[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie ją schował?Ale nie zdążyła już poszukać pistoletu.Billy Windsor pozbierał się i pod-niósł na kolana, wciąż wydając te dziwne, gardłowe odgłosy, z oczami zwę-żonymi z bólu i wściekłości.Zobaczyła pod nogami błysk światła na ostrzunożyczek i się schyliła.Chwycił ją za lewe kolano - dokładnie tam, gdzie samwcześniej założył tymczasowy bandaż - i poczuła, że nogę zalewa żywyogień.Przewrócił ją i przytrzymał lewą rękę, ale nie mógł przyszpilić prawej,którą wyrywała mu zajadle.W prawej dłoni ściskała nożyczki.Wcale nie chciała tego robić.Wiedziała, że wspomnienie tego widokubędzie ją nawiedzać w snach sto razy gorszych niż dotychczasowe - aż za-cznie tęsknić za koszmarami, w których była tylko świadkiem, a nie uczest-niczką - ale to już był koszmar, i tylko tak mogła się obudzić.Wbiła mu nożyczki w lewe oko, wciskając ostrze najgłębiej, jak zdołała.Trysnęła gęsta krew, więcej niż poprzednio, zalała jej twarz i oczy.Wciążwydobywało się z niego to okropne charczenie.To znaczy, że nie wepchnęłanożyczek dość głęboko - oddychał jeszcze, żył.Ale ona była już wolna, od-suwała się od niego, wlokąc za sobą lewą nogę, odpychając się rękami odśliskiej, zakrwawionej podłogi.Podniosła się i stanęła na drżących nogach.Nie mogła biec, ledwo kuśty-kała, a on wcale nie chciał umierać.Był twardszy od niej, bardziej uparty,jak karaluch, jak szakal.Zmartwychwstał już dwa razy i podniesie się zno-wu, jeśli mu pozwoli.Z trudem podeszła do stolika, do sportowej torby, zktórej wyciągnął nożyczki i maszynkę.Na samym wierzchu leżał pistolet.Kaliber 0,9.Nabity.Billy Windsor zdołał już usiąść, z nożyczkami sterczącymi z twarzy, try-skając fontanną krwi i stekiem niezrozumiałych grózb.Patrzyła niemal zpodziwem, jak bierze oddech, łapie nożyczki i wyciąga je z oka.Kolejna,obfitsza krwawa fala.Nie do wiary, że miał jeszcze krew w żyłach.Był nie-prawdziwy.Nie było w nim nic ludzkiego.Dobrze.Teraz nie może myśleć onim jak o człowieku.342Tess podniosła pistolet, chwyciła go mocno obiema rękami, staranniewymierzyła w tors Billy'ego i przycisnęła spust.Jego dziewiątka miała więk-szy odrzut niż trzydziestkaósemka, do której była przyzwyczajona, i pierw-szy pocisk trafił go w szyję.Zcisnęła rękojeść, zmuszając do wysiłku drżącepalce, i strzelała w pierś, raz za razem.Najpierw dostał kulę za Beccę, którejjedyną zbrodnią było to, że miała o sobie wysokie mniemanie i chciała samawybrać sobie przyszłość.Następne kule były za Tiffani i Lucy.Za Hazel,Michaela Shawa, Erica Shiversa.I za Julie, małą głupią ćpunkę, która nie-mal mu się wymknęła.I za Jonathana, który był dla niego tylko niewyraz-nym kształtem we mgle, środkiem do celu, kolejnym człowiekiem poświę-conym, by mógł żyć Billy Windsor.W magazynku z dziesięciu nabojów zo-stały dwa.Wystrzeliła jeszcze jeden.Za Carla.Kiedy już skończyła, wsadziła broń do własnej pustej kabury i utykając,wyszła na parking.W furgonetce Billy'ego Windsora znalazła jego komórkę.Idąc w stronę Carla, wybrała numer alarmowy 911.Leżał twarzą do nieba, zotwartymi oczami.Przytrzymała aparat pod brodą, czekając na zgłoszenieoperatora, i dotknęła szyi.Przez chwilę zdawało jej się, że czuje puls, ale tokciuk drżał w rytm uderzeń jej serca.Była sama.Tylko ona przeżyła.EpilogGRATULACJE - POWIEDZIAA DOKTOR ARMISTEAD.- Widzę, że zdjęli juższwy.Wskazał gestem jej nogę, która była jeszcze nieco sztywna, ale Tess mo-gła już na niej stawać.Wybrała się nawet rano powiosłować - pierwszy razod dwóch miesięcy.Przez cały ten czas, który przesiedziała na leżaku nadstawem w parku Roland, nosiła szorty i teraz wokół kolana, które zakrywałbandaż, biegł pas białej skóry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]