[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatni, chociaż Bruhlom winien był polepszenie losu zaczasów, gdy oni z Familią byli w najlepszych stosunkach, teraz takżejak pan Laskowski unikał czynnego mieszania się do sprawpublicznych, aby nikomu się nie narazić. Kadukże ich wie szeptał po cichu pójdę na lewo, prawa sięna mnie zagniewa, pójdę na prawo, lewica mścić się będzie.a conajgorzej? kat to zrozumie.Wczoraj byli z sobą za panie bracie dziś są na udry, jutro mogą się znowu ściskać, a na mnie się skrupi.Nie głupim.Podkomorzy nic nie mówił. Familia się odgraża i sroży szepnął Ocieski ano, mnie sięzdaje, że finalnie ręce sobie podadzą.Laskowski głową kiwał. Ciekawym skarbnika, co on też powie wycedził przez zęby jest on zoilowatej natury, zgryzliwy, ale widzi jasno przyrzekł misię tu.tylko co go nie widać.Nie widać go w istocie było mimo przyrzeczenia, a tymczasem wizbach u Peszla jak na sejmiku wrzało i gardłowano aż strach.Przy szkle spotykali się ludzie różnych przekonań, a szkło ma to dosiebie, iż wydobywa z ludzi, co w nich leży na dnie.Więc nawet ktoprzyszedł z mocnym postanowieniem trzymania języka za zębami, zadrugim kieliszkiem mruczał, za trzecim się rzucał, a po czwartymwybuchał.A byli tacy, co chętnie na wino zapraszali i płacili.Cimówili najwięcej.poglądano na nich z ciekawością i obawą.Gwar był w głównej salce taki, że jedni drugich nie słyszeli dobrze.Co chwila ktoś nowy wchodził i witano hucznie a tuż gromadkapokrewna wciągała przybysza.Pakowano mu zaraz szkło do ręki, abynie próżnował, a że obyczajem było nie pić darmo cudzego, jeśli sięswojego nie postawiło stawił tedy gość i przeciągała się rozmowa icmokanie do pózna.Już mrok był padł i łojówki przy ścianach pozapalano w świecznikachze zwierciadełkami, co niby miało światło powiększać, gdy skarbnikZagłoba wszedł ostrożnie, od progu się rozpatrzył w ludziach,przesunął cicho do drugiej izby i Laskowskiego zobaczywszy, wpadłdo niej, drzwi zatrzaskując za sobą.Tu go wiwatem powitano. Na Boga, cóż tak pózno! zawołał Laskowski do wchodzącego.Skarbnik czapkę zdjął, ramiona podniósł i przeszedł po izbiemilczący, gładząc czuprynę, a nie mówiąc nic.Posępny był. Co ci jest? Ano.nic! nic! byłem na nieszporach.Dalipan modlić się trzeba oDucha Zwiętego, bo człek nie wie, co z sobą począć.taki chaos!.Co to będzie? co to będzie?.Siadł wprost naprzeciw gotowej lampeczki, wziął ją w rękę, podświatło, spojrzał na wino i nadpił zadumany.Laskowski się przysunął. No.co wy na to mówicie? co?. Gdybymże wiedział, co powiedzieć! westchnął skarbnik.Moje konwikcje wiecie tu się obrócił do podkomorzego Niemców nie lubię.chociaż Bruhlowie względem mnie i Potoccybardzo się generose znalezli.ani słowa.Któż tu dojdzie sprawy?Obie strony mówią: chcemy ładu.chcemy spokoju.a obie ład psująi pokój mącą. A mnie się zdaje zawołał Laskowski że nim do sejmuprzyjdzie, oni zawrą pacta conventa.O co idzie? pewno nie oRzeczpospolitą, ale o urzędy i starostwa.podzielą się nimi i kwita. Licha tam odparł skarbnik co było urzędów wakujących, królrozdał Potockim, Bruhlom i Radziwiłłom.Familia się wścieka i gotujeawanturę. A co ona zrobi wtrącił Ocieski z czym? jak?.HermanaGryfa z sobą mają i księcia wojewodę wileńskiego; ten, mospanie,niedzwiedziami jezdzi, a ludzkie życie mu za nic.Widzieliście, co zaciżba około pałacu Radziwiłłowskiego?.Książę w żałobie, dwór iprzyjaciele włożyli żałobę, połowa Warszawy czarno.Familia się nieporwie, wie, czym to pachnie.Skończył Ocieski, drudzy milczeli. Ja mówię, że oni się rozpatrzywszy pogodzą. dodałLaskowski. A sejm? zapytał Kostrzewa czy dojdzie?Wszyscy zamilkli znowu. Tego nikt nie wyprorokuje mruknął po długim przestankuBabiński lada wywłoka, z pozwoleniem, wlezie na ławęactivitatem i izba in passivitate nic już zrobić nie może.pókijegomościa nie uproszą, nie rozsiekają lub jeśli drapnął, nie złapią.Machnął ręką okrutnie ponad głową, z piersi mu buchnęłowestchnienie, które jedną świecę zagasiło, i zamilkł.Wtem się drzwiotworzyły i przez nie ukazała się głowa nieznajomego mężczyzny, wczapeczce małej na głowie, z twarzą rumianą i oczyma błyszczącymi.Obejrzał on szybko siedzące u stołu towarzystwo i razno jakośwskoczył do izdebki.Był jeszcze dobrych lat i piękny człek, co sięzowie, z okrągłym już brzuszkiem, ubrany wykwintnie, nadewszystko umiejący się obracać zręcznie, gibki, giętki, ruchawy i zpewną gracją poruszający się, razem oczyma, rękami, nogami i ustaminie próżnując.Znać w nim było człeka i do wypitej, i do wybitej, aleniepospolitego kalibru, tylko do lepszego należącego towarzystwa.Zoczu mu patrzało, że na dworze bywać musiał, i gwiazdy na piersiachgo nie oślepiały.Z pewną wyższością i powagą stawił się wśród tegościśnionego kółka, w którym oczyma kogoś szukał.Lecz łojoweświeczki, z których jedna właśnie była zgasła i Babiński ją dopierozapalał na nowo, nie dozwalały dobrze rozpoznać fizjonomii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]