[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi sobą za-słonił i nie dał ani ich zamknąć, ani się wyrzucić woznym, którzy wpewnym oddaleniu stanęli, nie wiedząc, co począć. Zawołać policji!  rozkazał chłodno Szaja cofając się, bo przezotwarte drzwi kilkanaście par oczów przyglądało się tej scenie. Panie Piotrowski  mówił prędko Stanisław wpadając do gabine-tu. Pan nie krzycz, bo my się tego nie zlękniemy.Dostałeś pan, co sięnależy, za fuszerki więcej nie płacimy, a jak pan będziesz krzyczał.tomamy środki uspokajające. Oddaj mi pan moje piętnaście rubli. Jak ci się nie podoba, to zabierz z powrotem rynny i ruszaj, pókiścały.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG102 Cóż ty mnie będziesz tykał, parchu jeden, ja z tobą ludzi nieokradam, ja jestem uczciwy rzemieślnik.Zgodziliście się czterdzieścirubli, a płacicie dwadzieścia pięć, a jak nie, to mi każecie zabrać robo-tę.Złodzieje, pijawki. Za drzwi z nim i do cyrkułu!  krzyknął Stanisław.Wozni rzucili się nagle na niego i obezwładnili, Rzucał się i szamo-tał jak zwierzę oplątane, ale uległ przeważającej sile i już przez pocze-kalnię szedł spokojnie, tylko na cały głos wymyślał bardzo dobitnie ibarwnie.W gabinecie zapanowało milczenie.Szaja patrzył przez okno napark zalany słońcem i na trawniki skrzące się, jak krwawnikami, kwia-tami tulipanów.Stanisław z rękami w kieszeni chodził i pogwizdywał. To było wszystko do ciebie, Stanisław  rzekł stary siadając przybiurku, stojącym na środku pokoju. Być może; ale to go kosztuje piętnaście rubli i ze dwa miesiącekozy.Uśmiechnął się ironicznie i włożył binokle, bo wozny meldowałHorna, na którego nareszcie przyszła kolej.Horn ukłonił się i w milczeniu wytrzymał przenikliwe spojrzenieSzai. Od dzisiaj będziesz pan u nas.Muller dawał mi dobre referencje,dajemy panu miejsce.Pan umie po angielsku? Prowadziłem w tym języku korespondencję w firmie Bucholc. Będziesz pan to samo robił z początku u nas, pózniej użyjemypana do czego innego.Pierwszy miesiąc na próbę.co? Ale i owszem, zgadzam się  powiedział szybko, dotknięty tą za-powiedzią całomiesięcznej pracy za darmo. Pozostań pan, porozmawiamy trochę, ja znam firmę pańskiegoojca.Ale rozmowę przerwał im Wysocki, który od kilku miesięcy był uSzai fabrycznym doktorem, wpadł jak zwykle pospiesznie i od razuprzystąpił do interesu. Niech doktór siada, bardzo proszę  zaczął stary.Ale Stanisław uprzedził go i usiadł sam, a więcej krzeseł nie było wgabinecie. Ja wezwałem doktora w małej sprawie, ale co prawda bardzo po-ważnej  mówił Stanisław, kładąc głęboko ręce w kieszenie spodni iwyciągając z nich pęk pomiętych recept i długi rachunek. PrzysłaliNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG103mi dzisiaj rachunek i recepty za ostatni kwartał.A że ja lubię przeglą-dać wszystko, więc po przejrzeniu rachunków doszedłem do pewnychwniosków, stanowiących właśnie sprawę, dla której pana wezwałem. Bardzo jestem ciekawy. Rachunek jest pokazny.Cały tysiąc rubli za kwartał! to mi sięwydaje mocno za wiele. Jak to mam rozumieć?  zawołał żywo Wysocki, pokręcając wą-sów. Niech się pan uspokoi, niech pan moje słowa bierze tak, jak po-wiedziane były, to jest, że rachunek jest za wielki, że wydano za wie-le. Cóż ja na to poradzę! Robotnicy chorują, wypadki są częste, więctrzeba ich leczyć. Na to zgoda; ale kwestia w tym, jak leczyć? No, jak, to kwestia moja. Bezsprzecznie, że to pańska rzecz, dlatego pana trzymamy, alemnie idzie o sposoby leczenia, o metodę, jakiej się pan trzyma  mówiłpodniesionym nieco głosem Stanisław nie patrząc na Wysockiego, tyl-ko obwijał na palcu sznurek od binokli. Wreszcie idzie o to, jakimiśrodkami pan ich leczy. Takimi, jakie są w rozporządzeniu medycyny  odpowiedział do-syć ostro Wysocki. Na przykład, recepta pierwsza z brzegu, zobaczmy, kosztuje rubeldwadzieścia kopiejek, to bardzo drogo, to stanowczo za drogo na ro-botnika, który zarabia pięć rubli tygodniowo, my tyle za niego płacićnie możemy. Gdybym miał środki również skuteczne a tańsze, to bym użył. Więc skoro za drogie, nie trzeba ich używać wcale. To lepiej zupełnie nie leczyć! Spokojnie, panie Wysocki, proszę, może pan usiądzie.Porozma-wiajmy, jako ludzie dobrze wychowani, po dżentelmeńsku.Tu znowuzapisał pan oryginalną wodę emską.Robotnik wypił jej dwadzieściabutelek, to znaczy dziesięć rubli.Czy uważa pan, że mu pomogła tawoda?  zapytał ironicznie nieco, spacerując po pokoju i bawiąc siębinoklami. Wyzdrowiał i od miesiąca już chodzi do fabryki. Bardzo pocieszające, bardzo, ale czy pan nie przypuszcza, że wy-zdrowiałby tak samo bez opijania się wodą emską, co?NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG104 Wyzdrowiałby, ale na to potrzebowałby dwa razy tyle czasu i wy-jazdu na wieś. Trzeba mu było gorąco polecić wyjazd na wieś, nie kosztowałbynas dziesięć rubli więcej i również byłby zdrowym. Więc o co panu chodzi?  zapytał żywo Wysocki otrzepując kla-py i pokręcając wąsików. Przede wszystkim o to, że sam osobiście nie wierzę w te rozmaiteśrodki apteczne, nie wierzę w medykamenty, nie wierzę w to pchanie worganizmy ludzkie obcych ciał, bo to nas kosztuje za drogo, to ważnarzecz, ale że nikomu nie pomaga, to ważniejsza! Chorego zostawiaćnaturze, bo natura to mistrzyni, taką zasadą radziłbym się panu kiero-wać w przyszłości przy leczeniu naszych ludzi.Mam na myśli więcejich dobro niż nasze. To wszystko mógł pan powiedzieć bez omówień aż tak dalekich! szepnął zirytowany doktór. A więc panu powtórzę, że my nie możemy się bawić w filantro-pię. Ja zaś, że nie mogę chorych pozostawić tylko zbawczej naturze,że uważam za konieczne pomagać tej naturze, chociażby środkamikosztownymi, że sumienie nie pozwala mi pędzić do roboty nie wyle-czonych jeszcze zupełnie, to mogę od tej chwili opuścić miejsce u pa-nów. Ależ, doktorze! No, jaki z pana jest człowiek niewyrozumiały.Przecież można o wszystkim pomówić otwarcie i po przyjacielsku.Panmasz takie zdanie, ja mam drugie.Niechże pan siada, proszę, zapal panpapierosa  mówił Stanisław i odebrał mu kapelusz, posadził prawie nakrześle, wetknął w rękę papierosa i podawał zapałki. Panie Wysocki, moja córka z panną Grunspan wracają dzisiaj.Przed chwilą otrzymałem depeszę z Aleksandrowa, chcą, żebyś pan nanich czekał na stacji  mówił radosnym głosem Szaja czytając depeszę. Pośpieszyły się panie, bo, o ile wiem, miały powrócić w niedzielędopiero. Wariatki  szepnął Stanisław. To jest niespodzianka, bo Mela chce być na imieninach u paniTrawińskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •