[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alric nie potrafił opanować drżenia, kiedy ścierał z twarzy łzy i brud.Hadrian i Roycepomogli mu wstać.Chwiejąc się na nogach, spojrzał na pozostałych.- Zamierzali mnie zabić - powiedział.- Zamierzali mnie zabić! - krzyknął.Odepchnął szorstko Royce’a i Hadriana, wyciągnął miecz ojca i wbił go głęboko w ciałomartwego Trumbula.Zatoczy! się, ale odzyskał równowagę i dysząc, wpatrywał się w zwłoki,a zatopiony w plecach barona miecz kołysał się lekko do przodu i do tyłu.Niebawem z obu stron zaczęli nadchodzić ludzie.Wielu przyszło z karczmy, zprymitywną bronią w ręku.Niektórzy byli zakrwawieni, ale nikt nie wyglądał na rannego.Dwóch przyprowadziło konie, na których Royce, Hadrian i Alric jechali od Brodu Wicenda.Była wśród nich również chuda postać w łachmanach i bezkształtnym kapeluszu tylko zciężkim kijem w ręku.- Ani jeden nam nie uszedł - oświadczył Hall, podchodząc do Alrica.- Jeden próbowałnas zmylić, ale mieszaniec go znalazł.Teraz rozumiem, czemu chcieliście, żeby do nasdołączył.Drań widzi w ciemnościach lepiej niż sowa.- Zgodnie z obietnicą możeciezatrzymać konie ze wszystkim, co na nich jest - oznajmił Hadrian.- Ale jeszcze dziś zakopcietrupy, bo rano moglibyście mieć kłopoty.- To naprawdę książę? - spytał ktoś, wpatrując się wAlrica.- Prawdę mówiąc - odparł Hadrian - patrzycie na nowego króla Melengaru.Między ludźmi przeszedł szmer uznania i niektórzy zadali sobie nawet fatygę, żeby sięukłonić, ale Alric tego nie zauważył.Wyjął miecz z ciała Trumbula i zaczął przeszukiwaćbarona.Hall zajął się podziałem łupów i zaczął je rozdzielać najlepiej, jak umiał.- Daj półelfowi konia - poprosił go Royce.- Co takiego? - spytał karczmarz zaskoczony.- Chcesz, żebyśmy mu dali konia? Jesteś pewny? Większość z tych ludzi tutaj go nie ma.- Słuchaj - wtrącił się Drakę.- Wszyscy dziś walczyliśmy z równym poświęceniem.Może mieć w łupach taki sam udział jak inni, ale ten nędzny plugawiec nie odejdzie stąd zkoniem.- Nie zabijaj go, Royce - powiedział pospiesznie Hadrian.Książę podniósł głowę i zobaczył, jak Drakę się cofa, kiedy Royce zrobił krok w jegostronę.Twarz złodzieja była spokojna, ale oczy mu płonęły.- Jakie jest zdanie króla? - spytal Drakę szybko.- To znaczy… jest królem i tak dalej, no nie? Te konie są teraz jego, co? To jegożołnierze na nich jechali.Niech on zdecyduje… Dobrze?Nastąpiła przerwa, w czasie której Alric stanął przed tłumem.Nie czuł się za dobrze.Nogi miał słabe, ramiona go bolały i krwawił z zadrapań na czole, podbródku i policzku.By!ubłocony.Jeszcze się nie otrząsnął ze strachu przed śmiercią, której umknął w ostatniejchwili.Dostrzegł, że Hadrian oddala się w kierunku Myrona.Mnich płakał i Alric wiedział,że on też był o włos od śmierci, ale jako syn Amratha był królem.Zacisnął więc zęby ispojrzał na jakieś dwadzieścia brudnych, poplamionych krwią twarzy.Nie potrafił jednakjasno myśleć.Wciąż przed oczami miał Trum-bula.Wciąż był wściekły i czuł upokorzenie.Zerknął na Royce’a i Hadriana, a potem znów na ludzi.- Róbcie tak, jak wam każe tych dwóch - oznajmił powoli, wyraźnie, beznamiętnie.- Tomoi królewscy obrońcy.Każdy, kto się rozmyślnie im sprzeciwi, zostanie stracony.Po jego słowach zaległa cisza.Alric wsiadł na konia.- Jedźmy - powiedział.Hadrian i Royce wymienili zdziwione spojrzenia, a potem dosiedli swychwierzchowców.Mnich milczał i szedł w oszołomieniu dopóty, dopóki Hadrian nie wciągnąłgo na grzbiet swojego konia.Kiedy ruszyli, Royce zatrzymał się jeszcze na chwilę przy Hallu i Drake’u i powiedziałcicho:- Dopilnujcie, żeby mieszaniec dostał konia na własność, bo w przeciwnym razie uznamwinnymi wszystkich w tym przysiółku.- Po czym dogonił resztę swych towarzyszy.Przezjakiś czas jechali w milczeniu.- To mój wuj - syknął w końcu Alric.Choć starał się panować nad sobą, z oczu zaczęły mu spływać łzy.- Zastanawiałem się nad tym - odezwał się Hadrian.- Arcyksiążę jest następny w kolejcedo tronu.Tylko że nie jest twoim prawdziwym wujem.Nazywa się Braga, a nie Essendon.-Ożenił się z siostrą mojej matki.- Czy ona żyje?- Nie, zmarła wiele lat temu w pożarze.- Alric uderzyl pięścią w łęk siodła.- Nauczyłmnie szermierki! Nauczył mnie jazdy konno! To mój wuj, a próbuje mnie zabić!Przez pewien czas nikt się nie odzywał, aż w końcu Hadrian spytał:- Dokąd jedziemy?Alric pokręcił głową, jakby się budził ze snu.- Co? Do Pól Drondila, zamku hrabiego Pickeringa.To jest… był jeden z najbardziejzaufanych szlachciców mojego ojca i nasz najbliższy przyjaciel.A także najpotężniejszyprzywódca w królestwie.Zbiorę tam wojsko i przed upływem tygodnia ruszę na Medford.Iniech Maribor dopomoże człowiekowi lub wujowi, który spróbuje mnie powstrzymać!*- To chciałaś zobaczyć? - spytał arcyksiążę Aristę, podnosząc sztylet.Wysunął go do przodu, aby mogła przeczytać nazwisko „Percy Braga” napisanewyraźnie na ostrzu krwią jej ojca.- Rzeczywiście nauczyłaś się kilku rzeczy od Esrahaddona.To jednak niczego nie dowodzi.Na pewno nie dźgnąłem nim twojego ojca.Nawet nie byłomnie w pobliżu kaplicy, kiedy został zamordowany.- Ale to ty wydałeś rozkaz.Może nie wbiłeś sztyletu w jego ciało, ale to ty odpowiadaszza śmierć króla! - Arista otarła łzy z oczu.- Ufał ci.Wszyscy ci ufaliśmy.Należałeś dorodziny!- Są ważniejsze rzeczy od rodziny, moja droga.Tajemnice, straszne tajemnice, doktórych ujawnienia nie wolno dopuścić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]