[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła wzrok – akurat kiedy James spojrzał w dół.Desperacko patrzyli sobie w oczy, jakby się upewniali, że Henrietta rzeczywiście tu jest, bezpieczna w jego ramionach.Potem James zaklął pod nosem, nachylił się i pocałował ją.Mocno.Żarłocznie.Do licha z panną Fotherby!Henrietta ujęła go za kark i odwzajemniła pocałunek.Henrietta nadal drżała, gdy James pomógł jej wejść do domu jej rodziców.Kamerdyner, który otworzył im drzwi, wyglądał nawstrząśniętego.– Koń panny Cynster poniósł, nieomal spadła.– Kiedykamerdyner w pośpiechu zamykał drzwi, James przyjrzał się twarzy Henrietty.– Stajenny podjął się złapać klacz.Proszę wezwać lady Cynster i pokojówkę panny Henrietty.Mężczyzna wyprężył się na baczność.– Natychmiast, sir.aaa, panie.Henrietta zebrała się w sobie; w kryzysowych sytuacjachzałamywanie się niczego nie ułatwiało.Zaczerpnęła tchu i zmusiła mózg do pracy.– To jest pan Glossup, panie Hudson.Przyjaźni się z Simonem, zapewne dlatego wydaje się panu znajomy.– Ach, tak.– Hudson po królewsku ukłonił się Jamesowi.– Mama będzie nadal na górze.Gdyby zechciał pan jąpowiadomić, że.och, zdarzył się wypadek, i przekazać, że wypoczywam w saloniku na tyłach.Nie ma potrzeby wzywaćHanny, nie grozi mi omdlenie.– Ostatnie zdanie wygłosiła bardzo stanowczo, ale nim jeszcze te słowa spłynęły z jej warg, nadciągnęła kolejna fala osłabienia.James przez cały czas trzymał ją za łokieć i obserwował jej twarz.Teraz wymamrotał coś szorstko, schylił się i dźwignął ją w ramionach.Odruchowo zacisnęła dłoń na wyłogu jego rajtroka,zamrugała zaskoczona, ale nie znalazła sił na protest.Z szoku na twarzy Hudsona wywnioskowała, jak bardzo to było wymowne.– Gdzie ten salonik? – spytał James.– Tędy.– Słabo machnęła ręką w głąb korytarza.Podążył korytarzem, niosąc Henriettę w jej obciążonym udołu stroju do konnej jazdy, co uznała za imponujący wyczyn.Zaaferowany Hudson pośpieszył za nimi i przytrzymał drzwi, kiedy James wnosił Henriettę do pokoju, gdzie delikatnie złożył ją na ustawionym pod oknem wygodnym szezlongu.– Herbata.– Zdobyła się tylko na to jedno słowo, niemniej herbata zawsze pomagała, zwłaszcza na rozkołatane nerwy.A nerwy Henrietty ucierpiały tym razem znacznie bardziej niż wtedy, gdy wpadła do rzeki.Tym razem śmierć – okrutnie gwałtowna – wydawała sięznacznie bliższa.– Natychmiast, proszę pani.– Hudson spojrzał na Jamesa, który przykucnął obok szezlonga i, z czego Henrietta zopóźnieniem zdała sobie sprawę, pocierał jej dłonie.– Wezwę lady Cynster.James skinął krótko głową, nie patrząc na Hudsona, jako że nie odrywał wzroku od twarzy Henrietty.Kamerdyner wyszedł.Henrietta spróbowała się uśmiechnąć, ale wiedziała, jak mizernie to wypadło.Uwolniła jedną dłoń z uścisku Jamesa i delikatnie poprawiła jego zmierzwione włosy.– Dziękuję.– Zajrzała mu w oczy.– To było.przerażające.W holu rozległ się tupot biegnących stóp.Henrietta opuściła rękę i spojrzała w stronę drzwi.James wstał.Przelotnie uścisnął jej dłoń, puścił ją z niechęcią i zajął pozycję u wezgłowia szezlonga.Drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju wpadła Mary, a tuż za nią pokojówka, zapewne Hanna.Wielkie, chabrowe oczy Mary jednym spojrzeniem omiotłycałą scenę, po czym wbiły się w Henriettę.– Nic ci się nie stało?– Nie – odparła z chwiejnym uśmiechem Henrietta.– Poprostu – machnęła ręką w słabym geście lekceważenia – odrobinę się zdenerwowałam.Z wyrazu twarzy Mary i pokojówki James wywnioskował, żejeśli Henrietta mówi, że „odrobinę się zdenerwowała”, to jakby przyznała, iż znalazła się jedną nogą w grobie.Obie kobiety rzuciły się ku leżącej, otaczając ją wylewną, dławiącą wręcz troską.Mary poklepywała siostrę po dłoni i zasypywała ją pytaniami.Hanna strzepnęła dziergany szal i okryła nim nogi swej pani, potem przyniesiono herbatę, którą Mary napełniła filiżanki, nie przestając trajkotać.James stał obok szezlonga i brał na siebie pytania Mary, aby choć w ten sposób ulżyć Henrietcie.Obserwował zamieszanie, słuchał okrzyków i przekonał się, że Henrietta stopniowo się odpręża.Otworzyły się drzwi i weszła matka Henrietty.Obrzuciwszy córki badawczym spojrzeniem, popatrzyła na Jamesa.Ukłonił się lekko, a Louise odpowiedziała przelotnym uśmiechem.– Panie Glossup.Jak rozumiem, po raz kolejny musimydziękować panu za uratowanie Henrietty.– Na jej twarzy pojawiłsię zagadkowy wyraz.– Zdaje się, że wchodzi to panu w nawyk.James pochwycił spojrzenie Henrietty.– Cieszę się, że byłem na tyle blisko, by pomóc.– Poczuł w duszy chłód, gdy uzmysłowił sobie, że po raz kolejny znajdowałsię w pobliżu jedynie czystym przypadkiem.– Opowiedzcie, co się stało.– Louise usiadła w fotelu,wskazała Jamesowi drugi, przyjęła od Mary filiżankę z herbatą i utkwiła wzrok w Henrietcie.– Raczej się nie zdarza, żeby koń cię poniósł.– Nie wiem, co zaszło.– Henrietta zmarszczyła brwi.– Klacz nagle stanęła dęba, ale nie widziałam ani nie słyszałam niczego, co by mogło tak ją przestraszyć.– Spojrzała na Jamesa.– A ty?Pokręcił głową.– Poza tym mój koń nie zareagował.– Rzeczywiście – przytaknęła Henrietta.– Niemniej Marie zarżała, jakby coś ją zabolało, stanęła dęba, a potem wystrzeliła do przodu.– Odstawiając filiżankę na spodek, Henrietta stłumiła dreszcz.– Nawet na wsi bym się przestraszyła, ale tamwiedziałabym chociaż, że zdołam ją zmęczyć.Tutaj, na ulicach.James zajrzał do filiżanki i postanowił, że nikt nie musi wysłuchiwać, jak niewiele dzieliło Henriettę od śmiertelnego upadku.Przy tylu wózkach, platformach i wozach zapychających ulicę gdyby z przeciwka coś nadjechało.Napił się herbaty i popatrzył znów na Henriettę, aby się upewnić, że istotnie jest tutaj, cała i zdrowa, nawet jeśli odrobinę zdenerwowana.Na jej policzki stopniowo powracały kolory, w oczachpojawiła się czujność, kiedy słuchała, jak matka i siostra debatują nad jej stanem.James śledził rozmowę, kiedy Louise i Mary wymieniałyprzewidywania co do powrotu Henrietty do pełni sił, skądinąd ku czułemu poirytowaniu tej ostatniej.Louise pozostała wszakże nieugięta w kwestii tego, że Henrietta ma odpoczywać przez resztę ranka i część popołudnia.Ponieważ James całkowicie zgadzał się z tym zarządzeniem, nie zabierał głosu.Najchętniej zawinąłby Henriettę w koc i ukrył gdzieś daleko, poza czyimkolwiek zasięgiem, przynajmniej dopóki nie dowiedziałby się dosyć, by ukoić niepokój o nią, przyczajony tuż pod skórą.Najwyraźniejjednak mógł w tej kwestii polegać na Louise i Mary.Hanna, która pozostała w saloniku, zasugerowała ciepłąkąpiel, skoro tego ranka jej pani miała już nigdzie nie wychodzić.Henrietta wyraziła zgodę, co James przyjął z zadowoleniem – jak widać, poważnie podchodziła do konieczności odpoczynku i regeneracji sił.– Spakujemy się też na dzisiejszy wyjazd! – zawołałaHenrietta, kiedy Hanna zdążała już do wyjścia.– Tak, panienko.– Pokojówka dygnęła i otworzyła drzwi.–Powiem lokajowi, żeby przyniósł z pakamery panienki sakwojaż i pudło na kapelusze.James gapił się na zamykające się drzwi, później zaś spojrzałznów na kobiety – najpierw na Louise i Mary, które ze spokojem popijały herbatę, a następnie na Henriettę.– Nie wybierasz się chyba do Ellsmere Grange?Popatrzyła na niego, szerzej otwierając oczy.– Oczywiście, że się wybieram.– Sprawiała wrażenie z lekka skonfundowanej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •