[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechciała wierzyć, że na udach skórę ma podziurawioną po kilku godzinach spędzonych nakoniu, ale też nawet myśleć nie mogła, jak bardzo bolesne są obtarcia na tej części ciała,która jest najbardziej narażona na kontakt z siodłem.Sądziła, że Viljar już śpi, ale on nieoczekiwanie powiedział:- Pomyśl tylko, jakie ja miałem wielkie plany! %7łe podzielę cały majątek pomiędzykomorników i dam im pełną wolność.Nawet nie wiedziałem, że dziadek i babcia już dawnodali im swobodę, mogli robić, co im się podoba.A oni mimo wszystko pracują dlaGrastensholm.Odpłatnie!- Co w takim razie teraz zrobisz? - zapytała zdziwiona.- Będę kontynuował to, co rozpoczął dziadek.On szedł właściwą drogą.- Viljar roześmiałsię: - Nic dziwnego, że Ludzie Lodu zawsze mają kłopoty materialne!- Ja myślę, że postępują słusznie - oświadczyła Belinda uroczyście.- Tylko egoiści bywająbogaci.Gdy to powiedziała, uznała, że jej słowa zabrzmiały głupio.Ale od strony Viljara rozległo siękrótkie: tak.Potem powiedział:  dobranoc i odwrócił się do ściany.Belinda leżała nieruchoma jak kamień i wpatrywała się w ciemność.Starała się wszystkozapamiętać na zawsze.Nawet jaśniejszy prostokąt okna, kołyszące się za nim drzewo,szum lasu - a może to była rzeka? - który nasilał się i przycichał.Wnętrza pokoju właściwie nie widziała.Jakaś ciemniejsza plama na ścianie, to było ubranieViljara, lekki blask w kącie, to umywalka z porcelanową miską.Dobrze, że mama tego nie widzi.Ale przecież nie dzieje się nic zdrożnego.Viljar z LudziLodu jest człowiekiem honoru.Ciekawe, czy już śpi?Oddycha spokojnie.Jakie to niezwykłe uczucie, słyszeć, że oddycha tak blisko!Och, a ja prawie co noc muszę wychodzić! Boże, co to będzie, jak będę musiała dzisiaj?143 Nie, to niemożliwe! Nie tutaj! Miałabym skorzystać z wiadra, które stoi pod umywalką? Zanic na świecie!A co zrobię jutro rano? Muszę się najpierw umyć i ubrać.A potem trzeba iść na dwór, dowygódki.Nie powinnam była nigdy w życiu wyprawiać się w tę podróż.Wstyd i obraza boska! Nie, wcale nie! Powinnam jechać.Być z nim przez cały czas.Pomagać mu, wspierać go we wszystkim.Tylko żeby nie.Skoro tylko myśli Belindy zaczęły krążyć wokół tego niebezpiecznego tematu, natychmiastsię okazało, że naprawdę powinna wyjść.Ale w takim obcym miejscu nie odważyłaby się zanic.Na dodatek w pokoju, który dzieli z mężczyzną.A jakby się tak obudził i zapytał, dokądsię wybiera, to co by mu odpowiedziała?Nie, nie wolno jej tego zrobić.To była noc jej życia, czuła to.Jutro wieczorem znajdzie sięznowu w Elistrand i to będzie koniec jej przygód z Viljarem z Ludzi Lodu, ze świętymJerzym, jak go w myślach nazywała.Oczywiste więc, że takie prozaiczne potrzeby musiopanować, żeby wszystkiego nie popsuć.Na szczęście była tak zmęczona wielogodzinną jazdą, że jednak sen zaczął ją morzyć.Wkrótce spała głęboko i żadne przyziemne kłopoty jej nie nękały.Kiedy następnego ranka Tula i Heike znalezli się na leśnej drodze powyżej gospody, czekałotam na nich dwoje jezdzców.- Co wy tu, na miłość boską, robicie? - zapytał Heike zirytowany.Głos Viljara brzmiał stanowczo i zdecydowanie:- Oboje wracacie z nami do domu.- Nonsens! Nie możesz nam przeszkodzić w dalszej podróży.- Otóż mogę.Czy dziadek nie zauważył, że konie były dzisiaj bardzo niespokojne?- Tak.Zauważyłem.Czy ty im coś.- Będzie coraz gorzej, więc lepiej posłuchajcie i wszyscy razem wracajmy do domu.- Podjąłem decyzję i jej nie zmienię.Tula także.144 - Tak jest - potwierdziła.- Tracisz tylko czas, Viljarze.I nie powinieneś był brać ze sobą tegodziecka.- Zobowiązałem się nią opiekować i traktuję to poważnie.Zresztą ona sama chciała jechać.- W to akurat wierzę - powiedziała Tula z przekąsem.- Viljarze, ty tracisz przede wszystkim nasz cenny czas - niecierpliwił się Heike.- Musimyjechać jak najszybciej, żeby zdążyć przed zimą.- Ale my nie ustąpimy, dopóki nie zdecydujecie się wracać do domu.Belinda siedziała jak na rozżarzonych węglach.Czuła się skrępowana, że musi słuchaćkłótni dwóch ludzi tak sobie nawzajem bliskich jak ci dwaj.I żaden nie chciał dać zawygraną.I wtedy Tula zaczęła śpiewać.Nuciła cicho jakąś osobliwą pieśń tak przejmującą, żeBelindzie zaczęło się kręcić w głowie.Tula spoglądała to na nią, to na Viljara, a jej głosporuszał w nich obojgu jakieś głęboko w duszy ukryte struny, nieznane i budzące lęk.Belinda spoglądała spłoszona w zielonkawe oczy śpiewającej i czuła, jakby ją ktoś przenosiłw inne miejsce.Jakieś pierwotne, pogańskie, trudne do opowiedzenia uczucie.W głowiekręciło jej się coraz bardziej.Nagle mistyczna pieśń umilkła.Viljar odetchnął głęboko i rozejrzał się wokół siebie.- Dlaczego tu stoimy? Czy nie powinniśmy ruszać dalej? Nie możemy tracić czasu, jeślimamy zdążyć przed zimą.- Nasze konie - przypomniała Tula.- Ach, słusznie!Viljar zeskoczył na ziemię i podszedł do konia Tuli.Spod siodła wydostał nieduży gwózdzczy może raczej zatyczkę.To samo powtórzył przy siodle Heikego.Belinda zastanawiała się, czy wzięli dość ciepłych ubrań.I czy wystarczy jedzenia.Onasama była bez grosza.Kiedy już ruszyli w drogę, Heike podjechał do Tuli i zapytał półgłosem:- Musiałaś ich zabierać? Nie byłoby lepiej skłonić ich do powrotu?- Tak jest lepiej, wierz mi - odparła zadowolona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •