[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No dobrze  powiedział Vanyel, odwracając się na powrót twarzą do Je-rvisa. O co chodzi? Po prostu chodz ze mną  radośnie odparł Jervis i poprowadził Vanyelaku małej świątyni, gdzie zatrzymał się pod jednym z jej okien..w najlepszym razie jest tylko opętany, ale w najgorszym to morderca,który ma jeszcze na rękach krew swych ofiar!  wywrzaskiwał ojciec Leren.Jegogłos był przytłumiony przez kamienną ścianę dzielącą ich od wnętrza świątyni. Taki z niego morderca jak i ze mnie!  odwrzasnął Withen. Zmiertelniesię myliłeś co do Vanyela i, na bogów, jesteś w jeszcze większym błędzie, ocenia-jąc tego chłopca! Van poprosił mnie o azyl dla niego i ja mu ten azyl przyrzekłem,a nigdy nie cofam raz danego słowa! Wystawiasz swą duszę na wielkie niebezpieczeństwo, lordzie Withenie 227 grzmiał kapłan. Bogowie. Bogowie, a niech to!  ryknął Withen, porwany głębokim oburzeniem.W tym chłopcu nie ma nawet cienia zła! Któż to cię upoważnił do wypowiadaniasię w imieniu bogów? Mnie uczono, że jeśli bogowie sobie życzą, aby coś doszłodo skutku, nie zawracają sobie głowy wynajdywaniem pośredników takich jak ty,ale sami zabierają się do dzieła.albo wyznaczają swego wysłannika i otwarcieobjawiają nam swą potęgę! Ale jakoś nigdy nie widziałem, staruszku, aureoli nadtwoją głową!Leren bełkotał coś nieskładnie, bardzo wyraznie zaskoczony wzburzeniemswego niegdysiejszego poplecznika. I powiem ci jeszcze coś.To ja decyduję, kto ma być kapłanem Forst Reach.Ja cię tu sprowadziłem i ja mogę cię stąd odprawić! Jeżeli chcesz nadal być ka-płanem mojej rodziny, nie waż się pisnąć ani słówka na temat Tashira.i skorojuż o tym mowa, na temat Vanyela także! Gdy przysłużysz się Valdemarowi takjak on, to będziesz mógł przezywać go sobie wykolejeńcem i homoseksualistą,ile dusza zapragnie.Ale do tego czasu trzymaj swój jadowity język za zębami!To herold Vanyel, najważniejszy mag heroldów Valdemaru i powiernik samegokróla; a co więcej, to mój syn i radzę ci dobrze to sobie zapamiętać!Leren usiłował powiedzieć coś jeszcze, ale ryk Withena zagłuszył go.Vanyel dał znak, że powinni się już ulotnić.Jervis skinął głową, dłonią zaty-kając sobie usta i przygryzając ją z wysiłku, aby tylko powstrzymać się od parsk-nięcia śmiechem.Vanyel był nadto zdumiony, aby się śmiać.Za to brwi uniósł takwysoko, że zdawało się, iż już nigdy nie powrócą do swego naturalnego położeniai na stałe zadomowią się z dala od oczu, pod linią włosów.Bez wątpienia była to ostatnia kłótnia, jaką spodziewałby się kiedykolwiekprzypadkiem podsłuchać.Rozpad przyjazni doprowadził do tego, że Leren zaczął jadać posiłki wraz zesłużbą.Była to okoliczność, o której Vanyel szczerze starał się nie myśleć z rozko-szą, aczkolwiek nie potrafił się nią nie radować.Dzięki pamiętnej kłótni wzrosłytakże wpływy Jervisa, skutkiem czego Vanyel zaczął nawet odnosić wrażenie, żedostrzega pewne ocieplenie uczuć Withena względem niego, chociaż w ogólnymzamieszaniu wzniecanym przez wszystkich i wszystko niczego nie można byłobyć pewnym.Tak przedstawiał się stan rzeczy, gdy bramę Forst Reach przekroczyła kapitanLissa Ashkevron na czele swej kompanii. Lordzie Withenie  zagadnęła uroczystym tonem kobieta o ostrej twarzyodziana w paradny błękit, skłoniwszy się lekko z grzbietu swego konia, zwracającsię do Withena z pozdrowieniem ludzi równych sobie.Czekając na odpowiedz, le-wym ramieniem pod precyzyjnie ustawionym kątem przytrzymywała hełm, a pra-228 wą ręką, ułożoną pod równie dokładnie wypracowanym nachyleniem, przytrzy-mywała wodze swego konia.Farbowane na niebiesko kogucie pióra wieńczące jejlekki paradny hełm łopotały w łagodnym wietrzyku na jej ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •