[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak długa podróż sporo by kosztowała - zauważyła cicho.- Cricklade może sobie na to pozwolić.- Istotnie - przyznała.- Może.Ale posiadłość nie należy już do nas.Jeśli zabierzemy takdużo żywności, Aez albo koni, inni nazwą nas złodziejami.Nie moglibyśmy już wrócić doKesteven.- My?- Tak, my.To nasze dzieci i to jest nasz dom.- Jedno bez drugiego nic nie znaczy.- Zastanawiam się nad pewną kwestią - oznajmiła z głębokim zakłopotaniem.- Co zmusi załogę  Cranborne" do dotrzymania umowy, kiedy już odbijemy od brzegu?- A co nas powstrzyma przed kradzieżą całego statku? - Mruknął znużonym głosem Luca.- Odbudowaliśmy cywilizację, kochanie.Wiem, że nie jest zbyt wspaniała, ale jakoś funkcjonuje.Możemy z daleka wyczuć zdradę i nieuczciwość.- Dobra.A więc chcesz wyjechać? I tak już mamy pod dostatkiem kłopotów - zauważyła,zerkając na milczącego dyplomatycznie Lionela.- Nie jestem pewien.Chcę z tym walczyć.Jeśli wyjadę, to będzie znaczyło, że Grantwygrał.- To nie jest walka.To kwestia serca.- Czyjego serca? - Wyszeptał pełnym bólu tonem.- Przepraszam - wtrącił Lionel.- Czy rozważyliście możliwość, że osoby, które opętaływasze córki, mogą się nie ucieszyć na wasz widok? Co właściwie planowaliście zrobić? W końcuraczej nie możecie ich poddać egzorcyzmom i odjechać razem ku zachodzącemu słońcu.Będądla was tak samo obce jak wy dla nich.- Nie są dla mnie obce - warknął Luca.Zerwał się nagle z fotela.Dygotał cały.- Cholera,nie mogę się przestać o nie martwić.- Wszyscy ulegamy naszym gospodarzom - przyznał Lionel.- Najprostszym wyjściem jestpogodzić się z tym.Wtedy przynajmniej będzie można odnalezć spokój.Jesteście gotowi takpostąpić?- Nie wiem - wychrypiał Luca.- Po prostu nie wiem.*Carmitha przebiegła palcami wzdłuż ręki kobiety, sprawdzając ciągłość kości, mięśni iścięgien.Podczas badania zamknęła oczy, skupiając umysł na kłębku mglistej jasności, jakimbyło ciało.Nie kierowała się wyłącznie dotykiem.Tkanki tworzyły odrębne pasma cienia, jakbyoglądała bardzo niewyrazne ilustracje z podręcznika medycznego.Przesuwała palce za każdymrazem o centymetr i bardzo delikatnie naciskała, jakby muskając klawisze fortepianu.Sprawdzanie całego ciała w ten sposób trwało z górą godzinę, a i wtedy nie było efektywne w stuprocentach.Docierała tylko do powierzchni.Istniało mnóstwo odmian raka atakujących narządywewnętrzne, gruczoły i szpik.Tych bardziej dyskretnych potworów nie zauważy, dopóki niebędzie za pózno.Coś umknęło w bok pod jej palcem wskazującym.Lekko przesunęła opuszkę, by sprawdzić ruchomość obiektu.Był twardy, jakby pod skórą ukrywał się mały kamyk.Okiemumysłu postrzegała go jako białą plamkę o kosmatych wypustkach wnikających w otaczającątkankę.- Jeszcze jeden - oznajmiła.Westchnienie kobiety brzmiało niemal jak łkanie.Carmitha nauczyła się na własnejskórze, że przed pacjentami nie można niczego ukrywać.Zawsze potrafili wykryć nutkęniepokoju w jej myślach.- Umrę - wyjęczała kobieta.- Wszyscy umieramy, nasze ciała gniją.To kara za ucieczkę zzaświatów.- Nonsens.Te ciała przekształcono genetycznie.To znaczy, że mają wysoką odporność naraka.Kiedy przestanie je pani dręczyć energistyczną mocą, powinna nastąpić remisja.To było jej standardowe słowne placebo.Odkąd zachorował Butterworth, powtarzała tesłowa tak wiele razy, że sama już zaczynała w nie wierzyć.Carmitha kontynuowała badanie, przechodząc powyżej łokcia.To była już czystaformalność.Najgorzej wyglądały uda kobiety.Tam, gdzie usunęła tłuszcz, by nadać sobiemłodzieńczy wygląd, pojawiły się guzki wielkości orzechów.Strach zwyciężył instynkt ipragnienie odzyskania dziewczęcego splendoru.Kobieta zaprzestanie nadnaturalnegotorturowania udręczonych komórek i być może guzy rzeczywiście znikną.Gdy Carmitha kończyła badanie, w bok wozu zastukał Luca.Kazała mu zaczekać, ażpacjentka się ubierze.- Wszystko będzie dobrze - zapewniła i uściskała kobietę.- Musi pani tylko znowu staćsię sobą i być silna.- Tak - zgodziła się przygnębiona pacjentka.Carmitha doszła do wniosku, że to nie jest odpowiednia chwila na wykłady.Niech kobietanajpierw ochłonie.Potem nauczy ją, jak czerpać ze swej wewnętrznej siły, by wzmocnićorganizm.Babcia Carmithy zawsze bardzo podkreślała, iż trzeba myśleć, że jest się zdrowym. Słaby umysł wpuszcza zarazki".Luca starannie unikał spoglądania w załzawione oczy kobiety, usuwając się na bok, gdywychodziła z wozu.- Jeszcze jedna? - Zapytał, gdy się oddaliła.- Aha - potwierdziła Carmitha.- Ale to stosunkowo łagodny przypadek. - Zwietnie.- Niekoniecznie.Do tej pory obserwowaliśmy tylko początkową fazę rozwoju guzów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •