaniem okropnegowiersza z  Ryszarda III Szekspira i dodał dla usprawiedliwienia:- Jak powiada poeta.Muszę dodać, że mr Wopsle mówiąc o mnie wichrzył mi włosy i rozrzucał mi je naoczy.Nie mogłem zrozumieć, czemu dorośli tak często zachowują się wobec mnie takdziwacznie.Czemu, gdy chcą o mnie rozmawiać, dotykają mojej osoby w protekcjonalnysposób.Tymczasem nieznajomy, który nie spuszczał ze mnie oczu, wyglądał w tej chwili tak,jak gdyby zdecydował się już wystrzelić i zabić mnie na miejscu.Ale nie mówił jeszcze nic,dopóki nie przyniesiono rumu, wody i szklanek.Dopiero gdy wszystko było na stole,wystrzelił, i to w sposób najbardziej niezwykły.Oto nie wymówił dalej ani słowa, ale wykonał szereg mimicznych ruchów wyraznieskierowanych ku mnie.Skosztował rumu z wodą, potem patrząc na mnie zamieszał płyn wszklance, następnie znowu posmakował i znów, spoglądając na mnie bacznie, zamieszał.Aleco dziwniejsza, nie mieszał łyżką, tylko.pilnikiem.Zrobił to tak zręcznie, że nikt, prócz mnie, nie widział pilnika, który potem szybkimruchem schował do kieszeni.Poznałem natychmiast pilnik Joego i zrozumiałem, że tenczłowiek zna mojego galernika.Patrzyłem teraz w niego, jak skamieniały, ale z kolei on niezwracał na mnie żadnej uwagi i zaczął z zajęciem rozmawiać o rzepie.Był zwyczaj w naszej wsi, że w sobotę wieczorem wszyscy przed udaniem się naspoczynek urządzali powszechne mycie i porząd ki.To sprawiało, że Joe w wieczory sobotnie pozwalał sobie na przedłużenie o pół godziny nieobecności w domu.Ale gdy skończyło się iowe pół godziny, i rum w szklankach, Joe wstał i wziął mnie za rękę.- Niech pan się zatrzyma, mr Gargery - poprosił nieznajomy - wydaje mi się, że mamgdzieś w kieszeni nowy błyszczący pieniądz, chyba szyling.Jeżeli go znajdę, dam chłopcu.Wyciągnął z kieszeni garść drobnych, wyszukał spośród nich błyszczącą monetę ipodał mi ją owiniętą w papierek.- To dla ciebie - powiedział - uważaj, tylko dla ciebie.Podziękowałem mu wpatrując się w niego trochę za natarczywie jak na stosunkitowarzyskie i przytulając się do Joego.Powiedział dobranoc Joemu i mr Wopsle owi (którywyszedł z nami) i spojrzał na mnie celującym okiem.Właściwie nie spojrzał, tylko przymknąłpowiekę i wyrabiał okiem jakieś cuda.Gdybym miał ochotę do rozmowy w powrotnej drodze, musiałbym chyba rozmawiaćsam ze sobą, gdyż mr Wopsle rozstał się z nami zaraz przed  Wesołymi Przewoznikami , aJoe szedł przez cały czas z szeroko otwartymi ustami, by wiatr wywiał z nich wszelki zapachrumu.Byłem jednak daleki od chęci rozmowy, takie wrażenie zrobiło na mnie wskrzeszeniemojego starego przestępstwa i starej znajomości.Po prostu nie mogłem oderwać od tego myśli.Siostra nie była w bardzo złym humorze, gdy zjawiliśmy się w kuchni, i to skłoniłoJoego do opowiedzenia jej o błyszczącym szylingu, jaki otrzymałem.- Na pewno fałszywa moneta - orzekła siostra triumfalnie - inaczej nie dałby jejchłopcu.Pokaż no.Wyjąłem pieniądz z papierka i okazało się, że jest dobry.- Ale co to? - krzyknęła nagle siostra chwytając papierek - dwa banknoty funtowe?Istotnie były to dwa banknoty funtowe tak wytłuszczone, jak gdyby stykały się zewszystkimi targami na bydło w okolicy.Joe schwycił kapelusz i pobiegł pod  Trzech Wesołych Przewozników, by odnalezćwłaściciela pieniędzy.Kiedy wybiegł, usiadłem spokojnie na stołeczku i patrząc przed siebiemyślałem, że na pewno nie zastanie już tego człowieka.Joe powrócił i powiedział, że nieznajomego już nie było, ale że zostawił w oberżypolecenie dla niego w sprawie banknotów.Wtedy siostra moja owinęła pieniądze w papier ischowała pod płatki suszonych róż na dnie ozdobnego wschodniego imbryka do herbaty,stojącego w kredensie.Pozostały tam i w ciągu długich dni i nocy nie przestawały mnie straszyć. Gdy kładłem się do łóżka, natychmiast zaczynał mnie dręczyć widok nieznajomegocelującego do mnie z niewidzialnej strzelby i straszliwe poczucie winy z powoduprzestępstwa spiskowania z galernikami (zdążyłem już przedtem zapomnieć o tym szczególemojej skromnej kariery).Straszył mnie też widok pilnika i drżałem z lęku, że może mi sięznowu kiedyś ukazać.Zasnąłem pocieszając się rozmyślaniami o przyszłej środzie i odwiedzinach u missHavisham, ale we śnie zjawił mi się obraz pilnika wchodzącego przez drzwi, trzymanegoniewidzialną dłonią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •