[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła głowę,wyprostowała ramiona i zaczęła mówić, zwięźle i szybko.- Chciałam umrzeć.To bym wolała, przynajmniej w tamtejchwili.On o tym wiedział, jestem tego pewna.Ale z jakiegośpowodu chciał się mną bawić, więc kazał mi samejzdecydować, czy ma mnie uśmiercić, czy nie.- Och, Jen, to okropne - odezwała się Alex zdławionymgłosem.Objęła Jennę ramieniem, jakby ją chciała ochronić.-Okrutny skurczybyk.- Więc powiedziałaś Prastaremu, że chcesz żyć, i on cięzostawił, tak po prostu? - spytała Eliza.Jenna przypomniała sobie tę chwilę z przeraźliwą jasnościąi pokręciła głową.- Powiedziałam mu, że chcę żyć, i ostatnie, co pamiętam toto, że rozciął sobie skórę na przedramieniu i wyjął tę rzecz - tomaleńkie Bóg raczy wiedzieć co - którą teraz mam w sobie.Raczej wyczuła, niż zobaczyła dyskretną wymianę spojrzeńwokół stołu.- Myślicie, że to ma jakieś znaczenie? - spytała, adresując topytanie do nich wszystkich.Próbowała stłumić strach, który jąnagle ogarnął.- Myślicie, że włożył we mnie to coś, ponieważod tego zależy, czy umrę, czy będę żyła?Alex ścisnęła jej rękę, ale to Tess odpowiedziała w imieniugrupy.- Może Gideon przeprowadzi kolejne badania i to ustali.Jenna przełknęła z trudem ślinę, po czym pokiwałagłową.Jedzenie na jej talerzu pozostało nietknięte do końcaposiłku.W wielkim luksusowym apartamencie hotelowym wBostonie ciężkie kotary skutecznie blokowały dostęppromieniom porannego słońca.W ciemnym kącie, w krytymjedwabiem fotelu siedział ten, który nosił imię Dragos, i bębniłniecierpliwie palcami w stojący obok mahoniowy stolik.Opóźnienia go niecierpliwiły, a zniecierpliwiony stawał sięniebezpieczny.- Jeśli się nie zjawi w ciągu sześćdziesięciu sekund, jeden zwas ma go zabić - rozkazał dwóm zabójcom z PierwszegoPokolenia, warującym po obu jego stronach niczymdwumetrowe piekielne ogary.Ledwie to powiedział, usłyszał dźwięk dzwonka prywatnejwindy, która zatrzymała się w przedsionku apartamentu.Nieruszył się z miejsca, czekając w pełnym irytacji milczeniu, ażinny z jego osobiście wyhodowanych ochroniarzy wprowadzido pokoju przybyłego wampira - prawą rękę Dragosa wprowadzonej właśnie tajnej operacji, kogoś w rodzajuzastępcy.Wampir miał dość rozsądku, by skłonić głowę, gdy tylkoujrzał Dragosa.- Wybacz, że kazałem ci czekać, panie.W mieście jest pełnoludzi.Turystów i niedzielnych spacerowiczów - rzekł znieukrywaną pogardą.Zdjął czarne skórzane rękawiczki ischował do kieszeni kaszmirowego płaszcza.- Mój kierowcamusiał dłuższy czas krążyć wokół hotelu, nim udało mu siępodjechać do służbowego wejścia poniżej poziomu ulicy.Dragos nadal bębnił palcami w stolik.- Coś nie tak z głównym wejściem?Przybyły, który podobnie jak Dragos pochodził z drugiegopokolenia, zbladł nieco.- Jest środek dnia, panie.W takim słońcu w ciągu paruminut zostałaby ze mnie grzanka.Dragos raczył wreszcie na niego spojrzeć.On też nie czułsię tutaj komfortowo.Wolałby bezpieczeństwo i zaciszewłasnej rezydencji, ale pozostawanie w niej już nie byłomożliwe, ponieważ Zakon pomieszał mu szyki i zmusił go doukrywania się.W obawie przed zdemaskowaniem nie informował swoichsprzymierzeńców, gdzie znajduje się jego nowa kwatera.Żaden z nich nie wiedział również o innych bazach Dragosa anio tym, kto jeszcze mu służy.Nie mógł ryzykować, że któryś zjego współpracowników wpadnie w łapy Zakonu i wyda go wzamian za darowanie życia.Na samą myśl o Lucanie Thornie i jego wojownikachpoczuł w ustach smak goryczy.Wszystko, do czego dążył -jegowizję przyszłości, której realizacji nie mógł się już doczekać -Zakon zniszczył.Zmusił go do haniebnej ucieczki i życia wukryciu.Zmusił go do zniszczenia własnego centrumoperacyjnego - superlaboratorium, którego stworzeniekosztowało go setki milionów dolarów i kilka dziesięciolecipracy.Po laboratorium zostały tylko wypalone ruiny w głębi lasóww Connecticut.Władzę i przywileje, do jakich nawykł w ciągu wieków,musiał zamienić na życie zbiega, który wciąż się ogląda przezramię, by sprawdzić, czy wrogowie nie depczą mu po piętach.Zakon wypłoszył go z kryjówki jak zająca i wcale mu się to niepodobało.Ostatnią porażkę poniósł na Alasce.Prastary, jegonajcenniejsze, niedające się nikim i niczym zastąpić narzędzie,służące do zdobycia władzy nad światem, uciekł.To, żezdołał się uwolnić podczas transportu w nowe miejsce, byłofatalne, jednak jeszcze gorsze było to, że Zakon zdołał odkryćnie tylko alaskie laboratorium, ale również uciekiniera,przybysza z innego świata.Dragos stracił i jedno, i drugie.I nie zamierzał dopuścić, byZakon odebrał mu coś jeszcze.- Chcę usłyszeć dobre wieści - zwrócił się do wampira,patrząc na niego spod zmarszczonych brwi.- Poczyniłeśpostępy w realizacji przydzielonego ci zadania?- Wszystko jest gotowe, panie.Nasz cel i jego rodzinawłaśnie wrócili do Stanów z wakacji za granicą.Dragos mruknął pod nosem, zadowolony.Owym celem byłjeden ze starszych Rasy, wampir liczący prawie tysiąc lat ipochodzący z Pierwszego Pokolenia.Właśnie dlatego Dragospostanowił go usunąć.Oprócz eliminacji Lucana Thorne'a ijego wojowników chciał również zakończyć swą pierwotnąmisję, czyli całkowitą eksterminację wszystkich żyjącychczłonków Pierwszego Pokolenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •