[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Masz, napij się chablis - powiedział Cody, wręczając jej kieliszek.- To kalifornijskiewino.Ma ładną, czystą barwę, mocny aromat i nasycony smak.Abra podniosła kieliszek do ust.- Jest białe.- A twoja sukienka jest czarna.Mimo to nie wyglądasz w niej jak zakonnica.- Wino jak wino - upierała się, chociaż podniebienie mówiło jej zupełnie co innego.- Kochanie.- Cody delikatnie powiódł palcem po jej szyi - musisz się jeszcze dużonauczyć.- O, tu jesteście! - Podeszła do nich Marci Thornway, od dwóch lat żona Tima.Miałana sobie suto haftowaną tunikę z białego jedwabiu i brylantową obróżkę na szyi.PoklepałaAbrę po ręce, a potem skierowała szafirowe oczy na Cody'ego.Głos jej ociekał miodem.- Chyba już rozumiem, czemu się spózniłaś.- Cody Johnson, Marci Thornway.- Abra szybko dokonała prezentacji.- Ach, ten architekt! - Marci ujęła Cody'ego protekcjonalnie pod ramię.- Tim tyle mi opanu mówił.Nie wspomniał tylko, że jest pan taki przystojny.- Wybuchnęła melodyjnymśmiechem, który doskonale pasował do jej złotych włosów i drobnej figury.- Mężom trzebawybaczyć, że czasami zapominają wspomnieć żonom o przystojnych mężczyznach.- Albo innym mężczyznom o swoich pięknych żonach - kurtuazyjnie zrewanżował sięCody.Abra wykrzywiła się za plecami Marci i zaczęła wyjadać z kokilki zapiekankę.- Pan jest z Florydy, prawda? - Marci wyraznie zamierzała zaanektować Cody'ego.- Jawychowałam się w Georgii, w małym miasteczku niedaleko Atlanty.Czasami chce mi sięwyć z tęsknoty.- Zwłaszcza gdy zakwitną magnolie - mruknęła Abra.Odwróciła się i omal się niezderzyła z Barlowem.- Och, przepraszam, panie Barlow!- Proszę mi mówić po imieniu.Nałóż sobie więcej, dziecko.Masz, spróbuj tychtortilli.I nie zapomnij o sałatce z fasoli.Abra z przerażeniem spojrzała na ilości jedzenia, jakie Barlow zgarnął jej na talerz.- Dziękuję.- Może usiadłabyś ze mną na chwilę i dotrzymała starszemu panu towarzystwa?Abra nie potrafiła powiedzieć, czego się spodziewała po tym wieczorze.Z pewnościąjednak nie przyszło jej do głowy, że spędzi uroczą godzinę w towarzystwie jednego znajbogatszych ludzi w kraju.Wbrew jej obawom Barlow nie próbował się do niej zalecać, adorował ją tylko jak stary przyjaciel rodziny, z bezpiecznego dystansu dzielących ichtrzydziestu pięciu lat.Siedzieli na ławeczce nad basenem i rozmawiali o wspólnej miłości do kina.Była tojedyna słabość, na jaką Abra sobie pozwalała.Tylko w kinie mogła spędzać wolne chwile bezpoczucia, że traci czas.Jeżeli od czasu do czasu słuchała Barlowa mniej uważnie, to nie dlatego, żeby jejrozmówca był nudny, ale dlatego, że zbyt często z tłumu gości wyławiała wzrokiem Cody'egow towarzystwie Marci Thornway.- Ale ze mnie egoista - stwierdził Barlow, kiedy dopił drinka.- Zająłem ci tyle czasu, aty powinnaś bawić się z młodzieżą.- Ach nie - zaprotestowała z uśmiechem.- Tak miło się z tobą rozmawia.Prawdęmówiąc, nie przepadam za takimi przyjęciami.- Aadna dziewczyna potrzebuje na przyjęciu kawalera, który by koło niej skakał.- Nie lubię, jak ktoś koło mnie skacze.- Nagle zobaczyła, że Cody zapala Marcipapierosa.Barlow był bystrym obserwatorem.Popatrzył w ślad za jej spojrzeniem.- Ale ślicznotka - stwierdził.- Jak porcelanowa figurka.Droga i przyjemna dla oczu.Młody Tim musi niezle się starać.- Jest jej bardzo oddany.- Dziś wieczorem jego dama towarzyszy twojemu architektowi.- Nie mojemu, tylko waszemu architektowi - poprawiła go Abra.- Oboje pochodzą zpołudniowego wschodu.Na pewno mają ze sobą masę wspólnego.- Hm? - Barlow podniósł się, wyraznie rozbawiony.- Chciałbym trochę rozprostowaćnogi.Może przejdziemy się po ogrodzie?- Dobrze.- Odwróciła się plecami do Cody'ego i ujęła Barlowa pod rękę.Co ona za grę prowadzi? - zastanawiał się Cody, patrząc, jak Abra znika z Barlowemw głębi ogrodu.Przecież ten facet mógłby spokojnie być jej ojcem! Przez cały wieczór byłświadkiem, jak robiła do niego słodkie oczy.Tymczasem on wciąż próbował uwolnić się od bluszczu, który nazywał się MarciThornway.Cody doskonale potrafił rozpoznać kobietę w akcji, a Marci zdecydowaniewysyłała mu przez cały wieczór sygnały.Takie, których nie miał najmniejszej ochotyodbierać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •