[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ilekroć jednak się oglądałem, znikała.Idąc wzdłużceglanego muru, odwróciłem się nagle i jakieś pięćdziesiąt kroków za sobą dostrzegłemkobietę odzianą w czarną szatę spowijającą ją od stóp do głów.- Nur! - krzyknąłem.Popędziłem do miejsca, gdzie stała, ale nikogo tam nieznalazłem.Rozejrzałem się dookoła.W ocienionym gaju oliwnym nie było żywego ducha.Czy to tylko moja wyobraznia podsycona winem od Ambroise'a? Czy to wytwór nieczystegosumienia? A może naprawdę tam stała? Ciarki przeszły mi po plecach.Kiedy wróciłem do obozu, Owain sprowadził mnie na ziemię, oznajmiając, że Robinchce się ze mną widzieć.Nadal niepewny co do obrazu Arabki w czerni, skierowałem się donamiotu mego pana i, zapowiedziawszy się głośno, wszedłem.W środku nad mapą rozłożoną na małym stoliku pochylali się Robin, Reuben i MałyJon.Wszyscy trzej doznali uszczerbku podczas naszej wyprawy.Udo Robina zostałozabandażowane świeżym płótnem.Reuben wciąż kuśtykał z nogą w łupkach.Nawet MałyJohn dorobił się długiej, topornie zaszytej rany na czole.Stanąłem przed nimi i czekałem, aż Robin zauważy moją obecność.Po chwili puściłmapę, która zwinęła się z ostrym trzaskiem, i oznajmił bez ogródek:- Wracamy do domu, Alanie.Ja, John, Owain i większość naszych ludzi.Reubenjedzie do Gazy.Będzie tam pilnował moich interesów w handlu olibanum.Mam bowiempewne sprawy rodzinne w Kirkton, które wymagają pilnej uwagi.Moja żona i mój synpotrzebują mnie.Podkreślił słowa  mój syn , jakby wygłaszał oświadczenie.Wiedziałem, co tooznacza, i podniosło mnie to na duchu.Postanowił stać przy Marie-Anne i małym Hughmimo hańby, którą okrył się zdaniem wielu.Wracał do domu, by być z rodziną, i w tensposób oznajmiał, że z tej samej krwi czy nie Hugh jest jego synem.- Tak więc wracam do domu - powtórzył.- Król nie sprzeciwia się memu powrotowido Anglii, chce bowiem, żebym miał oko na jego brata Jana, który ponoć staje się nie dozniesienia.Oficjalnym powodem mego wyjazdu jest rana - poklepał się po zabandażowanymudzie - ale prawda wygląda tak, że zrobiłem to, po co się tu wybrałem.Ryszard wygrał swojąbitwę, więc czas opuścić to przeklęte przez Boga miejsce i wrócić do naszych zielonych dolin.Pytam cię zatem: jedziesz ze mną?Byłem zdumiony.Robin nigdy dotąd mnie nie pytał, czy mam ochotę gdzieś z nimjechać.Po prostu mówił, dokąd się wybiera, a ja przyjmowałem za rzecz oczywistą, że będęmu towarzyszył.Kilka razy poruszyłem bezgłośnie ustami, a w końcu odezwał się Reuben:- Słyszeliśmy, że król zaproponował ci miejsce na swym dworze.I wiemy, że niejesteś szczęśliwy u Robina od.Byłem coraz bardziej zdumiony.Skąd Reuben wie o propozycji królewskiej, o którejja usłyszałem ledwie godzinę wcześniej.No cóż, uświadomiłem sobie, Ambroise nigdy niesłynął z dyskrecji.- Jeśli chcesz mnie opuścić i dołączyć do króla, z wielkim żalem zwolnię cię ze służbyi dam ci moje błogosławieństwo - powiedział Robin ze smutnym uśmiechem.Przełknąłem ślinę.Z jednej strony rycerski tytuł, dobrze płatna posada muzyka unajszlachetniejszego monarchy chrześcijaństwa i szansa na dokończenie naszej misjiuwolnienia Jerozolimy, najświętszego miasta na świecie, z rąk Saracenów.Z drugiej zaśdalsza służba u człeka, który nie wiedział, co to moralność, który nie poddawał się żadnemuprawu i który bez wahania mordował dla własnego zysku niewinnych chrześcijańskichrycerzy.- Dawno temu - odparłem - złożyłem ci, panie, przysięgę.Zlubowałem, że będę ciwierny aż do śmierci.Wypełniając tę przysięgę, przelałem wiele krwi, wiele niewinnej krwi.ale nigdy jej nie złamię.Jedzmy do domu.Robin się uśmiechnął. EPILOGKiedy następnego ranka Dickon wszedł do jadalni w Westbury, siedziałem na wysokimdrewnianym krześle z nagim mieczem na kolanach.Zdałem sobie sprawę, że wygląda bardzostaro - jego chuda, pomarszczona twarz miała żółtawy odcień, resztki włosów były białe jakmleko, a żałosnego obrazu dopełniał pusty rękaw.Przez długą chwilę siedziałem w milczeniu i tylko patrzyłem na niego gniewnie, onzaś przestępował z nogi na nogę i czuł się coraz mniej pewnie.W końcu się odezwał.- Wezwałeś mnie, panie - powiedział drżącym głosem.Odczekałem, aż te słowa wybrzmią w powietrzu, i spytałem:- Powiedz mi, Dickon, jak straciłeś rękę?Zaskoczyło go to pytanie.- Ależ panie, sam dobrze wiesz - odparł.- Wszak byłeś ze mną w Arsuf.Obciął mi jąjeden z tych brudnych pogan z wielkim zakrzywionym mieczem.Musisz pamiętać!Istotnie pamiętałem.Pamiętałem Dickona jako młodego łucznika o jasnych oczach,niewiele starszego ode mnie.Był jednym z nielicznych Anglików w szeregach twardychwalijskich górali i został raniony bułatem w potyczce z berberyjskimi jezdzcami.Pamiętałemjego wesołość, mimo bólu, kiedy nazajutrz po bitwie odwiedzałem rannych i przynosiłem imwodę i strawę.- Służyłeś więc u Robin Hooda w Sherwood, jeszcze zanim został hrabią - rzekłem.- Tak, panie, tak jak ty.- Dickon był już całkiem zbity z tropu.Widziałem, żezastanawia się, czy przypadkiem na starość nie postradałem zmysłów.- Co robił Robin Hood banicie, który go okradał? - zapytałem cicho.I wtedy krew odpłynęła Dickonowi z twarzy, bo przypomniał sobie leśne czasy sprzedponad czterdziestu lat, kiedy nasz pan rządził swoimi ludzmi za pomocą czystego strachu.- Robin wiele mnie nauczył o przestępstwach i o odpowiedniej karze za nie -odezwałem się najbardziej złowrogim tonem, na jaki mogłem się zdobyć.Potem wstałem,podniosłem miecz i podszedłem do Dickona. Padł na kolana, chcąc błagać o litość, ale był zbyt przerażony, by wykrztusić choćbysłowo.Przyłożyłem czubek miecza do bicepsu ręki, która mu pozostała.- Wierzaj mi, Dickonie, że nie żartuję - ciągnąłem.Biedak patrzył to na miecz, to namoją twarz.- Jeśli jeszcze raz mnie okradniesz, jeśli zabierzesz mi choćby skórkę suchegochleba, odrąbię ci zdrową rękę i nakarmię nią moje świnie.Słyszysz?Dickon kiwnął głową.Dygotał ze strachu.- Ale że tak jak Robin mam za nic sądy, nie postawię cię ani przed sądem lokalnym,ani przed królewskim za to, że kradłeś mi prosiaki.Wyznaczę ci karę - szylinga - za mojestraty.Taką zawrzemy ugodę jako byli towarzysze broni.Przysięgasz ją wypełnić?Z trudem przełknął ślinę i wychrypiał:- Przysięgam.- Dobrze, możesz więc odejść.Patrzyłem, jak podnosi się ciężko i, potykając się, wychodzi z jadalni.Wiedziałem, że Marie będzie zła, że puściłem go wolno tylko z karą grzywny, a Osricbędzie się bardzo dziwił.Lecz memu panu Robinowi, który dziś już leży w grobie,spodobałaby się moja decyzja.Dickon walczył ze mną dzielnie w Ziemi Zwiętej.Cierpiałwraz ze mną i od tamtego czasu przez czterdzieści lat dobrze opiekował się moimi świniamiw Westbury, rok za rokiem, czy słońce, czy deszcz.Nigdy nie powiesiłbym go za kradzieżprosiaków, Robin też nie.To po prostu kwestia lojalności. NOTA HISTORYCZNAPomysł, że Robin Hood został krzyżowcem, może wydawać się przewrotny, alewydawało mi się naturalne, że tak znamienity szlachcic, znaczący członek anglo-normańskiejkasty wojowników powinien uczestniczyć w jednym z najważniejszych wydarzeń swoichczasów, z własnej woli lub wręcz przeciwnie, w wyprawach w obronie chrześcijaństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •