[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdego dnia odbywałam spacery z moją przewodniczką duchową, która udzielała mi rad i nauk orazodpowiadała na tysiące zadawanych przeze mnie pytań.Czasami czułam się przy niej jak mała Koko,która jeszcze nie rozumie świata i woli wszystkiego dowiedzieć się od kogoś jej zdaniem mądrzejszego,niż doświadczyć tego sama. W jaki sposób dotychczasowe prorokinie zdołały zmienić świat? Jedna z nich zapytała kiedyś wielkiego przywódcę narodu o sytuację, która mogła wydarzyć sięczysto teoretycznie, a kiedy powiedział, jaką podjąłby wtedy decyzję, zwróciła mu uwagę nakonsekwencje, które mogłyby nastąpić w razie takiego wypadku.Kiedy przywódca musiałw rzeczywistości stawić czoła przedstawionej przez nią sytuacji, postanowił postąpić inaczej, niżpoczątkowo zakładał, dzięki czemu bieg historii został zmieniony. Ale bieg historii nie dotyczy chyba tylko wielkich tego świata.Każdy człowiek wpływa na przyszłepokolenia. Oczywiście, że tak.Podałam ci tylko przykład.W historii wróżbiarstwa i proroctw znajdzieszwięcej takich przypadków.Raz nawet zmieniono bieg wydarzeń dzięki kotu.Wyobrażasz sobie? Bez większej trudności.Zawsze uważałam koty za wyjątkowo inteligentne bestie. To prawda, koty mają w sobie pierwiastek magiczny.Zmysł, dzięki któremu czują więcej niż innezwierzęta.Wróżki i prorokinie zawsze wierzyły w ich silny wpływ na siłę prekognicji.Dlatego częstokoty są kojarzone ze średniowiecznymi czarownicami.Może wydawać się to dziś śmieszne, ale przezswoją niezwykłą inteligencję często skazywane były na tortury wraz z wiedzmą, a nawet palone razem z nią na stosie. Straszne! Oczywiście, że tak, ale historia bywa brutalna. A propos historii i stereotypów& Dlaczego nie mamy kul, w których widać przyszłość? zapytałam, zastanawiając się, czy pytanie nie jest na tyle głupie, że moja opiekunka zaraz nie wybuchnieśmiechem. To największa zagadka historii prekognicji  odpowiedziała spokojnie. Dotąd nikt nie możeznalezć odpowiedzi na to, skąd się wziął ten wymysł z kulą.Jeśli wierzyć historii, takiego przyrządunigdy nie używano do przepowiadania przyszłości. A różdżki? Różdżki? Służą do rzucania klątw.To nigdy nie było domeną kręgu Sybilli  odpowiadała miz cierpliwością, na którą ja potrafiłam zdobyć się jedynie w stosunku do Koko.Zniadania i kolacje przynoszone były do komnat przez wróżki asystujące, natomiast obiady podawanow sali głównej, gdzie obecne na Brocken Sybille spotykały się na wspólny posiłek.Hezychie jadłyoczywiście w osobnej części podziemi.Wróżki niewiele ze sobą rozmawiały.Wyglądało na to, że Fii Elea nie były pod tym względem wyjątkami.Ilekroć próbowałam którąś z nich zaczepić, pytająco zdarzenia z przeszłości, wykręcały się lakonicznymi odpowiedziami.%7ładna z wróżek nie przejawiałachęci do rozmów.Dlatego popołudniami udawałam się zwykle do biblioteki, a po zachodzie słońcawychodziłam na polanę oddzieloną od świata drzewami, ze słuchawkami na uszach.Talisman grupy Airjednoczył się mistycznymi dzwiękami ze scenerią wokół i co noc przed snem przypominał mi o tym, jakniezwykła jest noc.Kładłam się czasami na ziemi, żeby  jak poradziła mi w ostatnim swoim liście Fi obserwować gwiazdy i doświadczać swojego  nic nieznaczenia w kontraście z ogromem wszechświata.Patrzyłam na nie z respektem i poważaniem, licząc na to, że dowiem się od nich, jakie jest mojeprzeznaczenie na tym świecie.Często przychodziło mi wtedy do głowy pytanie, jak wyglądałby światbeze mnie, i docierało do mnie boleśnie, że pewnie tak samo.Nie zmieniłoby się nic.Moi przyjaciele nieznaliby mnie, więc nie czuliby żadnego braku.Byłam małym ziarenkiem piasku bez znaczenia dla świata.Mimo to właśnie w takich chwilach wyciszenia tym mocniej zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzokocham moje życie.Kiedyś Janek przyniósł mi cały plik grafik Luisa Royo  jego ulubionego twórcy  ojca aniołów tejziemi.Nie chodzących ideałów, nie kryształowych cherubinków bez winy, ale wielkoskrzydłych,zanurzonych w trudnym życiu istot.Tak właśnie musiał wyglądać mój anioł, kiedy wraz ze mną siedziałna brzegu pogrążonej w czerni polany na szczycie góry Brocken.Przytknął ucho do mojej słuchawki, byłw sukni brudnej od trawy, ziemi i deszczu.Zmęczony ciągłym rozbiciem między światami, rozterkamii braniem na siebie moich problemów.Czasami zapłakany przez swoje osamotnienie w świeciei przesadnie się nad sobą użalający, czasami rozmarzony, snujący wizję niezwykłej przyszłości.Przychodził tam ze mną co wieczór i czuł to co ja.Początkowo wielką niepewność i słabość, alez czasem coraz większą wewnętrzną moc i wiarę we własne siły.Dziesiątki godzin przesiedzianych nadksięgami i prób zaglądania w karty dawnej i przyszłej terazniejszości przynosiły coraz lepsze rezultaty.Ale nie odstępowała mnie świadomość zbliżającego się momentu powrotu do świata tych, przy którychczułam się jak nieszczęsna Kasandra: moich przyjaciół, dla których byłam ich Latte, a nie Sybilląz Brocken.I dla większości z nich nigdy nie miało się to zmienić. ROZDZIAA 12Po trzech miesiącach nieobecności w świecie, który przez tyle lat był dla mnie codziennością,postanowiłam, że już najwyższy czas, aby wrócić.I następnego dnia byłam już w J., w moim ulubionymmiejscu.Na rogu Piwnicznej i Kryształowej.Padał deszcz i gładki asfalt lśnił od zbierającej się na nimwilgoci.Jak na zawołanie pojawiła się klasyczna bohaterka wydarzeń tego niesławnego skrzyżowania.Babciaz siatką marchewek.Szła powoli, uważnie stawiając kroki.Spojrzałam na nią bezradnie.Pierwszy razbez najmniejszych wątpliwości mogłam w tej sytuacji odpowiedzieć na zadawane sobie w przeszłościpytanie.Tym razem to już nie był zwykły strzał czy rachunek prawdopodobieństwa.Wiedziałam, żepoleci.A gdybym podbiegła i ją złapała?  przemknęło mi przez myśl. Czy taki drobiazg zmieniłby cośw historii świata? Może właśnie to, że nie pójdzie dziś do szpitala, sprawi, że jakiś poważany społecznieminister, który akurat miał dziś wypadek w J., dostanie się do lekarza bez kolejki i będzie w dobrymhumorze? Zatwierdzi uchwałę o podwyższeniu budżetu na służbę zdrowia, a to z kolei doprowadzi dokolejnych usprawnień, czyli zmieni bieg historii& a ja zostanę prorokinią.Podeszłam do starszej pani. Może pomogę pani zejść? Ulica jest w tym miejscu dość niebezpieczna. Obejdzie się  odpowiedziała średnio uprzejmie. Może jednak, jeszcze coś się pani stanie, chyba lepiej dmuchać na zimne. Proszę mnie natychmiast zostawić!  krzyknęła zbulwersowana, wyrywając rękaw z mojegouścisku. Pomogę  nie ustępowałam w próbach, nęcona wizją szybkiego awansu na Brocken.Korpulentna dama zamachnęła się parasolką, prawdopodobnie mając na celu opędzenie się oddobrodusznego natręta w mojej osobie, i w tym momencie runęła jak długa. A nie mówiłam?  powiedziałam z politowaniem. Moja ręka  jęknęła z ziemi. Już dzwonię po pogotowie  odparłam spokojnie i wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni.To nie jest jednak takie proste, stwierdziłam w duchu.Zresztą pewnie minister i tak trafiłby dolekarza bez kolejki.Wróciłam do domu państwa Rossa z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku obywatelskiego.Zwiadoma tego, że babcia sama nie chciała dać się wybawić od przeznaczenia.Taki był widać jej los. Latte, nareszcie!  krzyknął uradowany na mój widok pan Rossa. Strasznie się już za tobąstęskniliśmy. Jak tam wakacje?  zapytała od wejścia mama Janka. Doskonale.Dziękuję. Wyglądasz na wypoczętą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •