[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnej zimy jezdziłyśmy na łyżwach i gdy Asawykręciła cztery piruety, powaliłam ją na lód tak sku-143tecznie, że przestała się ruszać.Pózniej uciekłam stam-tąd i ukryłam się w skrzyni na groch, przekonana, żezamordowałam własną siostrę.Kiedy zapadł zmrok, zakradłam się pod domi w oczekiwaniu na karę zajrzałam przez okno, byzobaczyć leżącą na sofie martwą i trupio bladą Asę.Widok był o wiele bardziej przerażający.Asa sie-działa na kolanach dziadka, popijając kakao z bitąśmietaną.Na czole wyrósł jej guz wielkości pączka.Czmychnęłam do wozowni.Przyłożyłam język do oblodzonego lemiesza i pochwili oderwałam, tyle że już bez skóry.A pózniej po-szłam do domu, naciągnęłam na głowę starą kołdręi wpatrzona w ciemność, leżałam tak długo, aż usły-szałam znajome kroki, miękkie stąpnięcia po podło-dze wyłożonej matą korkową.Dziadek nigdy nie cho-dził po domu w butach.Odchylił przykrycie.Usiadł na skraju sofy i dałmi cztery czerwono-białe karmelki.Ani słowem niewspomniał o guzie Asy.Pokazał mi swoją bliznę podrucie kolczastym.Okalała mu pierś niczym liliowaozdobna plecionka.Cukierki oddałam Asie, ponieważ przez kolejnecztery tygodnie odżywiałam się tylko pitymi przezsłomkę zupkami, tak długo goił mi się język.Dziadek powrócił już wtedy do swoich mopedo-wych eskapad, dziewczyna w spółdzielni właśniedostała inną pracę, ale w przychodni dentystycznej144pojawiła się nowa asystentka dentysty, z upiętym wy-soko kokiem, naszyjnikiem z markazytu, pachnącafiołkami.A babcia jak zwykle krążyła między piecem a spi-żarnią. UZMIECH MOJEJ BABCINiejeden raz zastanawiałam się, co czuła moja babcia,gdy siedziała w kuchni, a dziadek jezdził po okolicz-nych wsiach.Ale nie wtedy, kiedy byłam małą dziew-czynką.Jako dziecko nie potrafiłam sobie wyobrazić,że starzy ludzie  a starym człowiekiem babcia byłazawsze  mieli jakieś uczucia.Gdy miałam dziewięćlat, nie myślałam, że w mommie żyje i młoda dziew-czyna, i dziecko, i panna na wydaniu.Jest takie zdjęcie, na którym mniej więcej siedem-dziesięcioletnia babcia z białym kokiem i w różowejsukience patrzy prosto w obiektyw aparatu.Po jejtwarzy błąka się uśmiech, który tak dobrze pamiętamz dzieciństwa.Pamiętam go wyraznie zarówno z rzeczywistości,jak i ze stojącej na komodzie fotografii młodziutkiejmommy.Miała siedemnaście lat, sukienkę ze stójkąi znienawidzone rude włosy, które upinała wysokow ozdobny wałek.Dopiero teraz dostrzegam piękno tego uśmiechu.Dyskretny, niepewny i nieodgadniony, stanowi jakgdyby tylko cząstkę czegoś bardziej hojnego, chowa-nego w zanadrzu.Momma nigdy nie odważyła sięwydobyć prawdziwie szerokiego uśmiechu i jestem146przekonana, że ani razu nie usłyszała, jak bardzo po-wabna i fascynująca jest jego subtelna wersja.W innym czasie i w innym miejscu babcia ucho-dziłaby za piękność.Nosiłaby wytworne toalety, jed-wabne i aksamitne kreacje z eleganckich domów mo-dy.Zdobiłaby ją kosztowna biżuteria, miałaby służbę,bogatych mężów i wspaniałych kochanków.Byłabyjedną z najpiękniejszych dam w salonach u Prousta.Mogłaby być fotomodelką albo prezentować ubio-ry na pokazach mody w Paryżu.Tyle tylko, że nią nie była.Była mommą, dbającą o to, żeby nie zgasł ogieńw piecu, żeby nie zdechły prosiaki i żeby w puszcenigdy nie zabrakło świeżych ciasteczek, na wypadekgdyby przyszli goście.Była mommą, która siedziała w domu i czekała napowrót moffy.Momma miała dwie młodsze siostry, które zmarły nasuchoty.Zawsze myślałam, że chodziło o jej brata.Każdy miał jakieś młodsze rodzeństwo, które zabie-rała gruzlica.To było oczywiste, ale za każdym razem bolesne.Tak jak w Afryce.Ilość bólu nie umniejsza samego bólu.Ciągle jeszcze mam zasłony, które ciotka Regina uszy-ła na swój ślub.Zasłony z białej bawełny, wykończo-ne mereżką. 147Zlub się nie odbył.Nigdy nie pytano dlaczego, dociekliwość była rów-nie niemile widziana jak krygowanie się, po prostunie zadawano pytań.Ciotka Regina nie była naszą ciocią, tylko siostrąmommy, jedyną żyjącą siostrą babci.Zawsze stara, zawsze zła.Momma miała gitarę.Czasami śpiewała Ciut stulkiśtyry piec:Ciut stulki śtyry piecZmigały wdużke pola,Nie mogły za móż pość,Płakały do wieczora.Piosenka o małych dziewczynkach, które zapłaka-ne pobiegły do domu, bo nie pozwolono im wyjść zamąż, nigdy nie została spisana na papierze ani nagra-na na taśmę.Tak jak wiele innych starych jamtlandz-kich przyśpiewek.Mogłabym to zrobić, gdybym miałaczas, ale przecież nie cierpię folkloru i nostalgii zwią-zanej z rodzinną wsią.Poza tym nie wiem, czy do-kładnie pamiętam teksty, a ponieważ nie mam słuchu,nie potrafię oddać melodii.Momma miała rude włosy, ale odkąd pamiętam, za-wsze była siwa.Niewielki kok nisko nad karkiem na-zywała koszyczkiem.Nieustannie się bała, że zostanieposądzona o niedbały wygląd.Skudlona to znaczy nie-148uczesana; ciągle się obawiała, że wygląda jak skudlo-na, chociaż była schludna i piękna. Porzómne kudlokito tylko chłopy mogom być, niech ręka boska", mó-wiła momma.Niezmiennie się bała, że będę równierosła jak ona.Wysoka jak chłop i ryżawa.Te wszystkie obawy przed przyszłością.Olaboga, stulko! Ten wszystek strach, który prze-kazała mi w genach, a przecież urosłam zaledwie nametr sześćdziesiąt trzy.Tak bardzo się bałam, że będę gruba, gdy byłammłoda, że przegapiłam swoją młodość.A teraz jestemstara i chuda jak koza  tak to już jest, babciu, z na-szym lękiem i trwogą.Momma wierzyła w Boga, ale nie bezwarunkowo.Trzeba było samemu trochę pomóc.Ale to i tak nie pomagało.Kiedy nadeszła era Ingemara Stenmarka, momma po-wiesiła za drzwiami kuchennymi plakat z tym narcia-rzem wszech czasów.Gdy kładła się spać, patrzył na nią tak intensywnie,że zapominała o mogadonie, swojej tabletce na sen.Najzwyczajniej w świecie zasypiała bez niej.Budziłasię rześka i nie wiedziała, co z sobą począć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •