[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musimy się zobaczyć z twoimi rodzicami.Tobby zastanawiała się przez chwilę, po czym zrobiłakrok do tyłu.- Dowiem się, czy zechcą was przyjąć.Zaczekajciew hallu - rozkazała i skierowała się w głąb domu.Weszliśmy do hallu.Paliła się tu tylko jedna lampa, toteż w pokoju było prawie ciemno.Zapaliłam lampę Tiffa-ny'ego stojącą koło kanapy i usiadłam, gdyż nogi się podemną uginały.Pozwól, że ja zacznę rozmowę z panią Tate - poprosiłBeau.Stanął obok mnie, z rękami założonymi z tyłu.Obojeczekaliśmy, nasłuchując, ze wzrokiem utkwionym w korytarz.Nic się nie działo przez tak długi czas, że oderwałamwzrok od drzwi i zatrzymałam na portrecie wiszącym nadkominkiem.Był to portret Paula, który namalowałam jakiśczas temu.Gladys Tate powiesiła go na miejscu portretuswojego i Octaviousa.Pomyślałam, że obraz jest bardzo dobry.Udało mi się świetnie uchwycić podobieństwo.Niebieskie oczy Paula wyglądały jak żywe, a na jego ustach igrałuśmiech, który teraz wyglądał jak uśmiech pełen satysfakcji i rozkoszy czerpanej z zemsty.Nie mogłam spokojniepatrzeć na ten obraz.Usłyszeliśmy kroki i po chwili pojawiła się Tobby.Moja nadzieja prysła.Zrozumiałam, że Gladys nie chce nas przyjąć.- Matka zaraz zejdzie - zakomunikowała oschle Tobby -ale ojciec nie chce was widzieć.Usiądz - poradziła Beau.-To może trochę potrwać.Beau posłusznie usiadł koło mnie.Tobby patrzyła na nas przez chwilę.- Dlaczego tak się upieracie? Jeżeli moja matka kiedykolwiek potrzebowała wnuka, to właśnie teraz.To okrutne,że tak nam wszystko utrudniacie i zmuszacie nas, żebyśmysię procesowali.- Posłała mi gniewne spojrzenie, po czymzwróciła się do Beau.- Po niej można się wszystkiego spodziewać, ale myślałam, że ty okażesz się bardziej dojrzały.- Tobby - powiedziałam.- Nie jestem osobą, za którąmnie bierzesz- Dobrze wiem, kim jesteś.-Ale.Beau położył mi rękę na ramieniu.Spojrzałam na niegoi dostrzegłam błaganie w jego oczach.Przełknęłam słowa,a Tobby obrzuciła mnie wzrokiem pełnym pogardy i wyszła.- Pózniej zrozumie - rzekł cicho Beau.Po dziesięciu minutach usłyszeliśmy stukot obcasów Gladys Tate.Każdestuknięcie wdzierało się w moje serce niczym wystrzał z pistoletu.Wyczekująco utkwiliśmy wzrok w drzwiach.Pojawiła się przed nami wyższa i szczuplejsza w żałobnej sukience, z włosami surowo ściągniętymi do tyłu.Jej ustawyglądały, jakby odpłynęła z nich cała krew, policzki miałablade, a oczy jej pałały gniewem.- Czego chcecie? - spytała, posyłając mi mordercze spojrzenie.Beau wstał.- Pani Tate, chcieliśmy z panią porozmawiać, dojść do porozumienia i wyjaśnić, dlaczego tak postąpiliśmy - zaczął.- Wyjaśnić? - Uśmiechnęła się lodowato.- Nic tu niema do wyjaśniania.Należycie do ludzi, którzy myślą tylko0 sobie i nie obchodzi was, jeżeli szukając własnego szczęścia zadajecie komuś straszliwy ból.- Odsunęła się od nas1 niczym królowa zasiadła w fotelu z wysokim oparciem.-To ja jestem wszystkiemu winien, nie Ruby - tłumaczył cierpliwie Beau.- Kiedy Ruby zaszła w ciążę, zachowałem się jak tchórz i pozwoliłem, by rodzice wysłali mnie doEuropy.Macocha Ruby nalegała, by Ruby usunęła ciążę,ale nie zgodziła się na to, uciekła i wróciła na rozlewiska.- O jakże tego żałuję! - wybuchnęła Gladys, skazującmnie na śmierć wzrokiem pełnym nienawiści.- Ale jednak wróciła - mówił Beau, nie zrażony tym wybuchem.- I pani syn stworzył dla nich dom.- I widzimy, dokąd go to zawiodło - zasyczała.Przebiegłmnie lodowaty dreszcz.- Doskonale pani wie - ciągnął Beau łagodnie - że ichzwiązek nie był prawdziwym małżeństwem.Czas mijał.Jawydoroślałem, dojrzałem, zrozumiałem swój błąd, lecz byłojuż za pózno.W międzyczasie odnowiłem znajomość z siostrą Ruby.Sądziłem, że i ona wydoroślała.Myliłem się, aleto już inna historia.Gladys uśmiechnęła się ironicznie.- Pani syn wiedział, jak bardzo kochaliśmy się z Ruby,wiedział też, że Pearl jest naszym.moim dzieckiem.Byłdobrym człowiekiem i chciał pomóc Ruby, zapewnić jej dobrobyt i bezpieczeństwo.- A ona wykorzystała tę dobroć - przerwała Gladys,dzgając powietrze długim wskazującym palcem.- Nie, mamo, ja.- Nie próbuj zaprzeczać, że skrzywdziłaś mojego syna.-Usta jej zadrżały.- Mój syn - zaszlochała.- Zanim rzuciłaśna niego urok, uwielbiał mnie.Nasza miłość wydawała sięniezniszczalna - powiedziała.- Ale ty odebrałaś mi go -wbiła we mnie jak sztylet pałający nienawiścią wzrok, a jazrozumiałam, że nie istnieje nienawiść większa od tej, którą zrodziła zdradzona miłość.Dlatego właśnie serce GladysTate domagało się zemsty.- Nie zrobiłam niczego takiego, mamo.Próbowałamzniechęcać go do małżeństwa ze mną.Odkryłam mu nawetprawdę o naszym pochodzeniu.- Tak.I podstępnie zasiałaś między nami ziarno niezgody.Dowiedział się, że nie jestem jego prawdziwą matką.Myślisz, że to nie wpłynęło na jego stosunek do mnie?- Nie chciałam mu tego mówić.Nie ja to powinnam zrobić! - krzyknęłam, przypominając sobie przestrogi babuniCatherine na temat skłócenia cajuńskiej matki z dzieckiem.- Nie można jednak budować domu na kłamstwie.Towy powinniście mu byli wyjawić prawdę.Zamrugała oczami.- Jaką prawdę? Byłam jego matką, dopóki nie pojawiłaśsię ty.On mnie kochał.Tylko takiej prawdy potrzebowaliśmy.miłości.Na chwilę zapadło milczenie.Gladys pohamowała swójgniew i przymknęła oczy.Beau postanowił kontynuować.- Pani syn, widząc że ja i Ruby nie przestaliśmy się kochać, zgodził się pomóc nam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]