[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woda była głęboka,lecz zmącona przez konie i pełna szlamu.Nie przeszkadzało mu to - mimochłodu na skórze czuł ulgę.Płynął z tuniką w zębach, rozglądając się zaRajanką w zapadającym wolno zmroku.387 Dostrzegł ją w końcu na płyciznie pod wysokim drzewem, gdzie czyści-ła swojego rumaka - nabierała w dłonie piasek z brzegu i szorowała nimzakrwawione nogi zwierzęcia.Uśmiechnęła się do niego.- On gryzie - powiedziała po grecku.- Nie za blisko.Kineasz zatrzymał się w głębszej partii rzeki.Był człowiekiem prak-tycznym - wystarczała mu sama jej obecność, możliwość podziwiania jejciała.Przez chwilę próbował prać swoją tunikę.Potem wyszedł na brzegopodal Rajanki, również nabrał w dłoń piasku i zaczął pocierać nim zaschłąskorupę na ramieniu.Z wody dobiegały go pokrzykiwania Olbijczyków, którzy coraz liczniejwskakiwali do wody.Towarzyszyło im coraz więcej Saków.- Ty airyanm - rzekła Rajanka, oglądając się za siebie.Odgarnęła pa-smo włosów za prawe ramię.Spojrzała w dół rzeki, potem znowu na niego.Kineasz podszedł do niej, a ona wtuliła się w jego ramiona ruchem takoczywistym, jakby ćwiczyli to wcześniej setki razy.Jej usta rozchyliły sięprzed jego ustami równie łatwo, jakby chodziło o uścisk dłoni.Zatopili się w sobie.- Proszę, proszę! - usłyszeli i nagle ujrzeli wokół siebie Okrutne Dło-nie i Olbijczyków.Wszyscy oni śmiali się sarkastycznie.Padło kilka nie-dwuznacznych sugestii.Kineasz zanurzył się głębiej, nie chcąc, by ich insynuacje znalazły wi-dome potwierdzenie.Rajanką zostawiła swojego wierzchowca i popłynęlirazem, i pływali tak długo, aż poczuli, że zmyli z siebie brud.Wytarli sięnago na trawiastym brzegu, w ciepłym wieczornym powietrzu.Agis, Me-garan i Ajas odśpiewali fragmenty Iliady.Grecy drapali się skrobaczkami i nacierali olejem z oliwek, wywołująctym rozbawienie Saków.Potem Martaks z Rajanką zaśpiewali długą balla-dę o miłości i zemście; przyniesiono w tym czasie suche tuniki i jedzenie.Kiedy Kineasz dostrzegł króla, przysiadł się do niego, a gdy Rajanka skoń-czyła śpiewać, usiadła, już ubrana, opierając się o plecy Kineasza, jakbybyli starymi towarzyszami broni.Dała mu jasną tunikę wyszywaną wewzory podobne do tych, które miała na swojej.Kineasz włożył na siebieten barbarzyński strój.388 Król siedział z nimi sztywno.Gdy Kineasz wkładał tunikę, odwrócił się,wyraznie rozzłoszczony.A kiedy pózniej Rajanka pocałowała Kineasza,niby to mimochodem, sięgając po wino, król wstał i powiedział coś posakijsku, szybko i gniewnie.Rajanka rozpuściła schnące włosy, spojrzała krótko na Kineasza i skinę-ła głową królowi.- Mój umysł wie - powiedziała wyraznie.- A mój umysł rządzi moimciałem.Król odwrócił się i odszedł, znikając w ciemności.Dalej siedzieli tak samo, stykając się plecami.Stwardniała dłoń Rajankimiękła w dłoni Kineasza i był on znowu szczęśliwy - na tyle, na ile możebyć człowiek mający przed sobą jedynie kilka tygodni życia.Nazajutrz rano wszyscy zbudzili się otępiali i chorzy po wypitym wie-czorem winie.Byli w takim stanie, że garstka Getów pobiłaby ich bez tru-du.Kineasz wiedział, że po zwycięstwie wojsko nigdy nie wygląda inaczej,i zastanawiał się, czy wzmocnić straże.Ramię było już mniej spuchnięte i nie piekło jak wcześniej, jakby duchrzeki wyssał z niego truciznę.Wstał jako jeden z pierwszych, napił się syn-dyjskiej herbaty i włożył skórzaną tunikę od Rajanki.Wyglądała dziwacz-nie, ale przynajmniej była czysta.Jego bitewna tunika dalej była wilgotna imimo wymoczenia jej w rzece - wciąż brudna.Reszta jego rzeczy zniknęłagdzieś w drodze, najpewniej została w ostatnim obozowisku.Król podjechał do Kineasza, gdy ten oglądał pojmane przez Olbijczy-ków getyjskie konie, chcąc wybrać dla siebie przyzwoitego wierzchowca.Wszystkie były za małe.- Czas już chyba porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną - powie-dział Satraks tonem pełnym godności.- Zapewniłeś mi wielkie zwycię-stwo.Nie chcę być niewdzięczny.Kineasz westchnął i spojrzał na króla.- Do usług, panie.- Wlepił wzrok w ziemię, nienawykły do takichrozmów.Po chwili uniósł oczy i zapytał: - Rozmawiamy o Rajance?Król nie patrzył mu w oczy.389 - Czy po pokonaniu Zopyriona masz zamiar.ożenić się z nią?Kineasz wzruszył ramionami.- Oczywiście - odparł, bo coś musiał powiedzieć.Oczywiście, jeśliprzeżyję.Król pochylił się do przodu.- Może wcale cię to tak bardzo nie pociąga.W końcu jest dzika i nieo-krzesana.Poza tym nie jest Greczynką.Ale na pewno nie zgodzi się nastatus nałożnicy.Jest przecież przywódczynią plemienia, nie jakąś ladacz-nicą.Może zresztą nie możesz się z nią ożenić.Może już jesteś żonaty, aprzynajmniej zaręczony?W tonie króla nie czuło się już monarszej godności.- Małżeństwo z nią uznałbym za ogromny zaszczyt - odrzekł Kineasz.Wymawiając te słowa, uświadomił sobie, że naprawdę tak myśli.Satraks wyprostował się w siodle.- Naprawdę? - Był chyba zaskoczony.- Ona nigdy nie zamieszka wmieście.To by ją zabiło.- Spojrzał w oczy Kineaszowi.- Sam mieszkałemw greckim mieście.I znam Rajankę.Ona jest wolną wojowniczką.W mie-ście udusiłaby się po prostu.Kineasz puścił wodze fantazji:- Kupiłbym gospodarstwo na północ od Olbii.Mogłaby mnie tam od-wiedzać.- Mówiąc to, wybuchnął śmiechem.Król pokręcił głową.- Lubię cię, Kineaszu.Lubię cię od samego początku.Ale odbieraszmi szczęście.Sprowadziłeś tu wojnę, a teraz odbierasz mi moją kuzynkę.Staram się mówić do ciebie jak mężczyzna, nie jak zagniewany młokos.Chcę ją mieć tylko dla siebie, ale ona woli ciebie.Tylko ciebie.Muszępogodzić się z utratą kobiety, której pragnąłem, odkąd w ogóle mogłempragnąć.Muszę też znosić fakt, że moi najlepsi wojownicy mówią o tobieairyanm.Gdybyś się z nią ożenił, stałbyś się dla mnie potężnym sojuszni-kiem.Albo śmiertelnym wrogiem.Zapytuję sam siebie: czy tego właśniepragniesz? Czy pozwolisz, by twoi ludzie swobodnie rozjechali się po rów-ninach? Czy może stworzysz z nich nowy klan?390 Kineasz podrapał się po brodzie.Poczuł się nagle bardzo staro.- Będę ci służyć, panie.W rzeczy samej, nie myślałem o żadnej z tychspraw.A widzę, że one bardzo cię dręczą.Ale.- Kineasz szukał właści-wych słów.- Dla mnie sama osoba Rajanki jest najważniejsza.- Jak będziesz żyć? - spytał król.- Rozstaniesz się z Nikiaszem i Dio-dorem, by zostać mężem barbarzynki? - Powiódł wzrokiem po trawiastychrówninach.- A może to ona miałaby opuścić Okrutne Dłonie, żeby mlećzboże i tkać jak przykładna Greczynka? Może nawet by na to przystała, alepotem znienawidziłaby ciebie albo popadła w obłęd.Kineasz kiwał głową, bo sam miał podobne myśli.Nie musiał jednakpodejmować decyzji - w końcu miał wkrótce umrzeć.Z drugiej stronygdzieś w głębi serca czuł, że znajdzie się jakiś sposób i wszystko w końcusię uda.A może skończy jak Jazon, a ona - jak Medea?Co miał powiedzieć? Niedługo umrę, więc to wszystko nie ma żadnegoznaczenia?- Myślę, że.znajdzie się jakiś sposób - odrzekł ostrożnie.Król dalej patrzył na równinę.Wyprostował się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •