[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co ujrzałam, sprawiło, że aż musiałam przetrzećoczy.Zobaczyłam nie po jednym, ałe po troje dzieci przyssanych do karków rodziców.Ale jeszczedziwniejsze były pieszczotliwe gesty, które wykonywały - gładziły głowy, ramiona i klatki piersioweswoich nosicieli.- To nie dzieci.To raczej.wysysające energię pasożyty.%7ływią się swoimi gospodarzami?- Właśnie tak.Dlaczego? - zapytała Mary.- Nie mam pojęcia.- Musisz się dowiedzieć.- Ale jak? - Jak, do diabła, to zrobić, dodałam w myślach.- Próbowałaś z nimi rozmawiać? - zamruczała.Przewróciłam oczami.- Nie wiedziałam, że mi wolno.Popatrzyła na mnie jak na głupią gęś.- Mogę podejść bliżej?- Dobry pomysł, kochanie.A może powinnam powiedzieć: Sherlocku? - Znowu popatrzyła nazegarek, wyganiając mnie na pogawędkę ze wściekiem.Ruszyłam w stronę kłębiącego się tłumu.Spytałam młodą  matkę", co tu robi.- To spotkanie USM - odparła, a kiedy zapytałam, co to, wyjaśniła: - Och, Uzależnionych od Seksu iMiłości.To taka grupa wsparcia jak Anonimowi Alkoholicy.To muszą być ciekawe spotkania, stwierdziłam w duchu i się uśmiechnęłam.Karmił się niąwyjątkowo gremlinowaty manczkin.Spoglądał na mnie wygłodniałym wzrokiem, a z pyska toczyłpianę.Przygwozdziliśmy się spojrzeniami.Nie otwierając ust, zwróciłam się do przeżuwacza:246 - Po co im jesteście?- Oni potrzebują nas, my potrzebujemy ich.To zbrodnia doskonała.Ulżyło mi, że go rozumiem.- Mogę mówić w każdym języku - zabulgotał; z jego maleńkich kłów kapał wściek.- Dlaczego potrzebujecie się nawzajem? Manczkin zarechotał.- %7łeby zapomnieć.- O czym?- Cóż.Jeśli będziesz wciąż zdrapywać strup, rana nigdy się nie zagoi.My jesteśmy strupami.Dręczymy ich, tak że nie muszą się zmieniać.- A nie chcą zmiany?- Hahahahahahahahaaa.Nie.Pragną się skupić na swoim bólu, głuptasie.Przeżywać go wciąż nanowo.My im pomagamy! Nie możemy podłączyć się do tych, którym zależy na zmianie.- Jak im pomagacie? Nie łapię.To wygląda, jakbyście ich doili.- Oczywiście, że ich doimy! Wcale nie łakną prawdziwej energii.Chcą usprawiedliwienia.Otępienia.Dajemy im bezpieczeństwo i otumanienie.Lepsze znane zło niż nieznane, prawda?Patrzyłam na tłum.Większość pielęgnowała swoje rany i karmiła małe wśiekliny.Westchnęłam.- Nie zachowuj się, jakbyś nigdy nie potrzebowała usprawiedliwienia.Pozwalamy im sobie odpuścić!Jesteśmy ich magicznymi pociskami!Nie do końca to do mnie trafiało.A manczkin najwyrazniej czytał w moich myślach.253 - Jeśli poczujesz się martwa, nigdy nie będziesz musiała żyć! - wyjaśnił.- Jeśli nigdy nie będziesz mu-siała żyć, nigdy nie poniesiesz porażki.Słyszałaś kiedyś o kocyku bezpieczeństwa? To właśnie ja, ja,ja, ja, ja!Hałas wielkiego żarcia, w którym brali udział poranieni i raniący, przybierał na sile.Nagle znikądwyskoczył wytatuowany hipster.- To twoje pierwsze spotkanie? - zapytał, a jego wampirze dziecko kurczowo trzymało się jego ucha,waliło go po pysku i wysysało magmę wypełniającą jego hipsterowską duszę.- Nie - odparłam.- Po prostu kogoś szukam.Szybko wycofałam się do boku Mary całkowicie wypluta.- I.? - Uniosła brew, czekając na sprawozdanie.- Ci ludzie utknęli, a pasożyty nie pozwalają im się ruszyć.- Dobrze.Czym są?- Przerażającymi istotami.Oczy Mary zwęziły się, jakby mówiły: nie bądz śmieszna.- Co jeszcze?- Może to zabrzmi głupio, ale podejrzewam, że to takie prywatne demony.Mary poklepała mnie po plecach.- Eureka! Tak! Jak na mądralę jesteś okropnie powolna.Chodz ze mną.Szybko!Kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz, zaprowadziła mnie na ławkę w pobliskim parku.- Powiedz, co widzisz.248 - Dobra.Widzę kobietę z dużym garbem.- Wlokła się ulicą z nisko zwieszoną głową i poważnąosteoporozą.- Wygląda na ciężki, jakiś metr na metr.- Dalej.Omów to, proszę.- Widzę kobietę dzwigającą pakunek.Bagaż? Psychiczny bagaż.Przygniata ją do ziemi.- Dlaczego? - naciskała Mary.- Dlaczego niesie pani ten bagaż? - wyszeptałam miękko.Nagle jak diabeł z pudełka wyskoczyła małpka, która zaczęła krzyczeć w ucho przygarbionej kobiety:- Nie liczysz się, głupia! Jesteś bez znaczenia! Idz dalej, głupia! Jesteś taka głuupia, taka głuu-pia!Ciało małpki wypełniała mieszanina obrazów.- Co to za obrazki? - spytałam wrzaskliwe zwierzątko.Małpka spojrzała na mnie i powiedziała z wyrzutem:- Nie patrz na mnie takim wzrokiem.Ona sama mnie spakowała i w każdej chwili może wyciągnąć,ale nawet nie ma zamiaru! Więc przestań się na mnie tak gapić! Nie siedzę na twoich plecach.Jestemtym wszystkim, czego ona nie chce widzieć, bo udaje, że się nie zdarzyło! Ojciec nigdy jej nieuderzył! Mąż nigdy jej nie zdradził! Matka nigdy nie umarła! Ona sama nigdy nie płakała.Ta kobietawoli taszczyć mnie na plecach, rozumiesz? Kumasz? To, o czym nie wiesz, nie może cię zranić,prawda? Prawda? Prawda? Oto wolna wola w działaniu, dziecino!Odwróciłam się do Mary.- Widziała to pani?- Tak.A ty? Jaka jest różnica między tym a tamtym, co widziałaś dziesięć minut temu?255 - Jedno to bagaż, drugie to demon.Jedno jest nie-rozpakowane, a drugie owszem.Bagaż to wszystko,co ludzie ignorują.Demony to rany, o których wiedzą i na których się skupiają? - Pokiwała głową, aleja nie rozumiałam jeszcze wielu rzeczy.- A co z mackami? Albo rurami wysysającymi światło?- Chwileczkę.Jak myślisz, dlaczego demony były wewnątrz dzieci?To jasne, że większość osób jest tak pochłonięta własnymi ranami, zaabsorbowana bólem, że pozbyciesię go byłoby dla nich jak wyrwanie im dziecka z objęć.- Ludzie pielęgnują te swoje lalki bólu, bo są do nich przywiązani? Może dotrzymują im towarzystwa?- Wystarczy, moja droga.Wszystko, co widzisz, przypomina o tym, że ten świat jest jedynie odbicieminnej rzeczywistości.A teraz spójrz w prawo, proszę.Kiedy popatrzyłam na przemykających obok nowojorczyków, zobaczyłam, że wszystkie kulejące lubpowłóczyste kroki, materialne garby albo guzy są manifestacją energii, która miała zwrócić uwagętylko jednego widza.Każdy stanowił wersję tej samej historii: był opowieścią o tym, co dana osobamyślała lub czuła, czemu zaprzeczała lub na czym się skupiała.Turbulencje przekształcały siłęwitalną człowieka w elektromagnetyczny teatr lalek.- Kto pociąga za sznurki? - spytała Mary.- Jeżeli małpka wścieku miała rację i jeśli człowiek zapomina, kim jest, lalka zamienia się w lalkarza.I to ona kontroluje przedstawienie.Mary zaklaskała z entuzjazmem.Niespodziewanie pojawiła się młoda kobieta pchająca wózek.Ześrodka jej głowy wyrastała czysta struna256 światła, które rozświetlało niebo.%7ładnych wścieków, energetycznych komarów.Niosła ze sobąspokój, a on rozlewał w po tym całym cierpieniu niczym fala przypływu.Kobieta neutralizowałaenergetyczne demony na swojej drodze.- Co ona robi? - przycisnęła mnie Mary.- Jest spokojna.- I?- W ten sposób coś oczyszcza?Patrzyłam.Obecność kobiety była tak kojąca, że lal-karze znikali, a ludzie prostowali się i szliszczęśliwsi niż chwilę wcześniej.I z każdym krokiem przypominali sobie własne przedstawienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •