[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkońcu, gdzie miałoby straszyć, jeśli nie wstarej kopalni pełnej trupów? Ale co dotej szpary w skale, jeżeli faktycznie cośtam widziałem (te tańczące czerwoneświatełka), to z pewnością nie duchy.Ostatnie trzydzieści metrów byłonajgorsze.Musiałem się siłąpowstrzymywać, żeby nie przepchnąć sięprzed Garina i nie popędzić do wyjścia.Widziałem po jego twarzy, że czuje tosamo.Ale nie zrobiliśmy nic takiego,chyba głównie dlatego, iż reszta rodzinyprzeraziłaby się jeszcze bardziej,gdybyśmy tak wybiegli w panice.Wymaszerowaliśmy więc jak mężczyzni; Garinz synkiem w ramionach, śpiącym głęboko, aza nimi ja.No i to właśnie była ta nasza "mała chwilagrozy".Pani Garin płakała, starsze dzieci też,wszyscy rzucili się do Setha, głaskali goi całowali, jakby nie mogli jeszczeuwierzyć, że wrócił.Obudził się iuśmiechał do nich, ale nie powiedział jużnormalnego słowa, tylko "gulgotał".PanGarin dowlókł się pod magazyn, takąmetalową budę, gdzie trzymamy materiaływybuchowe, i usiadł, opierając się ościanę.Zaplótł ręce na kolanach, po czym.złożył na nich głowę.Rozumiałem, co musiczuć.%7łona zapytała, czy nic mu nie jest;odpowiedział, że nie, tylko musi odpocząći złapać trochę oddechu.Powiedziałem, żeja też, i poprosiłem panią Garin, byzaprowadziła dzieciaki do łazika albo możeJohn będzie chciał pokazać braciszkowinaszą Pannę Mo.Ona zaśmiała się tylkoponuro i powiedziała:"Chyba już dość mamy przygód jak na jedendzień, panie Symes.Mam nadzieję, że niewezmie pan tego do siebie, ale jedyne,czego pragnę w tej chwili, to opuścić tomiejsce".Powiedziałem, iż ją rozumiem, i myślę, żeona też rozumiała, iż zanim zabierzemyzabawki i pójdziemy do domu, muszęzamienić parę słów z jej mężem.Nie mówiącjuż o tym, że sam też chciałem trochę siępozbierać do kupy.Nogi miałem jak z waty.Usiadłem więc pod ścianą magazynu kołoGarina."Jeżeli ktoś się o tym dowie, mogąwyniknąć straszne kłopoty - zacząłem.-Zarówno dla mnie jak dla firmy.Chybabymnie nie wylali, ale i to jest możliwe"."Nie powiem nikomu ani słowa" -oświadczył.Podniósł głowę i spojrzał miprosto w oczy.Myślę, że nikt nie wezmiemu tego za złe, dodam więc jeszcze, żepłakał.Chyba każdy ojciec by płakał,przeżywszy coś takiego.Sam byłem bliskiłez, a przecież na oczy tych ludziprzedtem nie widziałem.Za każdym razem,gdy sobie przypomnę, z jaką czułościąnakładał chłopcu ten bucik, coś mnieściska w gardle."Byłbym panu bardzo zobowiązany" -powiedziałem."Ależ to nonsens - on na to.- To ja niewiem, jak panu dziękować.Nawet od czegozacząć".Trochę mnie to wszystko już krępowało,więc przerwałem mu."Daj pan spokój.Razem to zrobiliśmy, awszystko dobre, co się dobrze kończy".Pomogłem mu wstać i podeszliśmy do reszty.W połowie drogi złapał mnie za ramię izatrzymał."Niech pan nikomu nie pozwoli tam wchodzić- przestrzegł.- Nawet gdyby inżynieromudało się wzmocnić zabezpieczenie.Tam sięczai coś niedobrego"."Wiem o tym - odparłem.- Też to czułem".Pomyślałem znów o tym uśmiechu na twarzychłopca - jeszcze dziś, po tylumiesiącach, przechodzi mnie dreszcz nasamo wspomnienie - i omal mu niepowiedziałem, że jego dzieciak też topoczuł.Ale uznałem, że nie ma po co.Nicdobrego by to nie dało."Ja na pana miejscu - stwierdził Garin -wziąłbym z magazynu ładunek i wrzucił dośrodka, niechby to wszystko się zawaliło.W końcu to grób; umarli powinni spoczywaćw spokoju"."Niezły pomysł" - przyznałem, a Pan Bógchyba też się z tym zgodził, gdyż niedalej jak dwa tygodnie pózniej zrobił toosobiście.Nastąpił wybuch - nie zwykły zawał, alewybuch.I z tego, co wiem, przyczyny nieustalono.Garin zaśmiał się, pokręcił głową."Dwie godziny za kierownicą i pewnietrudno mi będzie uwierzyć, że to się wogóle wydarzyło".Odpowiedziałem, że tak by nawet byłolepiej."Ale jednego nie zapomnę - dodał.- Tego,że Seth dzisiaj mówił.I to nie słowa czyzwroty, zrozumiałe tylko dla bliskich.Normalnie rozmawiał.Pan może nie rozumie,jakie to niesamowite, ale my tak.-Pomachał ręką do rodziny, która już sięusadowiła w łaziku.- A skoro mógł tozrobić raz, to może i drugi"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]