[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jest bęben rimbu,przodkowie mojej matki używali go jako telegrafu, prze-kazywali sobie z wioski do wioski wiadomości.Ale można nanim uprawiać muzykę.A nasi czarownicy i czarownice teżużywają tych bębnów.Jeżeli się zna dobrze taki bęben, możnanim wywołać nastroje, zmieniać usposobienie, wywieraćwpływy.Można narzucać ludziom swoją wolę, ale to jestniebezpieczne.Siły, które wywołujesz, mogą się obrócićprzeciw tobie i cię zniszczyć.Lepiej używać tych bębnów tylkodo muzyki.Nie mówisz serio - powiedział de Gier.Czego?- O tych nastrojach.Tych wpływach.Van Meteren spojrzał na niego przyjaznie.A ty z tym swoim fletem? A sierżant? Jak ci się zdaje, co wyrobicie? Samą muzykę?No - powiedział de Gier muzykę.Zwyczajnie.Bam bam.Tutut.Dużo ludzi tak robi.Dla odprężenia.No to przecież też jest zmiana nastroju? To jest jednak coś,nie? Robisz coś niewinnego, ale mógłbyś robić coś innego.Grijpstra roześmiał się.- Człowieku, jesteś w Holandii.Ser, masło, krowy, dzwony,karillony.Jesteś w kraju tłuczonych kartofli i ciastekanyżkowych.Ale załóżmy, jak tak już chcesz, że też jesteśmyczarownikami.Aapiemy mordercę wytwarzając drgania, onesię rozchodzą, po cichutku, i cap! - mamy go.Przychodzi samdo nas, a my wciskamy mu długopis do ręki i podpisujeprzyznanie się do winy.Van Meteren spojrzał znowu przyjaznie, ale w jego wzrokubyło coś nalegającego.Ale to było trochę dobrej muzyki, nie?- No - powiedział de Gier.- Grupa rockowa  Stary Zachód.-Spojrzał na zegarek. - Szósta.Muszę jechać do domu.Kotu trzeba dać jeść.- To musisz jechać autobusem - uprzedził Grijpstra - niemamy samochodu.- Brr - powiedział de Gier - w autobusach teraz pełno ludzi,Spocone ciała, które się do mnie będą przyciskać.- Gdzie mieszkasz? - spytał Van Meteren.- W Buitenveldert.A co? Masz samochód?- Nie - odparł Van Meteren.- Policja drogowa nie płaci ażtyle.Ale mam motocykl.De Gier nie miał wielkiej ochoty trząść się na tylnymsiedzeniu jakiejś purkawki, ale nie chciał odrzucać oferty tegoosobliwego byłego kolegi.- Chętnie skorzystam - powiedział.- Tylko wróć - powiedział Grijpstra.- Pójdę coś zjeść doChińczyka na Nieuwendijk, koło tego kina z golasami.Czekamna ciebie o wpół do ósmej, zdążysz?De Gier kiwnął głową i poszedł za Van Meterenem.Przekroczyli ruchliwą jezdnię Haarlemmer Houttuinen iweszli na dziedziniec wielkiego budynku Katastru Pańs-twowego.- Wolno mi tu parkować - powiedział Van Meteren.-Najpierw portier nie chciał o tym słyszeć, ale kiedy mupokazałem swoją legitymację policji drogowej, wszystko byłow porządku.To musi być jakaś droższa sztuka, pomyślał de Gier.Harley Davidson stał pod daszkiem.De Gier stanął.Rozpoznał model, to był harley z 1945 roku,typu Liberator, jakie widywał zaraz po wyzwoleniu, jako małychłopczyk gapiący się z pobocza.Amerykańska żandarmeriaużywała wtedy takich.Egzemplarz, który miał przed oczami, był w idealnym stanie,polakierowany na biało i dobrze utrzymany.- Podoba ci się? - spytał Van Meteren.- Niesamowity - powiedział de Gier i nie ukrywał zachwytu.-Jak tyś go zdobył?- Kupiłem jako wrak za paręset guldenów  powiedziałVan Meteren.- Na Nowej Gwinei używaliśmy ich w policji i w swoim czasie przeszedłem na nim przeszkolenie.Zeszło mirok, zanim go rozebrałem na części i z powrotem złożyłem,części są drogie, próbowałem obyć się starymi, ale to byłobardzo pracochłonne.Skrzynia biegów była ruiną, musiałemdo niej dokupywać używane części, nie ma w nim dużonowych.Torebki są nowe, a właściwie nie używane.Ale skóratak była sucha od długiego leżenia, że nie wiem ile razymusiałem ją nacierać tłuszczem.Wyćwiczonym ruchem Van Meteren postawił motocykl naobu kołach i zaczął go pchać na ulicę.Harley był taki ciężki, żez trudem udało mu się sforsować niewielką różnicę poziomówmiędzy podwórkiem a ulicą.- Chwileczkę - powiedział Van Meteren.De Gier obserwował czynności: kopnięciem zwolnieniesprzęgła, które nie miało sprężyny i pozostawało w każdejdowolnej pozycji.Odkręcenie do maksimum odpływu benzynyz baku.Regulator dopływu powietrza na całość.Pózny zapłon- lewą rączką.Gaz - prawą rączką.Cztery razy kopnąć starterprzy wyłączonej stacyjce.Przekręcić kluczyk.Wczesny zapłon.Regulator powietrza na pozycję przed najniższą.- Uważaj - powiedział Van Meteren.Kopnął i silnik zaskoczył, głęboki, łagodny, ale potężnygulgot.- I to wszystko trzeba było robić? - zapytał zdumiony de Gier.- Tak - odparł Van Meteren - jeżeli choć o jednej czynnościzapomnisz, możesz kopać i kopać.Może ci się czasem udać,ale przedtem spocisz się jak mysz.To wszystko potrafię zrobićdużo prędzej, ale widziałem, że się przyglądasz, i robiłem topowoli.W razie potrzeby mam go na chodzie w parę sekund,nauczyłem się tego na Nowej Gwinei, musiałem, to żadnaprzyjemność grzebać się z motorem, kiedy do ciebie strzelają.Zrobił zapraszający gest i de Gier siadł z,tyłu podwójnegosiedzenia, Van Meteren wśliznął się przodem i motor od razuruszył.W starych harleyach przełącznik biegów jestumieszczony na boku, staroświecka dzwigienka z gałką.DeGier pomyślał o swoim BMW, którym kiedyś jezdził, i onożnym przełączniku, który można było przesunąć czubkiem buta, ale Van Meteren obsługiwał ten pojazd z taką samąłatwością.De Gier bał się.Na motocyklu niewiele człowieka chroni,może nic.Tylko własna skóra co najwyżej, wystarczy, że otrzesię o ciebie samochód, a możesz postradać nogę, złamaćobojczyk, rozbić czaszkę.Ale jego strach ustąpił, kiedystwierdził, że to jest najpiękniejsza przejażdżka przezśródmieście Amsterdamu, jaką kiedykolwiek zrobił.VanMeteren jechał wzdłuż wybranych kanałów głównych ibocznych i sunął bocznymi jezdniami bez żadnego ryzyka.Motor ślizgał się skroś szczytowego zagęszczenia pojazdów iprzy każdych światłach byli na początku, przeważnie Papuasnie potrzebował hamować i zbliżał się do czerwonego światłana drugim biegu, przyśpieszając, kiedy czuł, że się zarazzmieni na zielone.Jakiś samochód wymusił na nimpierwszeństwo, on ominął go łagodnym łukiem i de Gier,przyciśnięty do drobnego ciała motocyklisty, nie poczuł złości.Van Meteren ominął po prostu przeszkodę i niczego przy tymnie pomyślał.Kiedy na końcu Beethovenstraat tłok sięskończył, przerzucił dzwignię i de Gier, zajrzawszy przezramię Van Meterena, zobaczył, że jechali prawie setką, niebyło żadnych niebezpieczeństw, ulica nie miała w tym rejonieskrzyżowań.De Gier patrzył na grube kity trzcin wzdłuż drogi,które migały jak jednolita linia, i czuł się wyzwolony.Wskazał budynek, który mieścił jego nieduże mieszkanie, iVan Meteren zgasił motor, tak że wjechali na parking bezszmeru.- To było coś pięknego - powiedział de Gier  dzięki.Jedyni ludzie, o jakich wiem, że potrafiliby tak jezdzić, tochłopaki z policji motocyklowej, ale nie wiem, czy przy tymharleyu umieliby tak się uwinąć, te ich BMW i Guzzi są dużołatwiejsze w obsłudze.- Na pewno - potwierdził Van Meteren - daliby sobie radę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •