[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.OczywiÅ›ciepoprosiÅ‚em o ciebie. Podporucznik wykrzywiÅ‚ usta w gryma­sie, który miaÅ‚ być uÅ›miechem, znikÅ‚ jednak bÅ‚yskawicznie.August siÄ™ nie odzywaÅ‚.ObÅ‚oczek pary unosiÅ‚ siÄ™ z nietkniÄ™­tego kubka z naparem. Ja.Boże, August.Co, u diabÅ‚a, oni ci zrobili? Nic, co nie spotkaÅ‚oby każdego zdrajcy.Babelon mocno potarÅ‚ twarz i wznowiÅ‚ nerwowy spacer popokoju. De Bienville powiedziaÅ‚, że to ten jezuita Rochon odnalazÅ‚ciÄ™ i przekonaÅ‚ Czikasawów, by ciÄ™ puÅ›cili.Boże, co za szczęście.Ten zakonnik to drzazga w rzyci, rzecz jasna, ale Jezusie, gdybyakurat tamtÄ™dy nie przejeżdżaÅ‚. WolÄ™ siÄ™ nad tym nie zastanawiać.Babelon prychnÄ…Å‚. SwojÄ… drogÄ…, może należaÅ‚aby mu siÄ™ nauczka.Jezuita czynie, przysiÄ…gÅ‚bym, że ten filisterski księżulo oglÄ…da siÄ™ za mojążonÄ….202 Gniew nieoczekiwanie zadÅ‚awiÅ‚ Auguste'a, podnoszÄ…c siÄ™w gardle jak fala wymiotów. Po co tu przyszedÅ‚eÅ›?  spytaÅ‚ ostrym tonem. Czegoode mnie chcesz?Babelon zamrugaÅ‚. MyÅ›lisz, że bÄ™dziesz tu przychodziÅ‚, opowiadaÅ‚ swoje żar­ciki i że bÄ™dzie tak jak przedtem? Daj spokój, myÅ›laÅ‚eÅ›, że niewiem? %7Å‚e siÄ™ nie domyÅ›le? August, nie mam pojÄ™cia, o czym mówisz. Nie kÅ‚am, sukinsynu.Nie teraz.Nie po tym, co zrobiÅ‚eÅ›.Babelon poruszyÅ‚ ustami.Jego twarz zadrgaÅ‚a, a rÄ™ce wyko­naÅ‚y szaleÅ„czy taniec. August, masz gorÄ…czkÄ™.Nie myÅ›lisz przecież. Do diabÅ‚a, Babelon! Masz mnie za gÅ‚upca? Anglik, któryudaje francuskiego Kanadyjczyka? DoskonaÅ‚y pomysÅ‚, zwÅ‚asz­cza kiedy masz pod rÄ™kÄ… prawdziwego francuskiego Kanadyj­czyka, gotowego sprzedać swój kraj za udziaÅ‚ w zyskach.Fran­cuskiego Kanadyjczyka z angielskimi muszkietami na handel. NaprawdÄ™ nie wiem. Czego nie wiesz? Jak to siÄ™ staÅ‚o? Jak Anglicy namówiliciÄ™, byÅ› zdradziÅ‚ swój kraj? Albo jak chciwy siÄ™ staÅ‚eÅ› i wszystkoinne przestaÅ‚o siÄ™ liczyć? August. OszczÄ™dz sobie. August opadÅ‚ na poduszki i zamknÄ…Å‚oczy.ZawoÅ‚aÅ‚ dziewczynÄ™. Sprowadz dowódcÄ™.Szybko.Powiedz mu, że sprawa niemoże czekać. Na litość boskÄ…, August!  Babelon zwiesiÅ‚ ramiona i za­milkÅ‚, przyciskajÄ…c pięści do ust. ProszÄ™.August siÄ™ zawahaÅ‚.UniósÅ‚ dÅ‚oÅ„, zatrzymujÄ…c dziewczynÄ™. Nie rozumiesz?  zasyczaÅ‚ Babelon. To nie byÅ‚o.ni­gdy nie miaÅ‚em takiego zamiaru.Ten sukinsyn mnie zdradziÅ‚.203 MówiÅ‚, że to bÄ™dzie proste.%7Å‚e bÄ™dzie braÅ‚ niewolników razemz roÅ›linami.%7Å‚eby ich sprzedać w Indiach.ZapewniaÅ‚, że nikt siÄ™nie dowie.%7Å‚e. Ary? Nigdy nie chciaÅ‚em.To byÅ‚ ukÅ‚ad handlowy, nic wiÄ™cej.Do gÅ‚owy mi nie przyszÅ‚o, że ciÄ™ pochwycÄ…. UkÅ‚ad handlowy? Podjudzanie naszych wrogów, by bru­talnie zaatakowali naszych sprzymierzeÅ„ców?Babelon poderwaÅ‚ gÅ‚owÄ™.Oczy mu pÅ‚onęły gorÄ…czkowo,a twarz wykrzywiÅ‚a siÄ™ w grymasie lÄ™ku i pogardy. SprzymierzeÅ„ców? Cholera, August, jeÅ›li uważasz, że tekrwiożercze dzikusy rozumiejÄ… znaczenie sÅ‚owa  przymierze",jesteÅ› tak samo gÅ‚upi jak de Bienville.Na litość boskÄ…, zobacz, coz tobÄ… zrobili! Oni nie znajÄ… pojÄ™cia lojalnoÅ›ci, nie można kupićich przychylnoÅ›ci.Oni chroniÄ… swoje interesy, bez oglÄ…dania siÄ™na cokolwiek, jak dzikie zwierzÄ™ta. Jak ty. Bo widzÄ™, że to jedyny sposób, żeby na tym zapadÅ‚ym ba­gnie do czegoÅ› dojść.Tu panujÄ… ich prawa, nie nasze.Nasz rzÄ…d,nasze żaÅ‚osne sojusze, nasza armia zÅ‚ożona z chÅ‚opców i pół-idiotów, dzicy Å›miejÄ… siÄ™ z tego wszystkiego.Nasi rodacy sÄ… na tejziemi od dekady.Po co? Każdej wiosny woda zalewa nasze domy,każdego lata chorujemy na gorÄ…czkÄ™, każdej zimy gÅ‚odujemy.Dotego nas doprowadziÅ‚o życie na francuski sposób. WiÄ™c teraz sprzedajesz nas wszystkich, by zarobić? PowiedziaÅ‚em ci, ten Anglik mnie zdradziÅ‚.WystawiÅ‚mnie.Nie miaÅ‚em zamiaru.handlowaÅ‚em z sukinsynem roÅ›­linami od trzech lat, myÅ›laÅ‚em, że mogÄ™ mu ufać.TwierdziÅ‚, żewyÅ›le niewolników tak, że nikt siÄ™ nie poÅ‚apie.Nie wiedziaÅ‚em,co ci siÄ™ stanie.Jezusie, August, przecież gdybym wiedziaÅ‚. To co?204  To oczywiÅ›cie nigdy bym siÄ™ na to nie zgodziÅ‚! Wieszprzecież.August odwróciÅ‚ twarz. SÅ‚uchaj  poprosiÅ‚ Babelon. PosÅ‚uchaj mnie.BroÅ„.daÅ‚em Czikasawom tylko pierwszÄ… zapÅ‚atÄ™ jako gwarancjÄ™.MamwiÄ™cej.Możemy pojechać na północ, daleko na północ, gdzie niktnas nie zna, i tam handlować.Podzielimy siÄ™ zyskiem sześćdzie­siÄ…t do czterdziestu.Co ty na to?August wpatrywaÅ‚ siÄ™ w niego z otwartymi ustami. No dobrze, nie bÄ™dÄ™ siÄ™ kłóciÅ‚.Pół na pół.Tam możnazrobić majÄ…tek, jeÅ›li siÄ™ wie jak.August, uczyniÄ™ ciÄ™ bogatymczÅ‚owiekiem, przyrzekam.August nadal milczaÅ‚. No, August, co ty na to? To znaczy chcesz mnie spÅ‚acić? Bardzo przyzwoicie.Nazwijmy to rekompensatÄ…. A jeÅ›li odmówiÄ™? To nie byÅ‚oby rozsÄ…dne. A to dlaczego? Bo nie pozostawiÅ‚byÅ› mi innego wyboru, jak poinformo­wać dowódcÄ™, że braÅ‚eÅ› w tym udziaÅ‚. Nie uwierzyÅ‚by [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •