[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz, może gdybyś tak nie ściskał pilota do telewizora, nauczyłbym się ich używać.Chodziło mi o to, że dowiedziałbym się z telewizji czegoś więcej o zewnętrznym świecie,ale Raziel zrozumiał, że chciałbym poćwiczyć naciskanie guzików i zmianę kanałów.- Nie wystarczy wiedzieć, jak działa telewizor.Musisz wiedzieć, jak działa wszystko w tymświecie.Anioł odwrócił się i przez okno wystawowe pizzerii patrzył na ludzi, którzy podrzucalikrążki ciasta.- Czemu, Razielu? Czemu powinienem wiedzieć, jak funkcjonuje ten świat? Jeśli już, to dotąd próbowałeś nie dopuścić, żebym się czegokolwiek dowiedział.- Już nie.Zjedzmy pizzę.- Razielu.Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale przez resztę dnia włóczyliśmy się po mieście,wydawaliśmy pieniądze, rozmawialiśmy z ludzmi.Uczyłem się.Póznym popołudniem Razielzapytał kierowcę autobusu, gdzie mógłby spotkać Spidermana.Mógłbym wytrzymać jeszcze dwatysiące lat, nie oglądając tego rozczarowania, jakie zobaczyłem na twarzy anioła, gdy kierowcamu odpowiedział.Wróciliśmy tutaj, do naszego pokoju, i Raziel westchnął.- Brakuje mi niszczenia miast pełnych ludzi - rzekł.- Rozumiem, o co ci chodzi - powiedziałem, chociaż to mój najlepszy przyjaciel sprawił, że takierzeczy wyszły z mody.Ale aniołowi należały się te słowa.Istnieje wielka różnica międzydawaniem fałszywego świadectwa a ratowaniem czyichś uczuć.Nawet Joszua to wiedział.- Przerażasz mnie, Joszua - powiedziałem, zwracając się do bezcielesnego głosu, który unosił sięprzede mną w świątyni.- Gdzie jesteś?- Jestem wszędzie i nigdzie - oznajmił głos Joszuy.- Więc jak to się dzieje, że twój głos rozlega się przede mną? Wcale mi się to nie podobało.Owszem, te lata w towarzystwie Joszuy uodporniły mnie na różne nadprzyrodzone zjawiska, alemedytacje nie doprowadziły jeszcze do stanu, w którym nie reagowałbym na niewidzialnośćprzyjaciela.- Jak przypuszczam, naturą głosu jest, że musi skądś dobiegać, ale tylko po to, by można było gowydać.Kasper siedział w świątyni; słysząc naszą rozmowę, wstał i podszedł do mnie.Niewydawał się zagniewany, ale z drugiej strony nigdy się taki nie wydawał.- Dlaczego? - zapytał, co oznaczało:Dlaczego gadasz i przeszkadzasz wszystkim w medytacjach tym piekielnym hałasem, tybarbarzyńco?- Joszua osiągnął oświecenie - wyjaśniłem.Kasper milczał, co oznaczało:/ co? Przecież o to właśnie chodzi, niegodny pomiocie poharatanego brzytwą jaka.- I teraz jest niewidzialny.- Mu - zabrzmiał głos Joszuy.Mu oznacza po chińsku nic poza nicością. W akcie wyraznie niekontrolowanej spontaniczności Kasper wrzasnął jak maładziewczynka i wyskoczył na cztery stopy w górę.Mnisi spojrzeli na nas, przerywając śpiew.- Co to było?- To Joszua.- Jestem uwolniony od jazni, uwolniony od ego - oświadczył Joszua.Coś pisnęło i owiał nas paskudny odór.Popatrzyłem na Kaspra, a on pokręcił głową.Popatrzył na mnie, a ja wzruszyłem ramionami.- Czy to ty? - zapytał Joszuę Kasper.- Ja w takim sensie, że jestem cząstką wszystkich rzeczy, czy w takim, że to ja wypuściłem tengefilte gaz? - upewnił się Josh.- To drugie.- Nie.- Kłamiesz - stwierdziłem, równie mocno zdziwiony tym, jak faktem, że nie widzę przyjaciela.- Powinienem teraz przestać z wami rozmawiać.Posiadanie głosu oddziela mnie od wszystkiego,co jest.Po tych słowach ucichł, a Kasper wyglądał, jakby ogarniała go panika.- Nie odchodz, Joszuo - powiedział.- Zostań jaki jesteś, skoro musisz, ale zjaw się jutro o świciew pokoju herbacianym.- Kasper popatrzył na mnie.- Ty też przyjdz - polecił.- Rano mam ćwiczyć na słupkach - przypomniałem.- Jesteś zwolniony.A gdyby Joszua jeszcze z tobą dzisiaj rozmawiał, przekonaj go, by dzielił znami egzystencję.Po czym odszedł szybko, w sposób bardzo nieoświecony.Tej nocy zasypiałem już wmojej celi, kiedy usłyszałem jakiś pisk, a potem rozbudził mnie nieopisanie paskudny smród.- Joszua?Wyczołgałem się z celi na korytarz.Wysoko na ścianach wąskie szczeliny wpuszczałyświatło księżyca, ale nie zobaczyłem niczego prócz delikatnego błękitnego blasku na kamieniach.- Joszua, czy to ty?- Skąd wiedziałeś? - zdziwił się bezcielesny głos Joszuy.- No wiesz.Prawdę mówiąc, strasznie śmierdzisz, Josh.- Kiedy ostatnio zeszliśmy do wioski po jałmużnę, jakaś kobieta dała Numerowi Czternastemu imnie tysiącletnie jajo.Leży mi na żołądku. - Nie rozumiem czemu.Myślałem, że nie powinno się już zjadać jajka po.no nie wiem.jakichśdwustu latach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •