[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można też było u niejkupić za pięć złotych zdjęcie Maciusia, bo Maciuś grał w filmie i był teraz sławny.Za piętnaściezłotych oprowadzał osobiście turystów po Uroczysku: swój tekst z filmu znał na pamięć.O cudownych wydarzeniach, jakie miały miejsce po namaszczeniu starej Franusiowej świętymiolejami przez ojca Norberta  spadających z nieba płatkach róż, upajającej woni i kląskaniusłowików w środku zimy  opowiadał syn Franusiowej, o ile nie był akurat narąbany.W trzezwedni siadywał przed chatką pustelnika otoczony baterią plastikowych butelek napełnionych wodąze świętego zródełka, pogadując z dziadkiem Maciusia, który oferował rozłożone naobrzędowym ręczniku pamiątki z Uroczyska: owalne deseczki z okalających polanę dębów, doktórych przybite były malutkie, plastikowe laleczki.Te urocze, choć nieco nieporadne drobiazgicieszyły się dużym wzięciem.Jeśli kiedykolwiek coś nadprzyrodzonego zamieszkiwało na Uroczysku, to na widoktłumów rozweselonych turystów dawno już dało drapaka.Przegonił je sam Alek, który takbardzo poszukiwał prawdziwego, magicznego Podlasia.Na dużym ekranie obejrzałam nasz film dopiero wtedy, kiedy został pokazanyw Gminnym Ośrodku Kultury w Miłkowicach.Nie mieściłam się w tym czasie już w żadneciuchy i żeby udać się na projekcję, musiałam rozciąć z tyłu spodnie i wszyć w nie gumkę.Naszczęście w sali było chłodno, więc mogłam zawinąć się w babciną chustę, co biorąc pod uwagęregionalny koloryt filmu, było nawet na miejscu.Mimo to Basia Czykwin obrzuciła mój brzuchszybkim, bacznym spojrzeniem, nic jednak nie powiedziała.Nic nie powiedział też Wawrzyniec,który był całkowicie pochłonięty filmem i nie odrywał oczu od ekranu.Kiedy przebrzmiałburzliwy aplauz po zakończeniu projekcji, wykrzyknął, kręcąc z podziwem głową: A to zdolny skórkowaniec! Ty powiedz dla niego, że to było naprawdę fest zrobione.Po pokazie, na który zagoniono uczniów wyższych klas gimnazjalnych, miała się odbyćdyskusja z reżyserem, ale jakoś nikt nie miał odwagi zadawać mu pytań w obawie, że sięwygłupi.Milczenie się przedłużało i pan Kuropieska, kierownik ośrodka, rozglądał sięniespokojnie po sali, zacierając nerwowo ręce.Odetchnął z ulgą, kiedy siedzący w pierwszymrzędzie piegowaty blondynek w okularach podniósł w końcu rękę. Prosimy, prosimy!  zawołał z wdzięcznością. Tam był pokazany taki jeden ptak  zaczął blondynek ponuro  i ten pan, cokomentował, powiedział, że to jest wodniczka, ale to nie była wodniczka, tylko rokitniczka, bonie miała paska.Więc się nie zgadza. Aach& nie zgadza się? Ptaszek? Nie ma paska? Jakiego paska?  zapytał Aleknieprzytomnie. A na głowie.Ten pasek.Jasny taki.Alek skinął głową i coś sobie zanotował, a kierownik Kuropieska znów zacząłprzeszukiwać wzrokiem widownię.Blondynek wstał ponownie. Proszę pana, i jeszcze ten orlik grubodzioby, to on był&Kierownik zamachał gwałtownie rękami.  Bardzo ci dziękujemy, bardzo dziękujemy.Następne pytanie? Pani w czerwonejapaszce, trzeci rząd od końca, prosimy bardzo!Kobieta w apaszce wstała i zasepleniła rezolutnie. Ja to bym miała pytanie co do tej szeptuchy, o której była mowa na początku.Czy panmógłby mi podać jej adres? Bo ja mam dziecko ze skazą białkową, a lekarze to nic nie wiedzą.Sami idioci.Kilka osób zamruczało przytakująco. Jedna moja znajoma doradzała mi medycynę naturalną, bo ona sama chodziław Warszawie do Tybetanki i jej pomogło, ale ta Tybetanka to strasznie droga była.Akupunkturęrobiła i mieszankę z ziół dawała do parzenia.Zmierdziała okropnie. Ta Tybetanka?  zainteresował się ktoś. Nie, mieszanka. A wypróbowała pani esencje doktora Bacha?  odezwał się głos z boku. Esencje doktora Bacha to żadna medycyna naturalna, tylko czysty okultyzm  obruszyłsię inny głos.Kierownik Kuropieska energicznie postukał knykciami palców o stół. Proszę państwa, proszę państwa, proszę o spokój.Przypominam pytanie: adres tej pani,która trudni się ziołolecznictwem?Oko Wawrzyńca łypnęło z zainteresowaniem w moją stronę, a jego ciało wyprężyło sięjak u wystawiającego zwierzynę wyżła: od czubka nosa po pięty.Czubek nosa wskazywał naAlka, który wstał i odpowiedział: Proszę o wyrozumiałość, ale my nigdy nie ujawniamy zródeł naszych informacji.Wawrzyniec z zadowoleniem skinął głową, a kierownik Kuropieska zawołał: Dalsze pytania? Tam z tyłu, śmiało!Starszą panią, która podniosła się z krzesła po tej zachęcie, znałam.Była mojąwychowawczynią w szkole podstawowej, to właśnie ona zapytała dzieci na pierwszej lekcjio rodziców, dzięki czemu miałam okazję dowiedzieć się, co oznacza słowo bajstruk.Już wtedywydawała mi się bardzo stara, choć pewnie nie przekroczyła w tamtych czasach nawetczterdziestki.Nie miała męża ani dzieci, więc matki mówiły o niej współczująco:  Ta biednapani Wasilkowa, sama taka jak palec i od razu czuły się lepiej, bo one miały chłopów, możetrunkowych, może skorych do bicia, ale zawsze chłopów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •