[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułem ogromny ciężarzmęczenia i wiedziałem, że moja energia jest już na wyczerpaniu, że wkrótce zasnę.Nie mogłem zebrać myśli.Zbyt wieledziało się ostatnio.Oparłem głowę na kamieniu, obserwując chmury i gwiazdy.Klocki łamigłówki.kawałki, którepowinny pasować, jeśli tylko zamienię je, poprzestawiam, ułożę we właściwy sposób.Już teraz zamieniały się miejscami, przesuwały i odwracały, jakby z własnej woli.- Zginął? Jak myślisz? - zapytał Benedykt, wyrywając mnie z zadumy.- Prawdopodobnie.Był w fatalnym stanie, kiedy wszystko się rozpadło.- Miał długą drogę w dół.Może zdążył znalezć jakiś sposób ratunku, podobny do metody przybycia.- W tej chwili to już bez znaczenia - odparłem.- Wyrwałeś mu kły.Benedykt westchnął.Wciąż trzymał Klejnot, o wiele ciemniejszy niż przed chwilą.- To prawda - przyznał w końcu.- Wzorzec jest bezpieczny.Chciałbym, by kiedyś, przed laty, nie powiedzianoczegoś, co zostało powiedziane, albo nie uczyniono tego, co uczyniono.Czegoś, o czym nie wiedzieliśmy, a copozwoliłoby mu dorosnąć inaczej, sprawiło, że byłby kimś innym niż ten zgorzkniały, złamany człowiek, jakiegospotkałem tam, w górze.Lepiej, że zginął.Ale to strata czegoś, czym mógł się stać.Nie odpowiedziałem.To, o czym mówił, mogło, ale nie musiało być prawdą.To bez znaczenia.Brand mógł byćskrajnym przypadkiem choroby psychicznej, cokolwiek to oznacza, ale nie musiał.Zawsze są jakieś powody.Kiedy coś się zapaskudzi, kiedy nastąpi coś obrzydliwego, na pewno istnieje przyczyna.Wciąż jednak trzebasobie jakoś radzić z zapaskudzoną, obrzydliwą sytuacją, a wytłumaczenie, skąd się wzięła, nie pomaga ani odrobinę.Jeśliktoś postąpi naprawdę wrednie, zawsze istnieje tego przyczyna.Możesz jej szukać, jeśli masz ochotę, a dowiesz się,dlaczego taki z niego sukinsyn.Problem w tym, że nie zmienia to faktów.Brand działał.Pośmiertna psychoanaliza niczego nie zmieniała.Blizniosądzają nas według czynów i ich konsekwencji.Przy innych kryteriach zyskujesz tylko tanie poczucie moralnej wyższościmyśląc, że ty na jego miejscu postąpiłbyś ładniej.Dlatego zostawiam te kwestie niebiosom.Nie mam dostatecznychkwalifikacji.- Lepiej wracajmy do Amberu - rzekł Benedykt.- Jest jeszcze wiełe spraw, których trzeba dopilnować.- Zaczekaj - powstrzymałem go.- Na co?- Zastanawiałem się.A kiedy nie powiedziałem nic więcej, zapytał:- I?Przerzuciłem swoje Atuty, schowałem jego, schowałem Branda.- Nie myślałeś kiedy, skąd się wzięło twoje nowe ramię? - spytałem.- Oczywiście.Zdobyłeś je w Tir-na Nog'th, w dość niezwykłych okolicznościach.Pasuje.Działa.Dzisiajwykazało swoją przydatność.- Dokładnie.Czy to nie za wielki ciężar, by zrzucać go na czysty przypadek? Jedyna broń, jaka tam, w górze,dawała ci szansę w starciu z Klejnotem.I akurat ona była częścią ciebie.A ty akurat byłeś tą osobą, która czekała tam, byjej użyć.Prześledz wstecz wszystkie fakty.Czy nie nazbyt niezwykły.nie, raczej absurdalny ciąg zdarzeń doprowadził dotakiej sytuacji?- Jeżeli tak na to spojrzeć.- Ja spojrzałem.I rozumiesz pewnie równie dobrze jak ja, że to coś więcej niż zbieg okoliczności.- No, dobrze.Zgoda.Ale jak? Jak tego dokonano?- Nie mam pojęcia - odparłem wyjmując kartę, na którą nie patrzyłem już od dawna.Czułem pod palcami jejchłód i twardość.- Ale nie metoda jest ważna.Zadałaś niewłaściwe pytanie.52 / 53 Zelazny Roger - Ręka Oberona - tom 4- A o co powinienem spytać?- Nie "jak?", ale "kto?"- Myślisz, że to ludzki czynnik był przyczyną ciągu zdarzeń, prowadzących do odzyskania Klejnotu?- Tego nie wiem.Co znaczy: ludzki? Ale myślę, że ktoś, kogo dobrze znamy, powrócił i stoi za tym wszystkim.- No, dobrze.Kto?Pokazałem mu Atut.- Tata? To śmieszne! Na pewno już nie żyje.To już tak długo.- Wiesz, że potrafiłby tego dokonać.Jest wystarczająco przebiegły.Nigdy do końca nie rozumieliśmy jego mocy.Benedykt wstał.Przeciągnął się.Pokręcił głową.- Chyba za długo siedziałeś na zimnie, Corwinie.Wracajmy do domu.- Bez sprawdzenia? Daj spokój.To żadna zabawa.Siadaj i daj mi jedną minutę.Spróbujmy jego Atutu.- Na pewno do tej pory już by się z kimś skontaktował.- Nie sądzę.A nawet.No, Benedykcie.Zrób mi przyjemność.Co mamy do stracenia?- Zgoda.Czemu nie?Usiadł przy mnie.Trzymałem Atut tak, żebyśmy obaj go widzieli.Patrzyliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •