[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podobno Bili Cohen wcale nie jest taki wielki - powiedziała Sara.- Poczeka.Walt mówi, \e114 nadchodzi jego szansa, i zaczynam mu wierzyć.Po kolacji siedzieli w du\ym pokoju i nie rozmawiali ju\ o polityce.Patrzyli, jak Denny bawi sięstarymi samochodami i cię\arówkami, które znacznie młodszy Herb Smith zrobił dla swego synablisko ćwierć wieku temu.Młodszy Herb Smith, \onaty z pogodną kobietą, która czasami wypijała dokolacji butelkę dobrego piwa.Mę\czyzna, w którego włosach nie było śladu siwizny i któryspodziewał się wszystkiego najlepszego dla swego dziecka.Rozumie, pomyślał Johnny, pijąc kawę.Niezale\nie od tego, czy wie, co się dziś zdarzyło międzymną i Sara, niezale\nie od tego, czy podejrzewa, co mogło się zdarzyć, rozumie zasadę oszustwa.Niemo\na tego zmienić, nie mo\na odwołać, więc najlepiej się z tym pogodzić.Dziś ona i jaskonsumowaliśmy mał\eństwo, którego nigdy nie zawarliśmy.Dziś on bawi się z wnukiem.Pomyślał o kole fortuny, jak się obraca, zwalnia, staje.Dwa zera.Wszyscy tracą.Pojawiło się przygnębienie, ponure wra\enie końca wszystkiego.Odepchnął je.To był zły czas;nie pozwoli, by smutek popsuł dobre chwile.O wpół do dziewiątej Denny zrobił się marudny, płaczliwy.- Musimy ju\ lecieć, panowie - stwierdziła Sara.- Mo\e possać sobie z butelki w drodzepowrotnej do Kennenbunk.Za jakieś pięć kilometrów zaśnie jak nie\ywy.Dzięki za gościnność.- Jejjasnozielone oczy na moment odszukały wzrok Johnny'ego.- Cała przyjemność po naszej stronie - powiedział Herb wstając.- Mam rację, Johnny?- Masz rację - odpowiedział mu syn.- Pomogę ci z fotelikiem, Saro.W drzwiach Herb pocałował Denny'ego w głowę (a Denny złapał go za nos swą tłustą, małąrączką i wykręcił go wystarczająco mocno, by oczy Herba zaszły łzami), a Sarę w policzek.Johnnyzaniósł fotelik do czerwonego pinto.Sara dała mu kluczyki, \eby mógł przygotować wszystko dodrogi.Kiedy skończył, stała obok drzwi od strony kierowcy i przyglądała mu się.- To najlepsze, co mogliśmy zrobić - powiedziała, uśmiechając się lekko, lecz błysk w jej oczachmówił o zbli\ających się łzach.- Wcale nie było tak zle - stwierdził Johnny.- Będziemy w kontakcie?- Nie wiem, Saro.A ty jak uwa\asz?- Nie, przypuszczani, \e nie.To byłoby za łatwe, prawda?- Tak, bardzo łatwe.Podeszła do niego i nadstawiła policzek.Czuł zapach jej włosów, czysty, o\ywczy.- Uwa\aj na siebie - szepnęła.- Będę o tobie myśleć.- Bądz dobrą dziewczynką, Saro - powiedział Johnny i dotknął jej nosa.Wtedy odwróciła się, usiadła za kierownicą - elegancka młoda \ona i matka, której mą\ robiłkarierę.Wątpię, pomyślał, by w przyszłym roku nadal jezdziła pinto.Sara włączyła światła, a potem mały silniczek zaskoczył.Podniosła rękę na po\egnanie i wchwilę pózniej skręcała na podjezdzie.Johnny stał przy pieńku do rąbania drzewa, trzymał ręce wkieszeniach i patrzył, jak odje\d\a.W głębi jego serca zatrzasnęły się jakieś drzwi.Nie było towspaniałe uczucie.To właśnie najgorsze - wcale nie było to wspaniałe uczucie.Odczekał, a\ nie widział ju\ tylnych świateł, a pózniej wspiął się na stopnie ganku i wszedł dodomu.Jego ojciec siedział w wielkim, wygodnym fotelu w du\ym pokoju.Telewizor był wyłączony.Herb przyglądał się tym kilku zabawkom, które znalazł i które le\ały rozrzucone na dywanie.- Miło było zobaczyć Sarę - rzekł.- Czy to była.- zawahał się na ułamek sekundy, niemalniezauwa\alnie -.udana wizyta?- Tak - powiedział Johnny.- Przyjedzie kiedyś znowu?- Nie, nie sądzę.Syn i ojciec patrzyli teraz na siebie.- No, mo\e to i lepiej - stwierdził w końcu Herb.- Tak.Mo\e - zgodził się Johnny.- Bawiłeś się tymi zabawkami - powiedział Herb, klękając i zbierając je z dywanu.- Dałem kilkaz nich Lottie Gedrau, kiedy urodziła blizniaki, ale wiedziałem, \e jeszcze parę mi zostało.Zdołałemkilka z nich ocalić.115 Wkładał je do pudełka, po kolei, oglądając ka\dą dokładnie.Samochód wyścigowy.Spychacz.Policyjny radiowóz.Mała cię\arówka z drabiną i hakiem - większość czerwonej farby zeszła z niej wmiejscach, gdzie kiedyś ściskały ją małe rączki.Herb zebrał zabawki do pudełka i odło\ył je do szafyprzy wejściu.Johnny spotkał Sarę dopiero po trzech latach.ROZDZIAA 16lTego roku śnieg spadł wcześnie.Siódmego listopada na ziemi le\ało go piętnaście centymetrów.Johnny szczelnie sznurował swe zielone buty na grubej gumie i wkładał stary ko\uch, kiedy szedł nacodzienną wyprawę do skrzynki.Przed dwoma tygodniami Dave Pelsen przesłał mu paczkęzawierającą materiały, z których miał korzystać w styczniu, i Johnny, bez pośpiechu, zaczął planowaćlekcje.Mocno tęsknił za szkołą.Dave znalazł mu tak\e mieszkanie na Howland Street w Cleaves.24Howland Street.Johnny nosił ten adres w portfelu, zapisany na kawałku papieru, bo - co bardzo goirytowało - bezustannie go zapominał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •