[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do City Creek Center. Tam będzie młyn. Wiem.Kilka minut pózniej zapytałam: Dlaczego nie jesteś zmęczony? Dziś jest wolny dzień.Naprawdę chciałabyś go przespać? Tak  odparłam.W centrum handlowym kłębiły się tłumy ludzi, a każdemiejsce parkingowe było na wagę złota.Minęliśmy dwasamochody usiłujące wjechać na to samo stanowisko i żaden zkierowców nie chciał ustąpić.Cały czas na siebie trąbili. Myślisz, że uda się nam zaparkować?  zapytałam. Jestem tego pewien. Kilka minut pózniej stanął namiejscu zarezerwowanym na swoje nazwisko.Windą wjechaliśmyna parter.Centrum City Creek, w którego skład wchodziłyniezadaszone dziedzińce i przeznaczone dla zamożniejszychklientów centrum handlowe, działało dopiero od poprzedniegoroku i cieszyło się dużą popularnością.Przepływał przez niesztuczny strumień.Mieściło się po obu stronach Main Street izajmowało powierzchnię ponad dwóch hektarów, a oba budynkiłączyła oszklona kładka dla pieszych.Kiedy wychodziliśmy z Godiva Chocolatier, gdziewstąpiliśmy na truskawki w polewie czekoladowej (które byłychyba najlepszym śniadaniem, jakie jadłam od lat), Nicholaspowiedział: W salonie Coach muszę kupić torbę dla jednego z moichpartnerów.Zgadzasz się? Oczywiście.Weszłam z nim do sklepu.Do Nicholasa podszedł sprzedawca o profesjonalnymwyglądzie, łysy mężczyzna z siwiejącą kozią bródką. Czym mogę służyć?  Szukam skórzanej torby podręcznej. Mam taką  powiedział sprzedawca.Zaprowadził nas dowiszącej na ścianie wystawy skórzanych toreb. Mam torbę firmyThompson na ramię typu listonoszka; jest dość popularna.I nowąlinię Bleecker.Mam torbę sztabową ze skóry, w dwóch kolorach,mosiądzu i mahoniu, z paskiem parcianym częściowo obszytymskórą. Nie, za bardzo przypomina męską odmianę damskiejtorebki  powiedział Nicholas. Ile kosztuje ta?  zapytał, biorąctorbę do ręki, by się jej lepiej przyjrzeć. To torba z linii Bleecker do bagażu podręcznego.Kosztujeczterysta dziewięćdziesiąt osiem dolarów.Prawie tyle, ile wynosiły oszczędności mojego życia. W jakich kolorach ją sprzedajecie?  zapytał Nicholas. Tylko w tych, które tu pan widzi, czarnym i mosiądzu. Wezmę tę w kolorze mosiądzu. Zwietny wybór  powiedział sprzedawca. Znaczniebardziej męski dizajn.Czy jeszcze czegoś pan sobie życzy? Nie, to wszystko. Proszę chwileczkę zaczekać, muszę wbić na kasę. Moja karta  powiedział Nicholas, podając sprzedawcyczarną kartę kredytową.Zakupy robiło sporo klientów. Aadna torba  powiedziałam. Dla jednego z moich partnerów.Spodoba mu się.Lubibagaż. Droga. Nie dla niego  odparł Nicholas. Ani dla ciebie  dodałam.Kiedy czekaliśmy, zauważyłam po drugiej stronie sklepPandory.Cathy była fanatyczną wielbicielką wyrobów tej firmy iuwielbiała dostawać nowe talizmany. Nicholas, idę do Pandory  powiedziałam. Dobrze.Przyjdę tam do ciebie.Weszłam do sklepu i zaczęłam oglądać gablotki, aż trafiłamna srebrną koniczynkę z zieloną emalią.Nadawała się idealnie. Cathy była dumna ze swojego irlandzkiego pochodzenia. Mogę w czymś pomóc?  zapytał mnie damski głos.Podniosłam wzrok.Kobieta była mniej więcej w moim wieku imiała trwałą z gęstych złotych włosów. Poproszę ten talizman  powiedziałam, wskazującprzedmiot. Koniczynkę?  upewniła się sprzedawczyni. Tak, proszę.Wyjęła błyskotkę z gabloty. Ten sam wzór mamy również ze złota i z brylantami dodała. Dziękuję.Chodzi mi o srebrny talizman. Czy coś jeszcze? Nie, to wszystko. Tędy, proszę.Podeszłam za nią do kasy. Gotówką czy kartą?  zapytała. Kartą  odpowiedziałam, podając jej swoją visę.Kobietaprzesunęła kartę przez czytnik, zerknęła na moje nazwisko, potemznowu na mnie. Czy ja panią skądś znam?  zapytała. Nie sądzę.Znowu spojrzała na moje nazwisko na karcie kredytowej. Elise Dutton.Myślę, że jednak panią znam.Do jakiejszkoły pani chodziła? Nie jestem stąd. Hmm  mruknęła, oddając mi kartę.I nagle sobieprzypomniała. Wiem, kim pani jest.Kilka lat temu czytałam opani.Pani&  urwała. Tak? Przepraszam  powiedziała. Pomyliłam się.Szybko zapakowała mój nabytek i podała mi torebkę. Dziękujemy za zakupy.Miłego dnia. Wesołych Zwiąt  bąknęłam i pospiesznie wyszłam zesklepu. Wyszedłszy, natknęłam się na Nicholasa. Przepraszam, że to trwało tak długo  powiedział. Facetnie radził sobie z kasą. Przyjrzał mi się uważniej. Dobrze sięczujesz? Nie bardzo.Możemy już iść? Oczywiście. Spojrzał przelotnie na sklep, po czym wziąłmnie za rękę. Chodz.I tak jest tu zbyt tłoczno. Rozdział 15Dziś wpadł do mnie Dan.Jest mniej więcej tak samo milewidzianyjak całoroczny rachunek za media.Z dziennika Elise DuttonNastępny poniedziałek był spokojniejszy niż zwykle,ponieważ w zaczynającym się tygodniu nie organizowaliśmyżadnej wycieczki.Okres świąteczny był najgorszą porą roku dlainteresów firmy i większość naszych działań skupiała się naprzygotowywaniu i reklamowaniu ofert na przyszły sezon.Tuż przed dwunastą w drzwiach swojego biura ujrzałamDana. O, kwiaty  powiedział. Od kogo je dostałaś? Czego chcesz?  zapytałam.Wszedł do środka. Nie przyszłaś na obiad z okazji Zwięta Dziękczynienia. Uprzedziłam o tym twoich rodziców. Mnie nic nie powiedziałaś. Czego chcesz, Dan? Wpadłem sprawdzić, co się dzieje.Dlaczego nie przyszłaś. Byłam zajęta. W Dziękczynienie? Tak trudno w to uwierzyć? A co, pracowałaś? Dostałam jeszcze jedno zaproszenie na obiad  odparłamzirytowana jego dociekliwością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •