[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednejpołowie wypełnione było snem, w drugiej połowie drzemką.A w całości koszmarami.Zkrótkimi przerwami na tłuste i obfite jedzenie, które jeszcze bardziej potęgowało koszmary.Dlatego generał nie za bardzo się zdziwił, kiedy nad jego łó\kiem pochyliło się umazanekrwią widmo. Bądz cicho, to prze\yjesz powiedziało widmo.Generał spróbował przykryć sobie głowę kołdrą, ale widmo było nieubłagane.Zciągnęłokołdrę. Musisz powiedzieć mi jedną rzecz, to sobie pójdę. Przychodzisz z Turri Blanga?! zajęczał generał.Pewno jakiś szyfr wojskowy.Hasło wysłannika, pomyślała Jonga. Tak, przychodzę z Turri Blanga. Wiedziałem! jęknął generał. To nie była moja wina.To kwatermistrz.Kwatermistrz Hanaka.Powiedz, \e to nie moja wina. Generał zaczął wydawać takiedzwięki, jakby się dławił. Nie twoja powiedziało widmo obojętnie i było to chyba jeszcze straszniejsze, ni\kiedy groziło. To nie twoja wina. Ja wypełniałem rozkazy! Pewnie.Wina tego, kto daje rozkazy.Jak mi powiesz, gdzie on jest, zostawię cię wspokoju. Kto? wybełkotał generał. Cesarz.Zapadła cisza.Zapadła i trwała, trochę za długo. No! Gdzie jest Cesarz! Aaaa. zachrypiał generał. Nie wiem! Nikt nie wie! Nikt nie mo\e wiedzieć!Majestat Cesarza jest niedosię\ny. Umrzesz. Nie wiem! Wiem tylko, \e wielki ładunek solonych śledzi wyjechał z Murriny doFarsitan! Nie \artuje się z kogoś, kto przyszedł cię zabić stwierdziła Jonga cicho i spokojnie. Nie \artuję! Cesarz podró\uje.Jako. Cesarz podró\uje jako solone śledzie? Tak! Dla niepoznaki! jęknął generał i nagle zdał sobie sprawę z tego, \e właśniepopełnił przestępstwo, za które niechybnie spotka go Romb.Gdzieś daleko, za drzwiami, za długimi korytarzami, zaczęły się krzyki, na razie jeszczeodległe.Znalezli szafarza albo jego \onę. Słuchaj, gnoju przemówiło widmo. Chciało mi się ciebie zabić.Ale jeśli mipowiesz, gdzie tu jest sekretne wyjście z pałacu.Na pewno takie masz.To mo\e cię jednaknie zaszlachtuję. Pewnie! Poka\ę ci! Idę z tobą! Co?!!! Po tym, co ci powiedziałem, ja te\ muszę uciekać. Z polecenia pułkownika Scarpii mruczał Nihoniec siedzący na wygodnym fotelu.Znajdowali się w piwnicy zameczku.Piwnica była obszerna i dość jasna dzięki dwóm oknompod sklepieniem.Na ścianach widniały hasła w rodzaju Niech rzyje Cesa\ , wszystkie zokropnymi błędami ortograficznymi i wszystkie napisane krwią.Hengist siedział przed Nihongiem, na o wiele bardziej niewygodnym stołku.Musiał siępowstrzymywać, \eby nie masować sobie obolałych ramion.Upadł wcześniej na ręce, aleniedokładnie tak jak chciał.Za stołkiem stało dwóch nihońskich szermierzy.Jeden z nich miał uniesioną do góryszablę w pozycji zwanej ścięcie głowy.Pierwsza śmiertelnie niebezpieczna przygodamajora Hengista spotkała go siedem mil za miastem. Major wywiadu.No niby jesteście wywiadowcą.Nawet glejt jakiś macie.Aledlaczego bez munduru. mruczał dalej Nihoniec, niby do siebie. Panie kapitanie, jadę w tajnej misji.To, \e toleruję pańskie zachowanie, to tylko mojadobra wola spróbował znowu Hengist. Niby jest tym majorem. mruczał cały czas Nihong. Ale ja tu mam rozkazzatrzymywać wszystkich podejrzanych.Puszczę, będzie zle, bo puściłem podejrzanego.Niepuszczę, będzie zle, bo zatrzymałem starszego stopniem. To absurdalne, dlaczego uwa\acie, \e jestem podejrzany? Podejrzany jest ka\dy powiedział Nihong, po raz pierwszy patrząc Hengistowi woczy. I ka\dego zatrzymujecie? Ka\dego.A co? Słuchajcie.Wszyscy chcemy uniknąć kłopotów. Hyyyy!!!! zawył Nihong i wstał z fotela. Tak mówi zdrajca.W słu\bie Cesarza nieunikamy kłopotów! Chcemy ich! Chcemy narazić się na wszystko! Twoje słowa to jawnydowód twojej zdrady!!!Nihoniec zastygł i zamilkł, patrząc na przesłuchiwanego z teatralnym oburzeniem.Szermierze w swoich pozach tak\e trwali niewzruszenie.Wreszcie skośnooki kapitan pochyliłsię nad Hengistem. A tak, mówiąc między nami szepnął jest major, jest kłopot.Nie ma majora, nie makłopotu.W tym momencie do piwnicy wpadł kolejny \ółty \ołnierz.Ukłonił się nisko i cię\kodysząc, wyrzucił z siebie: Panie.Ten drugi.Ten gówniarz.To przebrana kobieta.Przebrana kobieta.Podejrzana sprawa.Brak nihońskich burdeli w najbli\szej okolicy.Triumfalny uśmiech Nihonga, który zbli\ył swoją twarz do twarzy Hengista.Hengist w jednej chwili stracił wszelką nadzieję na załatwienie sprawy za pomocąłapówki.Zobaczył nagle, jak kilku nihońskich \ołnierzy zakopuje nagie ciało do jamy wziemi w górskim wąwozie.Jego ciało, Hengista.Obok le\ała naga Virma, z kału\ą krwimiędzy nogami.Namacał językiem maleńki, podłu\ny kształt przylepiony do podniebienia.Oderwał goczubkiem języka, ścisnął w zębach i dmuchnął.Skośnooki kapitan zachłysnął się powietrzem.Na jego gardle pojawiła się maleńkakropelka krwi.Potem przewrócił się na ziemię i uleciał do Krainy Powtórnego Dzieciństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]