[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta różniłasię nieco od pozostałych, opatrzona znacznie cięższym grotem z hartowanej stali.Wprzeciwieństwie do większości strzał znajdujących się w kołczanie Halta, jej grot nie miał li-ściastego kształtu.Przypominał raczej prosty szpikulec z umieszczonymi wokół czteremaostrogami, dzięki którym ostrze nie odbijało się od blachy i mogło przejść na wylot.Był to specjalny grot przeznaczony do przebijania zbroi; Halt poznał jego sekret już wiele latwcześniej, nauczywszy się tej sztuczki od groznych konnych łuczników ze wschodnich stepów.Gdy Deparnieux uniósł tarczę, nie mógł dostrzec, że strzała zmierza nieco innym torem.Zwisnęła tuż pod krawędzią jego tarczy i wbiła się w sam środek napierśnika, grzęznąc aż dopołowy swej długości.Deparnieux usłyszał ją.Głuche uderzenie metalu o metal - raczej dudnienie niż brzęk.Niewiedział, co to takiego.A potem poczuł rozdzierające kłucie, potworny ból rozchodzący się odpiersi na całe ciało.Oczy zaszły mu mgłą.Ciało zaczęło sztywnieć.Znikająca świadomośćpodpowiadała mu, że oto on - słynny kawaler Deparnieux, niezwyciężony rycerz - przegrał.Gdy zwalił się z hukiem na ziemię, już nie żył.Halt opuścił łuk.Przygotowaną zawczasu wydobytą zza cholewy drugą strzałę odłożył dokołczanu.Pan na Zamku Montsombre leżał bez ruchu.Zdumieni gapie spoglądali w milczeniu.Niewiedzieli, jak się zachować.Nikt z nich nie spodziewał się takiego obrotu rzeczy.Służący,kucharze i stajenni cieszyli się w głębi serc, ale starali się tego nie okazywać.Deparnieux nigdynie był przez nich lubiany, raczej nienawidzili go, gdyż szczodrze szafował surowymi karami -za najbłahsze przewiny albo i całkiem bez powodu.Jakże jednak mogli się spodziewać, żebrodaty cudzoziemiec okaże się lepszy od ich pana i zabije go? Wszyscy byli teraz przekonani,że rozprawił się z nim, by przejąć władzę nad Montsombre.Takie rzeczy były w Gallii naporządku dziennym, a doświadczenie nauczyło ich, że nowy pan nie oznacza polepszenia losu.Przecież kilka lat wcześniej Deparnieux zwyciężył poprzedniego tyrana.O ile więc radowali się,widząc, że bezlitosny, bestialski satrapa poniósł sromotną klęskę, o tyle nie oczekiwali zbytwiele po jego następcy.Co do zbrojnych, którzy służyli pod rozkazami Depar-nieux, sprawa wyglądała nieco inaczej.Czuli się nieco bliżej związani z zabitym, choć przesadą byłoby określić te uczucia słowamitakimi jak wierność czy lojalność.Poprowadził ich jednak ku wielu zwycięstwom, dziękiktórym zdobyli niemało łupów, toteż trzech z nich ruszyło teraz w stronę Halta z prawicami narękojeściach mieczy.Widząc to, Horace spiął ostrogami Kickera i znalazł się między napastnikami, a okrytymszarym płaszczem łucznikiem.Zwisnęła stal, gdy dobył miecza, w którym zalśnił odblaskpopołudniowego słońca.%7łołnierze zatrzymali się.Słyszeli niemało o Horace'em, Rycerzu Dę-bowego Liścia i żaden z nich nie czuł się na tyle wytrawnym fechtmistrzem, by się z nimzmierzyć.Potrafili walić na oślep w zamęcie bitewnym, natomiast tam, gdzie liczyła siętechnika szermierki, finty, zasłony i wypady.czuli się mocno niepewnie.- Przyprowadz konia - zawołał Halt do Horace'a.Zdziwiony chłopak spojrzał w jego stronę.Halt stał w tym samym miejscu, w lekkim rozkroku, bokiem do zbliżających się żołnierzy.Znów na cięciwę jego łuku nałożona była strzała, choć łuk wciąż trzymał opuszczony.- Co takiego? - spytał Horace, nie rozumiejąc.Zwiadowca ruchem głowy wskazał mu rumakawielmoży, który przestępował z nogi na nogę, niepewnie potrząsając łbem.- Przyprowadz konia, należy teraz do mnie - powtórzył, więc Horace podjechał na Kickerze zwolna do miejsca, w którym mógł się pochylić i sięgnąć po wodze wierzchowca czarnegorycerza.Aby to uczynić, musiał z powrotem schować miecz do pochwy, toteż spoglądał z ukosaku trzem zbrojnym - oraz tuzinom innych, którzy stali za nimi, lecz wciąż nie opowiedzieli siępo niczyjej stronie.- Kapitanie! - krzyknął donośnie Halt.Zwalisty mężczyzna w półpancerzu postąpił krok naprzód.Halt przyglądał mu się przezchwilę, po czym zapytał:- Twoje imię?Kapitan rozejrzał się niepewnie.Wiedział, że zazwyczaj zwycięzca takiego pojedynku poprostu zajmuje miejsce swojego poprzednika, spodziewał się więc, że życie na Montsombretoczyć się będzie mniej więcej tak samo jak dotąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]