[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Parazajmowała pokój numer 12.Wynajęty samochód, z gorącą jeszczemaską, zaparkowali pod oknami pokoju.Galina Łysenko stała przed lustrem, przypatrując się sobie.Jejpiękna twarz była pozbawiona wyrazu.Paznokciami pokrytymidyskretnie czerwonym lakierem musnęła logo Carsona wyszyte nakieszonce przy-dużej bluzy.Zdjęła ją i rzuciła na łóżko.Następnie zdjęłaapaszkę, zawiązaną tak, by przypominała krawat, potem bluzkę.Zsunęła spódniczkę i stała nadal, oglądając się w lustrze.Uśmiechnęłasię najwyraźniej zadowolona.Czarny biustonosz, figi i pończochy orazszpilki, w których mierzyła prawie metr siedemdziesiąt pięć, wszystko torazem sprawiało, że wyglądała seksownie.Miała szerokie ramiona,ładne wcięcie w talii i pełne piersi, nieskrępowane teraz biustonoszem.Wzięła kilka głębokich oddechów.Przeszył ją dreszcz, a uśmiech zniknął.Przymknęła oczy.Na toaletce przed nią leżał poręczny pistolecikSemmerling - zwodnicze dziesięć centymetrów zabójczej siły rażenia zpięcioma nabojami lugera kaliber 9 milimetrów, 124 gramów wmagazynku.Wzięła go w dłonie ostrożnie.Poczuła delikatny zapachsmaru i spalonego prochu.Po chwili odłożyła pistolet, jakby miała doczynienia z niezwykle cennym przedmiotem.Przeczesała dłońmi włosyi pozwoliła im opaść na ramiona.Uśmiech powrócił na jej twarz, gdy zobaczyła w lustrze, żeotwierają się drzwi od łazienki i pojawia się w nich nagi mężczyzna,energicznie wycierający się ręcznikiem.Patrzyła, jak zbliża się doniej.Poczuła, gdy stanął za jej plecami.Oczy Wiktora Łysenkiznalazły się na wysokości oczu Galiny.Był szczupły, ważył niewielewięcej od niej.Oboje uderzająco podobni - ten sam kolor włosów ioczu, te same rysy twarzy.Mogliby być bliźniętami.I ona, i on mieliwysokie czoła, wyraziste łuki brwi, duże brązowe oczy, małe nosy ipełne usta, silnie zaznaczone podbródki i wysmukłe szyje.Przez chwilędelektowali się widokiem swoich odbić w lustrze, w końcu Galina sięodwróciła i zarzuciła Wiktorowi ramiona na szyję.Przytulili się dosiebie.Pocałunek był długi i namiętny.Oderwała się od partnera raptownie.- Strzeliłam do niego dwa razy - mówiła po rosyjsku - ale tendrugi, Karsałow, rzucił we mnie butelką.Nie.- patrzyła Wiktorowiw oczy -.nie jestem pewna, że Akimow nie żyje.- Rozmawialiśmy już o tym.- Dotknął palcem jej ust.- Widziałaśkrew na jego szyi, widziałaś, jak pada.- Pokręcił głową.- Ty nie chybiasz celu.Jednak to jej nie uspokoiło.Wciąż była zachmurzona i spięta.- Zawsze wiem, kiedy trafiam.Tym razem nie.- Jutro, Galino.Jutro się dowiemy.ROZDZIAŁ 6zpitale w dziwny sposób pociągały Mike'a Carsona.SzpitalUS niwersytecki North Shore nie był wyjątkiem.Może to przez ulotnewspomnienie z dzieciństwa, kiedy marzył, że któregoś dnia zostanielekarzem.Spojrzał na zegarek po to tylko, by stwierdzić, że zerkał nańledwie cztery minuty wcześniej.Dwie minuty po północy.Już sobota.- Za długo to trwa - odezwał się.- To dobry znak - uspokoiła go Patsy Abromowitz.Siedziała natwardym plastikowym krzesełku, z pewnością zaprojektowanym niedla osób o normalnej sylwetce.Nie miała jednak wyboru, wszystkiekrzesła w ciasnej poczekalni były takie same.Mogła tylko skulić sięna swoim i przecierpieć.- Gdyby od razu wyszli, powiedzieliby, że nieżyje.Mikę przytaknął niechętnie.Podszedł do wahadłowych drzwi, zdużym oknem w każdym skrzydle.Stał przez chwilę bez ruchu,patrząc na długi korytarz, na zielone i żółte symbole nad drzwiami ioznaczone czerwonym znakiem wyjście, trzydzieści metrów dalej.-Mówisz, że ledwo znasz tego człowieka, że widziałeś go, gdybyłeś jeszcze dzieckiem.- Patsy przyglądała mu się badawczo.-Alemartwisz się o niego, prawda?- No pewnie.Chcę, żeby przeżył.- Znów zerknął na zegarek, odwrócił się i podszedł do Patsy.- Próbowałem go spławić, ale on nalegałna rozmowę, twierdził, że musi mi powiedzieć o pewnych sprawach.Nie byłem tym zainteresowany, ale w końcu się zgodziłem.Zaczął opowiadać o mojej matce i o jajku Fabergégo, które kiedyś miał mój ojciec.I jeszcze o ojcu.- Urwał.- Miał mi opowiedzieć o moich rodzicach.Chciałem usłyszeć więcej.Wtedy zjawiła się ta kobieta.Miała na sobienasz uniform.Nigdy wcześniej jej nie widziałem, ale od razu bym jąpoznał.- Postrzeliła Akimowa.O co w tym wszystkim, do cholery,chodzi? - Usiadł obok na krzesełku i mówił dalej : - Słuchaj, to się stałow moim biurze, w moim budynku.Akimow przyszedł do mnie.Jestemodpowiedzialny za to, co się wydarzyło.- Nie, Mike - zaoponowała twardo Patsy.- Ktokolwiek gopostrzelił, był piekielnie sprytny.A właściwie byli.Absolutnie niemożesz się obwiniać.- Myślisz, że z Dennisem wszystko w porządku?- Robią mu transfuzję.Będzie wiadomo na sto procent, kiedyskończą zabieg.Chyba nie ma powodów do niepokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •