[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy możemy zabrać ją do domu? - pyta pani Morgan.Czuję skurcz w sercu.Do domu? Jedyne miejsce, w którympragnę się znalezć, to żuraw, na którym zostawiłam torbę.Apotem.Kręcę głową.Przebudzenie się jako nastolatka zkochającą rodziną tak bardzo odbiegło od moich planów, żenie potrafię nawet zacząć planować następnego posunięcia.Gorące łzy szczypią mnie w oczy, więc patrzę w sufit, żebynie wypłynęły z oczu.Byłam już zupełnie gotowa, żeby odejść - a terazwylądowałam w ciele dziewczynki, której rodzice nawet niewiedzą o jej śmierci.Moje racjonalne ja wie, że Kailey niemiała żadnych szans przeżyć tego wypadku, ale poczuciewiny z powodu przejęcia kolejnego ciała zupełnie mnieprzytłacza.Monitor pracyserca znów przyspiesza na skutek mojego przypływuemocji, więc skupiam się na głębokim, uspokajającymoddychaniu.- Normalnie nie wypuściłbym po jednej nocy żadnejpacjentki po poważnym wypadku - mówi lekarz, marszczącbrwi.- Ale wszystkie wyniki Kailey są dobre.Państwa córkapod względem fizycznym jest w doskonałym stanie.- Badami puls.- Taki wypadek i nawet jednego zadrapania.toniewiarygodne.Czy wiesz, jakim cudem jest sam fakt, żeżyjesz?Mrugam moimi nowymi powiekami.- Wiem, może mi pan wierzyć.Rozdział 10Wyglądam przez okno kombi państwa Morganów.Właśnieparkujemy przed parterowym, drewnianym domem wpółnocnej części Berkeley.Przypomina mi to miejsce z baśni- drewniana chatka z dala od ulicy, otoczona sekwojami,kolorowy ogródek z ziołami i stare okna z barwionego szkła.Bryan z rodzicami wchodzą przez ciężkie dębowe drzwi, a jazatrzymuję się na ganku, by posłuchać cichego dzwonieniadekoracji dyndających na wietrze.Są piękne - wykonane zestarych srebrnych łyżek, biżuterii, wytrychów i wyschniętychkostek.Czuję się okropnie zle, stając na progu domu Kailey.Odczasu, gdy opuściłam pierwsze ciało, zamordowałam więcejosób, niż jestem w stanie zliczyć, ale nigdy jeszcze niezostałam, by przyglądać się, jak wyglądało życie, które mojeofiary straciły.Bryan odwraca się, by na mnie spojrzeć.- No co? Czekasz na imienne zaproszenie? Zmuszam się dosłabego uśmiechu.- Daj zdezorientowanej dziewczynie minutkę dla siebie -mówię lekko, przekraczając próg.Podłoga wykonana jest wstarym stylu i okolona listwami z ciemnego orzechowegodrewna.Mam przed sobą salon, z wysłużonymi, aksamitnymikanapami i rozmyślniekontrastującymi perskimi dywanami.Dalej jest kuchnia,której lekki nieład wygląda domowo i zachęcająco.MamaKailey stawia torebkę na barku.- Powinnaś się położyć, skarbie.Zalecenie lekarza.Zatrzymuję się.Na prawo i na lewo mam korytarze, które,jak zgaduję, prowadzą do pokoi.Ale gdzie jest sypialniaKailey? Postanawiam zgadywać i skręcam w prawo.Bryanchrząka.- Ej, myślisz, że jako medyczny cud zasługujesz na wstępdo królewskiej sypialni? - Wciąż mówi żartobliwym tonem,ale jego oczy poważnieją.Widzę, że martwi się o mnie.Właściwie to nie o mnie.tylko o swoją siostrę.Nagle czujępotrzebę, żeby powiedzieć mu prawdę, ale zdaję sobie sprawę,że Morga-nowie mi nie uwierzą.W najlepszym wypadku po-myślą, że wstrząśnienie mózgu przyniosło o wiele większeszkody, niż podejrzewali lekarze.W najgorszym uznają, żenadaję się do leczenia w zakładzie zamkniętym.- Och, sprawdzałam tylko waszą czujność - mówię, pewnymkrokiem skręcając w ten drugi korytarz.Mój głos brzmigłucho, ten zabawny ton jest zupełnie fałszywy.Za pierwszymi drzwiami znajduję niepościelone łóżkozatopione pod dżinsami i bluzami.Z szafy wylewa się stertakolorowych trampek Chuck Taylor.Idę dalej.Mocny zapach jaśminowych perfum aż wisi wpowietrzu i od razu wiem, że to pokój Kailey.Otwieramdrzwi, zamykam za sobą i wypuszczam powietrze z płuc.Tojuż prawie koniec.Musisz tylko zaczekać, aż zasną, a potembędziesz mogła wrócić do żurawia, zabrać książkę iwykombinować jakiś plan B - jeśli w ogóle masz cośplanować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]