[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpadł w złość.Najwyrazniej jego żona omawia-ła ich wspólne sprawy z tymi dwiema, sprawy, które powinny pozostać międzymężem i żoną; ta myśl sprawiła, że rozzłościł się jeszcze bardziej.O jakich tojeszcze tajnikach ich pożycia gadała z nimi przy herbatce? Tamtego wieczora, kujego zdumieniu, Faile włożyła mimo upału grubą, wełnianą koszulę nocną.Kiedypróbował pocałować ją w policzek, mruknęła, że ma za sobą męczący dzień i od-wróciła się do niego plecami.Pachniała furią, tak ostro, że mogłaby rozpołowićbrzytwę.381 Nie potrafił zasnąć przy tym zapachu i im dłużej tak leżał obok niej, wpatrzonyw spowitą w mrok komnatę, tym bardziej stawał się zły.Dlaczego ona to robi? Czyona nie widzi, że on kocha tylko i wyłącznie ją? Czy nie udowadniał jej co rusz,że bardziej niż czegokolwiek innego w życiu pragnie ją tulić po wsze czasy? Czynależało go winić za to, że jakiejś kobiecie wleciała osa do nosa i zachciało jejsię flirtować? Powinien był przełożyć ją sobie przez kolano i tak wysmagać posiedzeniu, żeby nareszcie przejrzała na oczy.Tylko że już to kiedyś zrobił, wtedy,gdy jej się zdawało, że może go bić pięścią, kiedy chciała postawić na swoim.Samzresztą odczuł to znacznie boleśniej; nie znosił nawet myśli, że Faile mogłaby staćsię krzywda.Pragnął z nią żyć w pokoju.Z nią i tylko z nią.Dlatego właśnie podjął decyzję, gdy tak leżał o pierwszym szarym brzasku ichszóstego dnia w Cairhien.Wiedział, że w Kamieniu Berelain flirtowała z kilkuna-stoma mężczyznami; niezależnie od tego, co ją podkusiło, by wybrać sobie jegoza swoją ofiarę, zasadzi się na innego, jeśli będzie trzymał się od niej z dalekadostatecznie długo.A kiedy już Berelain znajdzie sobie inną ofiarę, Faile odzyskarozsądek.Takie rozwiązanie wydawało mu się najprostsze.Kiedy już nadeszła pora, że mógł narzucić coś na grzbiet, wyruszył na po-szukiwanie Loiala, zjadł z nim śniadanie, a potem towarzyszył mu do BibliotekiKrólewskiej.A kiedy zobaczył tam szczupłą Aes Sedai i Loial mu powiedział, żeprzychodzi tam codziennie  Loial był bardzo nieśmiały przy Aes Sedai, ale niemiał nic przeciwko, gdy otaczało go ich pięćdziesiąt  Perrin znalazł Gaula, poczym zapytał, czy on nie miałby ochoty na polowanie.Na wzgórzach otaczają-cych miasto jeleni albo królików było niewiele, a te nieliczne cierpiały z powodususzy tak samo jak ludzie, ale nos Perrina mógł ich doprowadzić do odpowiedniolicznej zwierzyny, gdyby rzeczywiście zależało mu na zdobyciu mięsa.Nawet nienałożył strzały na cięciwę, ale uparł się, że pozostanie za miastem, dopóki Gaulnie zapytał, czy on przypadkiem nie zamierza polować na nietoperze przy świe-tle księżyca  Perrin niekiedy zapominał, że inni ludzie nie widzą tak dobrzew ciemnościach jak on.Następnego dnia też polował aż do zmroku.Cały problem polegał na tym, że jego prosty plan ewidentnie się nie powiódł.Pierwszej nocy, gdy wrócił do Pałacu Słońca, z łukiem bez naciągniętej cięciwyna ramieniu, przyjemnie zmęczony po tych wszystkich spacerach, jakieś przypad-kowe zawirowanie powietrza naniosło w porę zapach Berelain i powstrzymało goprzed wejściem do głównej sieni pałacu.Dawszy znak Aielom stojącym na war-cie, że mają milczeć, przeszedł ukradkiem pod drzwi jakiegoś sługi i łomotał donich tak długo, aż wreszcie osobnik o zmętniałym wzroku wpuścił go do środka.Następnej nocy Berelain czekała na korytarzu pod jego komnatami; musiał sięukrywać za rogiem przez połowę nocy, dopóki się nie poddała.I w ten sposóbzasadzała się na niego w jakimś miejscu co noc, jakby mogła udawać przypadko-we