[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I braklitości.Wiesz, don Domenicu, że w młodości byłem do pana bardzo podobny?Zastanawiam się, czy i pana zgubią te cechy, jak zgubiły mnie.Jordan zacisnął dłonie na poręczach fotela tak mocno, że poczuł ból.W towarzystwie tego zepsutego do szpiku kości, mądrego starca poczuł się naglemłody, niedoświadczony i bezradny.A już od bardzo dawna tak się nie czuł.Ogarnął golęk, ale wiedział, że nie ma sensu zaprzeczać istnieniu tego uczucia.Zaakceptował je,opanował się.I czekał.- Zresztą - ciągnął don Sicart - nie spodziewałem się innej odpowiedzi po kimś,kogo za plecami ludzie nazywają katem Almayrac.O, tak.- Oczy mówiącegozaiskrzyły się, gdy Jordan drgnął lekko.- Tak właśnie pana nazywają, choć w krążącychplotkach więcej pewnie jest fantazji niż prawdy.Ponoć wystarczył jeden tylko list dobiskupa Malartre, pańskiego protektora, by do Almayrac wysłać oddział wojska, którytej wiosny wymordował jedną czwartą mieszkańców miasteczka.Co napisałeś w tymliście, panie?  Proszę o pomoc, bo trzeba zabić kilkudziesięciu obywateli Almayrac ztakiego to a takiego powodu"?- Nie - powiedział Jordan, który zdążył już odzyskać równowagę.- Napisałem: Proszę o pomoc, bo trzeba zabić kilkudziesięciu obywateli Almayrac".Nie podałempowodu.Przez twarz don Sicarta przemknął cień niepewności.Starzec cofnął się, wtulił woparcie fotela.- Czy mógłbyś, panie, podejść do okna?284 Jordan spojrzał zdziwiony, ale spełnił prośbę.- Co widzisz?- Villatelle - odparł.- Parki i ogrody.I rezydencje.- Właśnie.- Don Sicart skinął głową.- Villatelle.Załóżmy nawet, że uda się panumnie zniszczyć.Lecz jak myślisz, panie, ilu podobnych mnie ludzi kryje się jeszcze wtych starych, moknących w jesiennym deszczu pałacach?Jordan usłyszał pytanie, ale nie odpowiedział.Wciąż stał przy oknie, spoglądającna moknący w deszczu krajobraz.Myślał o Rafaelu Sanie.Był pewien, że okaleczonymłodzieniec uda się teraz z powrotem do zródła swych niezwykłych zdolności.Prosićświętego o kolejną łaskę.A więc Jordan, gdyby chciał ścigać Rafaela, musiałby wrócić w jedyne miejsce, w którejuż nigdy wracać nie chciał.Do Mandracourt.Do domu.285 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •