[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jakiemuś testowi.Skłoniła głowę.– Mnie także nie.Nie wybrałam tej sytuacji.Winien jest Czarna Kobra ijego knowania.Cała nasza podróż, wszystkie ataki, starcia i ucieczki okażą siębez znaczenia, jeśli nie doprowadzimy tej rozgrywki do końca, jeśli niewyciśniemy, ile tylko można, z tego ostatniego rozdania.Badawczo zaglądał jej w oczy; wyczuwała, że jego opór słabnie.Uśmiechnęła się, nieco krzywo, lecz czule, i nachyliła ku niemu.– Jesteśmy oboje dość silni, żeby tego dokonać – powiedziała – a nigdybyśmy sobie nie wybaczyli, gdybyśmy nie spróbowali.Jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem.Potem Gareth westchnął.TL RZaciskając wargi w wąską kreskę, skinął głową.– W porządku.Gdy wrócili do stołu, okazało się, że już wyznaczono miejsce jejeskapady: tuż za skrętem na Glemsford i Clare, a zarazem tuż przedodcinkiem drogi, który Demon opisał wcześniej jako idealny doprzeprowadzenia ataku.– Prawdopodobnie będą między tymi drzewami, zaraz tutaj – rzekłDemon – dzięki czemu wyraźnie cię zobaczą.Emily spojrzała na mapę, a później na zegar na kominku.Omiotławzrokiem obecnych przy stole.468– Czas ucieka, panowie.Kontynuujemy?TL R469Rozdział 20Jechali w milczeniu.Kiedy Bister i Mooktu usłyszeli, jaki jest plan,zagapili się na Garetha, jakby postradał rozum, ale Mullins, który znal jąnajlepiej, skinął głową.– Warto spróbować – orzekł i wgramolił się na kozioł.Emily życzyłaby sobie, by towarzysze wykazali nieco więcej wiary w jejaktorskie umiejętności, gdy jednak powóz toczył się miarowo na północ, kuBury St.Edmunds, stanowczo wyrzuciła z myśli ich postawę i skupiła się naczekającym ją zadaniu.Na tym, co miała zakomunikować nie słowami, lecz zachowaniem.Jeśli jej się powiedzie, w istotny sposób przyczyni się do sukcesu misjiGaretha.Odegra znaczącą rolę w doprowadzeniu tego nikczemnika przedoblicze sprawiedliwości; zwłaszcza ze względu na MacFarlane'a byłazdeterminowana zrobić, co w jej mocy.Dać z siebie wszystko.Wypatrzyła drogowskaz na Glemsford.– Już prawie jesteśmy.Zatrzymaj powóz.TL RKiedy tylko po ich lewej mignęła polna droga, Gareth zastukał w dach.Konie natychmiast zwolniły.Gdy pojazd zakołysał się i stanął, Emily wyjrzała na zewnątrz.Pobłogosławiła w myślach Demona Cynstera: w tym miejscu wzdłuż drogirósł wysoki, zwarty żywopłot z głogu.Choć o tej porze roku pozbawiony liści,był dostatecznie gęsty dla jej potrzeb.Kilka kroków w tyle znajdował sięprzełaz.Spojrzała na Garetha i ścisnęła jego dłoń.Oddał ten uścisk, a potem zoporami ją puścił.– Życz mi powodzenia.470Oczy mu pociemniały.– Wracaj prędko i ukróć moje męki.Z trudem stłumiła uśmiech, otworzyła drzwi i niezgrabnie wysiadła zpowozu.Dzierżąc mufkę, w której idealnie zmieściła się tuba – dzięki Bogu,że była zima – cofnęła się kilka kroków drogą do przełazu.Zbliżywszy się doniego, obejrzała się i władczym gestem nakazała Mooktu oraz Bisterowi, żebysię odwrócili, ci bowiem, zgodnie z rozkazem, spoglądali w ślad za nią.Gdy niechętnie posłuchali.Emily, marszcząc brwi i zaciskając usta wwąską kreskę, przedostała się przełazem na drugą stronę żywopłotu, jakby sięudawała za potrzebą.Ledwie jednak żywopłot zasłonił ją przed widokiem z drogi, jejzachowanie diametralnie się zmieniło.Zniknęła cała pewność siebie.Emilyzagryzła wargę, rozejrzała się ukradkiem.Zaczerpnęła tchu i pobiegła kawa-łek wzdłuż żywopłotu, byle dalej od powozu.Zatrzymała się.Podniosła głowę, lecz zaraz ponownie się przygarbiła izaczęła spacerować.Tam i z powrotem, gestykulując jedną ręką, jakbyspierała się sama ze sobą.W rozpaczy, wyraźnie nie wiedząc, co powinnaTL Rzrobić, którą z dwóch równie złych opcji wybrać.Po raz kolejny przystanęła.Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko, wyjęłatubę z mufki i, nie poświęcając jej choćby jednego spojrzenia, na użytekpotencjalnych obserwatorów z rozmachem uniosła ją nad głowę, po czymwepchnęła głęboko w żywopłot.Zebrała spódnice i spiesznie wróciła do przełazu.Przedostała się nadrogę.Znów przybierając władczą postawę, ruszyła w kierunku powozu.W jego wnętrzu Gareth czekał z dłonią zaciśniętą na klamce, spięty igotów do działania, licząc minuty – nasłuchując jej krzyku.Umysł podsuwałmu wizje rozmaitych potwornych scen.Członkowie kultu ostrzelali ją z471łuków.Nadjechali grupą, z dobytymi kindżałami.Prędko wymazał z myślinastępujący po tym obraz.Zaklął.Niemniej w przypadku Czarnej Kobryniczego nie dało się wykluczyć.Dosłownie drżał z wysiłku wkładanego w zachowanie spokoju,powstrzymywanie się, by nie wypaść na drogę sprawdzić, gdzie ona jest,kiedy usłyszał jej kroki.Wracała.Z ulgi niemalże osunął się na kolana.Poruszyła się klamka.Puścił ją icofnął się głębiej na siedzenie.Drzwi się otworzyły i to była ona, patrzyła na niego pytająco.Niewiedział, co malowało się na jego twarzy.Z wysiłkiem uniósł rękę i gestemzaprosił ją do środka.Wspięła się na stopień, a potem odchyliła, każąc Mullinsowi ruszać.Następnie weszła do powozu, zatrzasnęła za sobą drzwi i opadła na siedzenienaprzeciw Garetha.Uśmiechnęła się promiennie.Powóz szarpnął i potoczył się, nabierając prędkości.Gareth odkaszlnął.– Wszystko w porządku?TL RWyprostowała się na siedzeniu, nadal radośnie uśmiechnięta.– Chyba właśnie odegrałam przedstawienie mojego życia.Pożerał ją wzrokiem, zmusił się jednak, by poczekać, aż powóz pokonanastępny zakręt i opuści odcinek idealny do przeprowadzenia ataku.Ani śladuczłonków kultu.Dopiero wówczas pochylił się, chwycił ją wpół, posadziłsobie na kolanach i gwałtownie wpił się w jej usta.Royce, Del, Diabeł i wszyscy pozostali – z wyjątkiem Jacka i Tristana,którzy podążali wzdłuż drogi śladem powozu jako jego obstawa – czekali nawzgórzu na południowy zachód od miejsca nowej lokalizacji tuby.Obserwowali.472Z krytycznym dystansem obejrzeli przez lunety odegrane przez Emilyprzedstawienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •