[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściwie nie jestem pewna, czy kiedykolwiekbyło. Spokojnie podała Margo kieliszek i usiadła, sącząc alkohol. Trochęnaprawdę mnie kochał.Chciał kogoś wa\nego za \onę  wzruszyłasię rozzłościłam, bo myślałam, \e jakieś spotkanie mu się przeciągnęło doramionami. I wydawało mu się, \e dostał.Przez ostatnie lata coraz rzadziejpózna w nocy, albo coś w tym rodzaju, a ja niepotrzebnie się przygotowywałamzgadzaliśmy się ze sobą w wielu sprawach.A raczej ja zaczęłam na głosdo tej rozmowy.Ale potem zobaczyłam światło pod drzwiami sypialni.Małowypowiadać swoje zdanie.A on o to nie dbał.Ach, nie ma sensu wdawać siębrakowało, a bym zapukała.Wyobra\asz sobie, Margo, jakie to było \ałosne?w szczegóły. Machnęła ręką.jakby zirytowana własnym brakiem cierp-Otworzyłam drzwi. Pociągnęła łyk koniaku. Rzeczywiście, odbywałliwości. Chodzi o to, \e byliśmy sobie coraz bardziej obcy.Peter zacząłtam spotkanie.spędzać więcej czasu poza domem.Myślałam, \e nawiązał jakiś romans. Z sekretarką?Bardzo się rozzłościł, gdy go oskar\yłam, więc uznałam, \e jestem w błędzie.Laura parsknęła pogardliwym śmiechem. Ale nie byłaś. Jak w marnej francuskiej farsie.Rozpustny mą\ figluje w łó\ku Nie jestem pewna, co się wtedy zdarzyło.Ale to nie ma znaczenia z szykowną rudą sekretarką, a obok nich stoi talerz z krewetkami.Laura gwałtownie poruszyła ramieniem i znów wzięła tiul, by zająćMargo ledwie powstrzymała chichot.czymś ręce. Z krewetkami? Od roku nawet mnie nie tknął. Do tego korzenny miodowy sos, o ile mnie wzrok nie mylił i butelka Od roku?  Prawdopodobnie niemądrze jest gorszyć się, \e mo\eszampana Dom Perignon do popicia.Teraz postaci zastygają bez ruchu.Niktistnieć mał\eństwo bez intymności, ale Margo i tak się zgorszyła.nie mówi ani słowa, słychać tylko Bolero Ravela. Bolero.O, Jezu!  Margo, dławiąc się śmiechem, padła na krzesło.106107 Przepraszam cię, przepraszam, przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać.Jestem zbyt zmęczona, by się zmusić do milczenia.straciły przez to zbyt wiele. Laura czuła, jak li\ą ją języczki strachu, ale Nie przeszkadzaj sobie, pośmiej się. Laura te\ uśmiechnęła się nie zwróciła na nie uwagi. Nie mam innego wyjścia.mimo woli. To jest śmieszne.I \ałosne.śona mówi, z nieprawdopodobnie  W porządku.Całkowicie cię popieram.Słuchaj, zejdę na dół i zor-ganizuję coś do jedzenia.Zaraz pojawi się tu Kate i będzie strasznie głodna.idiotyczną godnością:  Przepraszam, \e przeszkodziłam w wieczornejnaradzie. Kate dziś nie przyjedzie.Po ostatnim dniu przyjmowania zeznańpodatkowych pada do łó\ka i nic wstaje przez dwadzieścia cztery godziny.Margo z wielkim trudem złapała oddech. Tym razem przyjedzie  obiecała Margo. Nie, nie powiedziałaś tego. Myślałby kto, \e le\ę na śmiertelnym ło\u  mruknęła Laura. Ale\ tak.A oni tylko wytrzeszczali oczy.W \yciu nie widziałamDobrze ju\, dobrze, ka\ę przygotować jej pokój.Twój te\.Potem zrobimyPetera z wytrzeszczonymi oczyma.Poczułam nieomal\e satysfakcję.Potem taparę kanapek.nowa młoda sekretarka zaczęła piszczeć, próbowała się okryć i w gorączkowym Nie, ja sama zrobię parę kanapek.Ty zajmij się pokojami.araku skromności wywaliła cały sos Peterowi w wiadome miejsce.W ten sposób będę miała trochę czasu, \eby wyciągnąć z matki dodatkowe Och, och.dobry Bo\e!informacje. To była piękna chwila. Laura westchnęła cię\ko, zastanawiając się,Znalazła Ann dokładnie tam, gdzie się spodziewała  w kuchni, zajętąkto z całej trójki czuł się wtedy najbardziej głupio. Powiedziałam jeszcze,ju\ krojeniem wędlin i świe\ych warzyw.\e nie muszą mnie odprowadzać do drzwi, dam sobie radę.I wyszłam. Mamy mało czasu  mruknęła Margo i poszła prosto w stronę Tak po prostu?dzbanka z kawą. Zaraz tu przyjdzie.Nie jest z nią najlepiej, prawda? Tak po prostu. Jakoś sobie daje radę.Tylko nie chce na ten temat rozmawiać.Jeszcze Ale co on mówi? Jak sobie z tym radzi?nie powiadomiła rodziców. Nie mam pojęcia. Wyraz łagodnych szarych oczu nagle się Co za bydlak, co za łobuz. Nogi się pod nią uginały ze zmęczenia,zmienił; teraz Laura spoglądała jak prawdziwa Templetonówna; Twardo,ale mimo to nerwowo krą\yła po kuchni. I ta mała dziwka, jego sekretarka,ostro i nieustępliwie.wyrabiająca godziny nadliczbowe. Zamilkła, napotkawszy wzrok matki. No, dobrze, ju\ dobrze, sama nie byłam lepsza, wią\ąc się z Alainem. Nie przyjmuję wizyt Petera.Ta jego głupia elektryczna brama w końcuByć mo\e moja wiara w to, \e on chce się rozwieść z \oną nie jest najlepszymsię na coś przydała. Delikatne usta równie\ stwardniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •