[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Było aż tak zle? - zapytałam.- Tak.- Nefret odłożyła lepkie ciasto na talerz i wytarła palce w serwetkę.- Tak - zawtórował jej Ramzes, po czym podszedł do bufetu pod ścianą i wrócił z dwiemaszklaneczkami whisky z wodą.- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, mamo? -zapytał, podając jedną Nefret.- Sama często powtarzasz, że lecznicze działanie dobrejwhisky.- Zgadza się.Ramzes, zanim pociągnął spory łyk, uniósł szklankę ku Nefret.Potem usadowił się naswoim ulubionym miejscu na parapecie.- Zbadała rany bardzo dokładnie - powiedział.- Wygląda na to, że ich charakter potwierdzawcześniejsze przypuszczenia.- %7łe co? %7łe to był krokodyl? - zdumiałam się.- Dobrze wiesz, że krokodyli.- Peabody - przerwał mi Emerson.Najwyrazniej doszedł już do siebie.Jego głos byłspokojny, a twarz opanowana, ale błękitne oczy błyszczały groznie.- Czy uważasz to zaodpowiedni temat do rozmowy przy popołudniowej herbacie?- Dobrze wychowanym ludziom wiele z naszych rozmów wydałoby się nieodpowiednimi -odparłam.- Skoro nasza młodzież mogła się zdobyć na obejrzenie szczątków, my możemyprzynajmniej wysłuchać ich relacji.Byłbyś tak dobry, Emersonie, i nalał mi też szklaneczkę?- No proszę - burknął, lecz spełnił moją prośbę, a potem nalał sobie.David nie chciał siępoczęstować, gdyż prawie w ogóle nie pije, poza lampką wina od czasu do czasu.W każdymrazie ja nie widziałam, żeby pił coś mocniejszego.- Nie będę się zagłębiała w ponure szczegóły, profesorze - powiedziała Nefret, głaszczącusadowionego na podołku Horusa.- W każdym razie rany wyglądały tak, jakby je zadałowielkie zwierzę o długich, ostrych zębach.Ponieważ jednak takie zwierzęta w okolicy niewystępują, musiało to być jakieś narzędzie, skonstruowane przez człowieka.Przyszła mi namyśl %7łelazna Dziewica, którą widzieliśmy w muzeum w Norymberdze.- Rany boskie! - krzyknęłam.- Chcesz powiedzieć, że ktoś sprowadził do Egiptuśredniowieczne narzędzie tortur?- Dajże spokój, Peabody - uciszył mnie Emerson, który zapomniał już o swych obiekcjach isłuchał z wielkim zaciekawieniem.- %7łelazna Dziewica, która kształtem i rozmiaramiprzypomina człowieka, ma skierowane do wewnątrz kolce w plecach i pokrywie - wyjaśnił.-Kiedy się ją zamyka, kolce wbijają się w ciało ofiary.Ale ten sam skutek można osiągnąć zapomocą prostszego urządzenia, na przykład ciężkiej deski z nabitymi długimi gwozdzmi. - Właśnie - potwierdziła Nefret, dopijając whisky.- Rany występowały tylko na głowie itułowiu, a w jednej z nich dojrzałam błysk metalu.Tak jak przypuszczałam, była to ułamanakońcówka gwozdzia lub kolca.- I ty ją.wyciągnęłaś? - zapytał David, przełykając ślinę.- Oczywiście.To przecież dowód rzeczowy.- Klepnęła się po kieszonce na piersi.-Zabrałam go, bo nikt w zabtiyeh i tak go nie chciał.W zwłokach znajdowało się jeszcze jednociało obce.kawałek szpagatu, werżnięty głęboko w szyję.- Sznur do duszenia - wyszeptałam.- Wyznawcy bogini Kali.Kiedy to powiedziałam, Ramzes prychnął i zacisnął wargi tak mocno, że utworzyły wąskąkreskę.- Tego nieszczęśnika nie uduszono, ciociu Amelio - wyjaśniła Nefret.- Sznurek wpił musię w kark, nie w gardło.Prawdopodobnie miał na szyi jakiś amulet czy krzyżyk i ktoś goszarpnął tak mocno, że się zerwał.- I to też pewnie.wydobyłaś? - zapytał z rezygnacją Emerson.- Tak, profesorze.Pytanie tylko, po co ktoś to wszystko wyczyniał, jeśli po prostu chciałkogoś zabić?- Pewnie to sprawka jakiejś nowej sekty zabójców - oświadczyłam.- Coś jak kult Kali wIndiach.Może jacyś szaleni fanatycy przywrócili kult boga-krokodyla, Sobeka?- Powściągnij łaskawie swoją wybujałą wyobraznię, Peabody - burknął Emerson.- Takierany mogły na przykład spowodować metalowe szczęki jakiejś maszyny.Może ten człowiekbył pijany, potknął się i wpadł do czegoś takiego?- Głową w dół? - zapytałam z sarkazmem.- A operator tego urządzenia włączył je, niezauważywszy wystających ze środka nóg?David, młodzieniec o łagodnym usposobieniu, pobladł jeszcze bardziej.Hipoteza Emersona była tak absurdalna, że nawet on sam nie próbował jej bronić.- Ważniejsze jest inne pytanie - powiedział.- Kim była ofiara?- Twarzy nie dało się rozpoznać - odparł Razmes.- Ale wiemy, że Yussuf Mahmud niemiał dwóch stawów środkowego palca u lewej dłoni.Wprawdzie wystające części ofiaryobgryzły jakieś mniejsze drapieżniki, ale z palców u rąk i nóg obżarte zostały tylko samekońce, a ten środkowy palec.David wstał i pospiesznie opuścił werandę.- Chyba poproszę o jeszcze jedną whisky, Emersonie - oznajmiłam.Wszystko to było diabelnie zniechęcające, nie da się bowiem przesłuchać umarłego.Zdrugiej strony - a wolę zawsze dostrzegać pozytywne aspekty każdej sprawy - zamordowanieYussufa Mahmuda potwierdziło, że w całą tę historię wmieszana jest jakaś grupa złoczyńców owiele bardziej interesujących od handlarza drugorzędnymi antykami.Emerson mógł sobie kpić(i robił to) z mojej teorii na temat tajemniczej sekty zabójców, ja jednak byłam przekonana, żeśmierć Mahmuda miała wszelkie cechy morderstwa rytualnego lub nawet egzekucji.Zdradził swoich mocodawców i musiał za to zapłacić straszliwą cenę.Ale na czym właściwie polegałajego zdrada?Odpowiedz nasuwała się sama.Jego rozpaczliwe próby odzyskania papirusu - bo tylkoczłowiek zdesperowany odważyłby się nachodzić dom Ojca Przekleństw - musiały być ostatniąnadzieją na ujście cało przed zemstą sekty.Byłam przekonana, że Wyznawcy Sobeka - jak ichnazwałam - posługiwali się cennymi starożytnościami dla zwabienia potencjalnych ofiar.AYussuf Mahmud nie tylko pozwolił tym razem wyśliznąć się zarówno ofiarom, jak i przynęcie,lecz w dodatku zamiast naiwnych turystów wybrał do morderczego rytuału członków rodziny,znanej w Egipcie z sukcesów w ściganiu wszelkiej maści złoczyńców.Najwyrazniej nie odkrył prawdziwej tożsamości Alego Szczura, gdyż w przeciwnym raziena pewno by z nim nie zadarł.Ktoś jednak musiał rozpoznać Ramzesa i resztę; być możezdradzili się jakoś podczas walki i pózniejszej ucieczki.Mahmudowi dano ostatnią szansęnaprawienia fatalnej omyłki, nie umiał jej jednak wykorzystać i musiał za to zapłacić.Było to jedyne sensowne wytłumaczenie, ale Emerson zbył je stwierdzeniem:  Banialuki,Peabody - nie pozwalając mi nawet dokończyć wywodu.Wiedziałam oczywiście dlaczego.Mój mąż nie przyznałby tego głośno, lecz wciąż miałobsesję na punkcie Sethosa.Było to wręcz śmieszne, bo Sethos nigdy nie zadałby się zprymitywną sektą morderców.Ramzes i Nefret zamienili się pokojami.Mój syn nie krył rozczarowania, kiedy nie pojawiłsię już żaden intruz.Ja także byłam rozczarowana, choć nie sądziłam, by sekta chciałaryzykować ponownie.Wypytywanie handlarzy i mieszkańców Gurna również nie przyniosłorezultatów.Nikt z indagowanych nie widział Yussufa Mahmuda, nikt też nie był członkiemsekty zabójców.Trudno się było zresztą spodziewać, że ktokolwiek się do tego przyzna.Tydzień pomiędzy Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem wypełniało nam zwykleaktywne życie towarzyskie.Otrzymywaliśmy wiele zaproszeń od - jak nazywał tych ludziEmerson -  pływającego towarzystwa biesiadnego , co zresztą było coraz dalsze od prawdy, bowiększość z nich zatrzymywała się w hotelach, zwłaszcza w nowym i eleganckim WinterPalace.Była to grupa błyszcząca na firmamencie społecznym, bogaci i w większościutytułowani ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •