[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A wyście co za jedni? Do dziś żołnierze, jutro, co Bóg zdarzy! Pokażcie drogę i nie pytajcie.Jeden z wieśniaków rzekł: Ja was zaprowadzę.22Poszliśmy szeroką wioskową aleją.Ciemno w niej było tak, żeśmy nie mogli widziećjeden drugiego.Po kilkuset krokach zwróciliśmy nagle na prawo.Przed oczyma naszymiukazał się w dali niewielki kościół, otoczony białym, niskim murem, a bliżej ogromna masadrzew, wśród której połyskiwały oświecone okna.Wieśniak rzekł: Tam kościół Zw.Huberta, a tu mieszka La Grange.Znalezliśmy się wśród parku zarosłego tak gęsto, że gałęzie przesłaniały aleje i ścieżki.Park ten wydawał się całkiem zapuszczony.Piękny dom w kształcie szaletu szwajcarskiegostał w środku, ale tak był pokryty dzikim winem czy inną jakąś pnącą się rośliną, żeoświecone jego okna spoglądały jak oczy spod maski.Drzwi od przedsionka były otwarte, weszliśmy więc nie widząc ani pytając nikogo.Wprzedsionku nie było światła, ale księżyc stał w szybach i świecił tak jasno, żeśmy mogliodróżnić wszystko: stół w środku, pod ścianami szafy, a na nich bukiety z zeschłych kłosów.Marx zastukał karabinem w podłogę.Wówczas usłyszeliśmy kroki; drzwi przyległegopokoju otworzyły się, jakaś postać kobieca zapewne służącej pokazała się w nich i jeszczeprędzej znikła, jak gdyby wystraszona.Marx stukał coraz mocniej.Po chwili ukazała się taż sama postać z lampą w ręku, a za nią staruszek z białymi jakmleko włosami.Zbliżywszy się zasłonił ręką oczy i spytał powolnym, łagodnym, ale bardzopodniesionym głosem: Czegóż robicie tyle hałasu, moi przyjaciele?Po czym osłonił ręką ucho i spytał: A?Jeżeli i robiliśmy hałas, biedny staruszek nie słyszał go z pewnością, widocznie byłprzygłuchy. Przypominam się panu! zawołał pochyliwszy się do jego ucha Mirza.Starzec spojrzał na niego, zebrał się z pamięcią, pomyślał, na koniec rzekł: A to wy, hrabio?Potem rzekł do siebie, ale zupełnie głośno: Co on robi w tych stronach? Zaciągam się do wojska odparł Mirza. A witam, witam uprzejmie.Co?Selim przedstawił mnie i Marxa, po czym starzec zaprosił nas dalej, ale musieliśmy sięprzebrać, bo wyglądaliśmy jak dziady.Służąca wskazała nam osobny pokój.Podczas przebierania się Mirza rzekł: Zestarzał się jak grzyb i zdziecinniał.23 Co ty możesz mieć do niego za interes? On sam o sobie już nic nie wie! Pomówimy o wszystkim dziś w nocy.Po czym zeszliśmy na dół.Starzec już czekał na nas koło zastawionego stołu, na którym położono świeże nakrycia, apo chwili jeszcze weszła młoda, piękna panna, wysoka, z przepyszną talią i czarnymiwłosami.La Grange przedstawił ją jako swoją wnuczkę.Ukłoniłem się dość obojętnie, w milczeniu; nagle spostrzegłem coś, co zdziwiło mnie dowysokiego stopnia.Oto panna La Grange, ujrzawszy Mirzę, zbladła jak płótno, a on niemniej był wzruszony. Widzę, że miał powody tu przybyć pomyślałem.Siedliśmy do wieczerzy i wieczerzaliśmy w milczeniu.W tych czasach wojny ludzie nieronili słów na próżno, a każdy mówił przyciszonym głosem, jakby w obawie i oczekiwaniu.Zresztą było coś między Selimem a panną La Grange.Ona unikała jego wzroku, alespoglądała na niego jakoś dziwnie, gdy na nią nie patrzył.On na próżno starał się zawiązaćrozmowę.Milczenie owo stawało się wreszcie przykrym, aż w końcu wieczerzy dopierostarzec spojrzał nagle w sufit i odezwał się ni w pięć, ni w dziewięć: Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, tak, to czwartek.Po wieczerzy Mirza wziął go pod rękę i poszedł z nim rozmawiać do drugiego pokoju.Zdaje mi się, że prosił go o przewodnika, ale zresztą rozmowy tej, lubo bardzo głośnej, niemogłem posłyszeć; siadłem bowiem koło panny La Grange i starałem się ją bawić.W każdym innym razie poszłoby mi to z łatwością.Panna była bardzo ładna, sympatyczna,miała czarne, rozumne oczy i śliczne ręce, o palcach zwężonych na końcu, którymi jakbyprzez kokieterię poprawiała od czasu do czasu włosy.Tym razem jednak rozmowa nie szła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]