spotkanie, gdy przecież wszyscy spali z wyjątkiem kilku służących.To byłoabsolutne szaleństwo; dlaczego nie mogła sobie wybrać kogoś innego? I każdej382 nocy, kiedy nareszcie wpełzał do swojej sypialni z butami w ręku, Faile spaław tej przeklętej grubej koszuli nocnej.Na długo przed szóstą z rzędu, bezsennąnocą był gotów przyznać, że zbłądził, aczkolwiek nadal nie rozumiał, jak do tegodoszło.To wydawało się takie cholernie proste.Chciał usłyszeć tylko jedno słowoz ust Faile, jedną wskazówką odnośnie tego, co powinien powiedzieć albo zrobić.Każdej nocy jednak słyszał tylko zgrzytanie własnych zębów.Dziesiątego dnia Rand otrzymał list od Coiren z kolejną prośbą o audiencję,sformułowaną równie uprzejmie jak poprzednie trzy.Siedział przez jakiś czas,mnąc gruby pergamin kremowej barwy między kciukiem, a palcem wskazującymi zastanawiał się.Wyczuwał Alannę i ponieważ nie umiał orzec, jaki dzieli ichdystans, wywnioskował, że skoro tym razem to uczucie jest znacznie silniejszew porównaniu z tym, co czuł tamtego pierwszego dnia, ona musi się znajdowaćw połowie drogi do Cairhien.Jeśli tak rzeczywiście było, to w takim razie Merananie marnowała czasu.I dobrze; chciał, żeby tak gorliwie dążyła do celu.Mogłabyteż okazać skruchę, przynajmniej odrobinę, ale to akurat się równało pragnieniugwiazdki z nieba; Merana była Aes Sedai.Dotrą do Cairhien za dziesięć dni, podwarunkiem, że utrzymają takie tempo.Dość czasu by jeszcze ze dwa razy spo-tkać się z Coiren, dzięki czemu udzieliłby obu grupom po trzy audiencje.Meranabędzie zmuszona wziąć to pod uwagę, kiedy już się tu zjawi.Obecność delegacjiz Białej Wieży pozbawi ją wszelkiej przewagi i nie dowie się też, że on prędzejwsadziłby rękę do gniazda węży, niż zbliżył się do Wieży, zwłaszcza teraz, kiedyElaida zasiadała na Tronie Amyrlin.Jeszcze dziesięć dni i gotów był zjeść własnebuty, że przed upływem kolejnych dziesięciu Merana obieca mu wsparcie ze stro-ny Salidaru, bez tych bzdur o prowadzeniu go albo wskazywaniu mu właściwejdrogi.Wtedy będzie mógł nareszcie skierować całą uwagę na Sammaela.Kiedy Rand zasiadł do pisania listu do Coiren, w którym kazał jej nazajutrzprzyprowadzić dwie siostry do pałacu Słońca, Lews Therin zaczął mruczeć. O tak.Sammael.Zabij go tym razem.Demandreda, Sammaela, zabij ich terazwszystkich.Tak, ja to zrobię.Rand ledwie zważał na te słowa. UPROWADZENIERand pozwolił Sulin przytrzymać kaftan, który właśnie wkładał, z tego pro-stego względu, że w przeciwnym razie musiałby wydzierać jej go z rąk.Ona jakzwykle starała się wcisnąć na niego odzienie, nie zważając na takie drobiazgi,jak na przykład miejsce, gdzie akurat znajdowały się jego ręce.W rezultacie od-tańczyli krótki taniec na środku sypialni.Zachwycony tym Lews Therin rechotałopętańczo. Sammael, tak, ale najpierw Demandred.Przede wszystkim pozbędę się De-mandreda, potem Sammaela.O tak!Gdyby ten człowiek posiadał ręce, to zapewne zacierałby je z radości.Randgo zignorował. Okaż szacunek  mruknęła pod nosem Sulin. Nie okazałeś szacunkutym Aes Sedai w Caemlyn i sam widziałeś, co z tego wyszło.Mądre.Słyszałamróżne rzeczy, które mówiły Mądre.Musisz okazywać szacunek.Lordzie Smoku padło jakby po namyśle.Nareszcie udało mu się wbić w kaftan. Czy Min już przyszła? A widzisz ją? Mój Lordzie Smoku. Sulin zebrała nie istniejącą nitkęz czerwonego jedwabiu i zabrała się za zapinanie guzików.Szło jej znacznie szyb-ciej, gdy opuścił ręce, pozwalając jej to robić. Min przyjdzie, kiedy przyjdzie.o ile przyjdzie.Sorilea skończy z nią w namiotach, kiedy skończy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •