[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz Piers Leaf, na nieszczęście, dysponował wysoce inteligentnym i twórczym umysłem; inaczej nie zostałby przewodniczącym Rady.Był to ten typ umysłowości, który dopóty analizuje budzącą wątpliwość kwestię, dopóki nie zdoła jej tak czy inaczej rozstrzygnąć.Jeżeli nie potrafił dowieść fałszywości tezy, wówczas wedle wszelkiego prawdopodobieństwa poczynał wynajdować dowody na poparcie jej prawdziwości – nawet w miejscach, gdzie inni nie mogli się ich wcale dopatrzyć.Wątpliwości, które posiałem w umyśle Leafa, miały trzy lata na kiełkowanie i wrośnięcie w krajobraz pojęciowy Leafa.Musiałem zadowolić się oczekiwaniem, aż to nastąpi, tymczasem robiłem postępy w innych dziedzinach.Zmuszony byłem spędzić parę tygodni na Ziemi, by ponownie wprowadzić nieco porządku w moje sprawy finansowe, lecz potem znów poleciałem statkiem na Nową Ziemię.Zaprzyjaźnieni, wykupiwszy, jak już mówiłem, oddziały, które dostały się do niewoli sił cassidańskich pod dowództwem Kensiego Graeme'a, niezwłocznie wzmocnili je posiłkami i ulokowali niedaleko stolicy Partycji Północnej, Moretonu, jako wojska okupacyjne, zabezpieczające egzekucję należnych im międzygwiezdnych kredytów.Kredyty należały się oczywiście od buntowniczego rządu pokonanej i nie istniejącej już Partycji Północnej, który wynajął żołnierzy, jednak, chociaż nie całkiem legalna z prawnego punktu widzenia, praktyka polegająca na nakładaniu na jeden świat okupu z tytułu wszelkiego rodzaju długów, zaciągniętych na innym świecie przez jakichkolwiek jego mieszkańców, nie była pomiędzy gwiazdami zupełnie nieznana.Powód tego był oczywiście taki, że właściwą walutą w rozliczeniach pomiędzy światami były usługi pojedynczych jednostek ludzkich czy to w postaci psychiatrów, czy żołnierzy.Dług, zaciągnięty w usługach takich jednostek przez jeden świat na drugim świecie, musiał być przez świat dłużniczy spłacony i nie mógł być anulowany nawet w wypadku zmiany rządów.Zmiany rządów następowałyby zbyt często, gdyby stało się to drogą do wyjścia z międzyplanetarnych długów.W praktyce wyglądało to tak, że jeśli poszczególne światy popadały ze sobą w jakiś konflikt i szukały pomocy na innych planetach, za wszystko płacił zwycięzca.Było to swego rodzaju odwrócenie reguł cywilnego procesu sądowego o zwrot szkód pieniężnych, gdzie strona przegrywająca winna jest opłacić koszty sądowe stronie zwycięskiej.Oficjalna wersja wydarzeń wyglądała tak, że rząd z Zaprzyjaźnionych, nie otrzymawszy zapłaty za wypożyczonych buntowniczemu rządowi żołnierzy, wypowiedział Nowej Ziemi jako światowi wojnę, póki Nowa Ziemia jako świat nie uiści długu, zaciągniętego przez niektórych jego mieszkańców.W rzeczywistości nie toczyły się żadne działania nieprzyjacielskie, a zapłata po dostatecznie długich targach miała wpłynąć od tych nowoziemskich rządów, które były najmocniej zaangażowane w sprawę.W tym wypadku głównie rządu Partycji Południowej, skoro on okazał się zwycięzcą.Lecz w tym czasie Nowa Ziemia była pod okupacją wojsk z Zaprzyjaźnionych i pojechałem tam w osiem miesięcy po ostatnim pobycie, gdyż chciałem napisać o tym cykl artykułów.Tym razem udało mi się spotkać z komandorem polnym bez żadnych kłopotów.Wśród bąbloplastycznych budynków Kwatery Wojskowej wzniesionej na otwartym terenie już od pierwszego rzutu oka widać było, że wojsko z Zaprzyjaźnionych otrzymało rozkazy dawania ludności niezaprzyjaźnionej tak mało, jak to tylko możliwe, powodów do zadrażnień.Nie słyszałem, by jakiś żołnierz przemówił kościelnym zaśpiewem, począwszy od bramy, przez całą kwaterę, na biurze komandora polnego kończąc, choć ten, pomimo faktu, że "panował" mi, zamiast mnie "tykać", nie wyglądał na ucieszonego moim widokiem.–Komandor polny Wassel – przedstawił się.– Niech pan siada, panie Olyn.Słyszałem o panu.Był to mężczyzna dobrze po czterdziestce, lub nieco po pięćdziesiątce, z krótko przystrzyżonymi włosami, siwymi jak u gołąbka.Przysadzisty jak piec, miał ciężką, kwadratową szczękę, która nie miała kłopotu z przybieraniem zawziętego wyglądu.Właśnie teraz, pomimo wysiłków, by sprawiać wrażenie beztroskiego, wyglądał na nieprzejednanego – ja zaś znałem przyczynę zmartwienia, które wywołało na twarzy Wassela wyraz buntu niezgodny z jego zamiarami.–Spodziewałem się, iż będzie pan słyszał – powiedziałem, trzeba to przyznać, z pewną zawziętością.– Zatem od razu postawię sprawę jasno, przypominając o bezstronności Międzygwiezdnej Służby Prasowej.Odprężył się w fotelu.–Znamy ją dobrze, redaktorze – odparł – toteż bynajmniej nie sugeruję, że żywi pan wobec nas jakiekolwiek uprzedzenia.Ubolewamy nad śmiercią pańskiego szwagra oraz nad pańską raną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]