[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jejniezrównana wyższość i wrodzona subtelność powinny  należałoby mniemać  odstraszyćimperty-nenta i pozbawić go od razu odwagi niegodziwego czynu.Nie jest tak jednak;pragnąłbym też z całej duszy, gdybym tylko mógł, ochronić tę niewinną, nic niepodejrzewającą istotę przed wszelkim złem.Osobiście wszakże nie jestem w mocy nicuczynić: nie mogę zbliżyć się do niej  dodał po chwili.  Dobrze więc, gotowa jestem pomóc panu, panie doktorze  rzekłam  proszę jednak,niech mi pan wskaże, w jaki sposób.Szybko przebiegłam w myśli listę stałych mieszkanek zakładu, szukając pośród nich owegowzoru wszelkich cnót, owej perły bezcennej, owego klejnotu nieskalanego.Nie może to byćnikt inny poza Madame  doszłam do wniosku  ona jedynie spośród nas wszystkichposiadła sztukę wydawania się istotą wyższą: co się tyczy wszakże jej niedoświadczenia iłatwowierności.nie powinien doktor John zbytnio się tym trapić.Skoro jednak taki jest jegokaprys, nie mam bynajmniej zamiaru przeczyć mu; niech się stanie, jak chce  jego aniołpozostanie w jego mniemaniu aniołem. Proszę, niech pan zechce wskazać mi stronę, w którą mam skierować moją czujnośćdodałam poważnie, z trudnością wszakże tając śmiech, jaki mnie ogarnął na myśl, że mamstanąć na straży cnoty samej Madame czy którejkolwiek z jej wychowanek.Doktor John posiadał widocznie subtelne wyczucie nastrojów, od razu bowiem zrozumiałinstynktownie to, czego nie wykryłby osobnik mniej wrażliwy  mianowicie, że bawi mnie zlekka on190sam i cała sytuacja.Zarumienił się nagle, z półuśmiechem odwrócił się i wziął kapelusz,zamierzając widocznie odejść.Serce zabiło we mnie żywiej. Pomogę panu, tak, chcę panu pomóc  pospieszyłam zapewnić go. Zrobię wszystko,czego tylko pan sobie życzy.Będę czuwała nad pańskim aniołem, roztoczę opiekę nad owąofiarą złych mocy, proszę mi tylko powiedzieć, kto to taki. Ależ pani m u s i przecież wiedzieć  szepnął bardzo cicho, ale zupełnie poważnie.Taka nieskalana! Taka idealnie dobra! Taka niewypowiedzianie piękna! Niepodobnaprzecież, aby pod tym dachem przebywały dwie takie istoty.Mam oczywiście na myśli.W tej samej chwili szczęknęła nagle klamka u drzwi pokoju Madame (sąsiadującego zpokojem dziecinnym), jak gdyby ręka, ujmująca za klamkę, wzdrygnęła się niespodziewanie,i równocześnie rozległo się głośne, niemożliwe widocznie do powstrzymania kichnięcie.Podobne wypadki zdarzają się każdemu z nas.Madame, niezrównana istota, była więc naposterunku! Powróciła do domu cichaczem, przekradła się na palcach do siebie na górę i byłajuż od dłuższego czasu w swoim pokoju.Gdyby nie kichnęła, usłyszałaby wszystko.Taksamo usłyszałabym i ja.To kichnięcie nie w porę spłoszyło doktora Johna.Stał jeszczeoszołomiony, kiedy weszła spokojna, opanowana, w najlepszym usposobieniu: ten tylko, ktonie znał jeszcze jej zwyczajów, mógłby uwierzyć, że wróciła do domu przed chwilą dopiero,ani przypuszczając, że jej ucho przyklejone było co najmniej przez dziesięć minut do dziurkiod klucza.Udała ponowne kichnięcie, oświadczając, że jest enrhumće  zakatarzona  apotem zaczęła żywo wyliczać, ile spraw zdążyła załatwić, posługując się dorożką, par sescourses enfiacre.Rozbrzmiał dzwon wzywający na modlitwę.Wyszłam, pozostawiając ją sam na sam zdoktorem.%ROZDZIAA XIV UroczystośćGdy tylko Georgette wyzdrowiała, Madame Beck wysłała ją na wieś'.Przykro mi było;przywiązałam się szczerze do dzieciny i rozstanie z nią uczyniło mnie uboższą, aniżeli czułamsię przed jej odjazdem.Nie mogłam też mieć tyle towarzystwa, ile sama chciałam.Wolałamjednak samotność.Każda z nauczycielek z kolei ofiarowała mi się na swój sposób zpropozycją przyjazni: badałam je jedną po drugiej.Jedna była kobietą zacną, ale poglądy jejbyły zbyt wąskie, a sfera uczuć zbyt uboga, nazbyt samolubnie myślała wyłącznie o sobie.Następna z kolei była paryżanką, zewnętrznie dość ogładzoną, zepsutą wszakże, wyzbytąwiary, zasad i serdecznych uczuć; po zdrapaniu lekkiego zewnętrznego poloni towarzyskiegoukazała się brudna, zabagniona, odstręczająca treść.Cechowała ją zwłaszcza pasja dopraszania się o prezenty.Pod tym względem była do niej bardzo podobna trzecianauczycielka, osoba nieciekawa, bez charakteru, a przynajmniej bez wybitniejszych jegocech.Wyróżniał ją jedyny rys  posunięte do ostatecznych granic sknerstwo.Kochałapieniądze dla samych pieniędzy.Widok złotej monety rozpalał zielone błyski w jej oczach.Pewnego razu, chcąc okazać mi w ten sposób szczególne względy, zabrała mnie na górę doswojego pokoju, gdzie, otworzywszy tajemny schowek, pokazała mi skarb, na który składałasię górka pięciofrankówek ogólnej wartości około piętnastu gwinei.Kochała ten skarbmiłością ptaka do wyklutych piskląt.Były to jej oszczędności.Lubiła przychodzić do mnie,aby mówić o nich z upojnym, nie słabnącym ani na chwilę uwielbieniem, niezrozumiałymwręcz u osoby, nie mającej jeszcze skończonych dwudziestu pięciu lat.Paryżanka, wprost przeciwnie, była marnotrawna, rozrzutna i192nierzetelna  z natury przynajmniej  czy i w czynach także, nie miałam sposobnościprzekonać się o tym.Nierzetelność jej dała mi znać o sobie, wysuwając bardzo ostrożnie najaw swój  łeb żmii" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •