[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Pamiętaj.trzymaj się z daleka od Tamary Allistair.Połączenie zostało przerwane.C.J.w odruchu wściekłościcisnął telefonem o podłogę.Aparat roztrzaskał się w drobnymak, a kawałki poleciały na wszystkie strony.C.J.długo stał nieruchomo, usiłując zapanować nad wzburzeniem.W końcu wyprostował się, wziął głęboki oddech i wrócił do umywalki.Widoczna w lustrze twarz już się nie uśmiechała.W niebieskich oczach nie było cienia niedawnej wesołości.Przeciwnie,teraz gniewnie lśniły.C.J.golił się powoli i metodycznie.Ubrał się, wsadził zapasek barettę i wypadł z domu, ale na zewnątrz zatrzymał się jakwryty.Jego volkswagen scirocco nadal stał na słupkach, alestarannie ułożone wyścigowe opony były pocięte.Zaklął szpetnie, podszedł do mustanga i dokładnie sprawdziłstan samochodu.Ten okazał się nietknięty.Jasne, że nie.Głostylko drażnił i sugerował.Opony były warte głupie osiem setek,ale sam fakt, że ktoś bezkarnie grasował tak blisko domu, mógłdoprowadzić do szału.C.J.zacisnął pięści.Ta sytuacja na pewno się nie powtórzy.Już on da owemu głosowi nauczkę.Udowodni, że lepiej nieigrać z C.J.MacNamarą.Wsiadł do auta i pojechał prosto do hotelu.Zamierzał rozmówić się z Tamarą Allistair.Tym razem dziewczyna wyśpiewawszystko.Tamara zerknęła w wizjer i otworzyła drzwi, a C.J.wpadł dośrodka jak bomba.Miał zmarszczone brwi i poruszał się niczymlew osaczający ofiarę.- Hm ty jesteś, do cholery?! - C.co? - Tamara cofnęła się i poczuła za sobą brzegłóżka.Nie mogła uciec nigdzie dalej.Odchyliła się, lecz C.J.wciąż na nią napierał.Nagle zauważył leżącą na materacuotwartą walizkę.- Pakujesz się? Tak ci spieszno do wyjazdu? - Jednym gwałtownym ruchem zrzucił neseser na podłogę, a odzież rozsypałasię na dywanie.Tamara wzdrygnęła się, nadal unieruchomionamiędzy łóżkiem a C.J.- Wyjeżdżam we wtorek - szepnęła i oblizała nagle spieczone wargi.- Więc czemu już zbierasz ciuchy?- %7łeby.żeby psychicznie się przygotować.- Kiedy zamierzałaś zacząć mówić mi prawdę, panno Alli-stair?Zamarła.Nie potrafiła wykrztusić żadnej odpowiedzi, tylko stała twarzą w twarz z rozjuszonym mężczyzną.Czułaciepło emanujące z ciała C.J.oraz znajomy świeży zapachjego wody po goleniu.Opalona szczęka była gładka, policzkilekko lśniły.Na szyi Tamara dostrzegła odrobinę krwi - widocznie C.J.zaciął się przy goleniu.Wilgotne włosy miałykolor miodu i były zaczesane do tyłu.Jeden niesforny kosmyk zazwyczaj spadał na czoło, burząc symetrię tej męskiejtwarzy i dodając C.J.nieodpartego uroku.Lecz dzisiaj nawetwłosy posłusznie dostosowały się do nastroju tego spotkania,a niebieskie oczy patrzyły tak przenikliwie, jakby C.J.chciałprzejrzeć Tamarę na wylot.Opuściła wzrok na dłonie C.J., te silne, duże dłonie, na któreod razu zwróciła uwagę.Teraz zacisnął je w pięści tak mocno, żepod skórą ostro uwypukliły się długie ścięgna.Ręce były lekkozgięte w łokciach, a mięśnie ramion - dobrze widoczne pod rę- kawami podkoszulka.Ten mężczyzna niewątpliwie mógł ladachwila wybuchnąć.Tamara znów oblizała wargi, a jej spojrzenie spoczęło naustach C.J.- Ani się waz - warknął.- Co? - szepnęła.- Nie myśl, że mnie ułagodzisz swoimi wdziękami - parsknął wściekle.- Wcale tak nie myślę - powiedziała szczerze.Była jednakboleśnie świadoma jego bliskości oraz tego, że - podobnie jakon - oddycha coraz szybciej.I nagle oboje dali się ponieść takdługo tłumionym emocjom.Tamara w jednej sekundzie znienawidziła podkoszulek C.J.,jego sprane dżinsy, pasek z dużą klamrą.Chciała widzieć tylkonagi tors, którego mogłaby dotykać.Pragnęła też, aby C.J.zdarłz niej cieniutką, kremową bluzkę i piekielnie drogie lniane spodnie, aby rzucił je na dywan i przylgnął wargami do jej ust.%7łebyzrobił to bez cienia czułości, bez żadnych wstępów.Chciała, żeby przestał nad sobą panować.%7łeby wziął jąw posiadanie szybko i gwałtownie, zdobył ją dziko i namiętnie.Może gdyby stracił panowanie, ona też przestałaby się kontrolować.Może uwolniłaby się od przytłaczających wspomnień,zrzuciłaby z siebie ciężar zbyt wielu bezsennych nocy i zbytwielu skumulowanych emocji.Padłaby w ramiona tego mężczyzny z całą długo tłumioną rozpaczą, z całym dojmującymcierpieniem.A on wyszedłby jej naprzeciw.Wziąłby ją taką,jaka była, i zażądał więcej.Na pewno.Zdołałby raz na zawszewyrwać z niej to nieznośne poczucie izolacji.Stali naprzeciw siebie, stykając się ciałami, lecz ręce mieliopuszczone.Puls przyśpieszył jak szalony, lecz umysły nadal się broniły.Tamara poczuła, że C.J.w oczywisty sposób reaguje najej bliskość, i zapragnęła przysunąć się jeszcze bardziej.Miałaochotę wtulić się w niego z jękiem i zatracić w rozkoszy.- Kim jesteś? - syknął C.J., ajego ciepły oddech musnął jejwargi.- Tamarą Allistair.- Czemu kłamałaś?- Dla własnego bezpieczeństwa.- Wierzysz, że to senator spowodował wypadek, w którymzginęła twoja rodzina? Dlatego tu wróciłaś? Dlatego zakradłaśsię nocą do sztabu wyborczego?- Podejrzewałam Brennana, ale się pomyliłam.- Skąd ta pewność?- Nigdy nie miał czerwonego samochodu.Nigdy sam nieprowadzi, gdy tu przyjeżdża.Wynajmują mu auto z agencji.- Tamara przymknęła powieki.Nie była w stanie jasno myśleć.Najchętniej zacisnęłaby palce na ramionach C.J.i przyciągnęłago do siebie.- Więc kto był sprawcą?- Nie wiem.Minęło dziesięć lat, a ja nie mam żadnychinformacji.Naprawdę.Proszę cię, C.J [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •