[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przewodnik od razu się na to zgodził i natychmiast zeskoczyłz konia.Nasz postój pozwalał smolarzowi zyskać na czasie, atego właśnie chciał.Dżemal ani się domyślał, że zarządziłempopas bardziej ze względu na Junaka niż na tę trawę.Płynął tu dosyć spory strumień.Na jego brzegu rosłypojedyncze niewielkie krzaki.Gdy tylko wyjechaliśmyspomiędzy drzewa na skraju doliny, mając przed sobą otwartyna nią widok, od razu spostrzegłem wyraźną linię, któraznaczyła się w trawie, a biegła dokładnie od miejsca, gdzieznajdowaliśmy się, do strumienia.Był to zapewne śladpozostawiony przez smolarza.Uważał nas za tak głupich, że teślady nie powinny nam się wydać podejrzane.Od przedwczorajszego dnia woda była jeszcze wysoka włożyskustrumieniawyżłobionegoprawdopodobnienieckowato, ponieważ nie przelewała się przez jego płaskiebrzegi.Dlatego spodziewałem się znaleźć tam, w miękkiejtrawie, wyraźne ślady stóp.Konakdżi nie zwracał uwagi naślady.Przysiadł, dobył starej fajki, nabił ją tytoniem i zapalił.— Halefie, co to za linia odciśnięta w trawie? — spytałem takgłośno, żeby Dżemal usłyszał.— To są ślady, sihdi — odparł zapytany z dumą, że może sięwykazać nabytymi ode mnie umiejętnościami.— Ślady zwierzęcia czy człowieka?— Żeby to stwierdzić, musiałbym je dokładniej obejrzeć.Przeszedł kilka kroków, wpatrując się w trop, a potempowiedział:— Sihdi, mógł to być człowiek, ale też i zwierzę.— Ach, tak! Chcąc to wiedzieć, wcale nie trzeba ichdokładnie oglądać.Wiadomo, że mógł je pozostawić tylkoczłowiek albo zwierzę.Chyba nie mógł tędy przejechać naprzykład pałac sułtana, co?— Chcesz zakpić ze mnie? Idę o zakład, że ty też nie mógłbyśokreślić, co to jest za ślad.Sam zobacz!— Wcale nie muszę tam podchodzić.Tędy szedł bosoczłowiek.— Jak chcesz to udowodnić?— Bardzo zwyczajnie.Czy czteronożne stworzenie mogłobywydeptać tę bruzdę?— Nie.— A więc człowiek albo dwunożne zwierzę, duży ptak.Alejaki to największy z ptaków mógłby tędy chodzić?— To chyba lejlek — bocian.— W porządku.Jednak lejlek stąpa powoli i ostrożnie.Wysoko podnosi nogi, jedną po drugiej, kroczy z godnością.Powinno się tu rozpoznać pojedyncze stąpnięcie.A czy takjest?— Nie.Ten, kto szedł tędy, nie zostawił śladów stóp, alewygniótł trawie obiema nogami ciągłą linię.— Właśnie, ślad nie składa się z pojedynczych odciskówstóp, tylko tworzy ciągłą podwójną linię.Nogi bociana sągrubości palca, te linie zaś szersze są od ludzkiej dłoni.Czy jestzatem możliwe, że tędy kroczył bocian?— Nie, sihdi.Był to z pewnością człowiek.— No, dalej! Sam twierdzisz, że nie widzisz tu śladów stóp.A im starszy jest ślad, tym bardziej źdźbła trawy powinny byćsuche i połamane.Tu ani jedna trawka nawet nie zwiędła.Co ztego wynika?— Że ślady są bardzo świeże.— Słusznie.Należałoby zatem koniecznie rozpoznać śladystóp.Dlaczego jednak ich nie widać?— Na to, niestety, nie mogę odpowiedzieć.— Otóż bierze się to po części z szybkości, z jaką szedł tenczłowiek a po części z tego, że szedł boso.Spieszył się i stąpał,przenosząc cię ciała bardziej na palce niż na pięty.Buty itutejsze obuwie wiązane rzemieniami mają twarde spody ipozostawiają ostro zarysowany ślad.Tym brak ostrości, zatemów człowiek nie miał na nogach obuwia, szedł boso.Zrozumiałeś?— Kiedy w ten sposób tłumaczysz, to muszę ci przyznaćrację.— Kim więc mógł być ten spieszący się bosy człowiek?Dżemal, czy w tym lesie ktoś mieszka?— Nie, nikt tu nie mieszka — odparł zapytany.— Wobec tego przypuszczam, że smolarz Junak przezpomyłkę obrał zły kierunek.W ten sposób nie zajdzie doGlogovik, lecz do Diabelskiej Skały.— Efendi, co też ty mówisz?! Jemu nie mogłaby sięprzydarzyć taka pomyłka.Gdybyście nie spali, towidzielibyście, jak odchodził.— Ale Hadżi Halef Omar powiedział mi, że w nocy jakiśmężczyzna wyszedł z domu i za nim zniknął.Halef nie mógłzobaczyć, w jakim kierunku udał się ten człowiek.— To pewnie był Junak, bo wyszedł, kiedy jeszcze byłociemno, nie chciał wracać późnym wieczorem.— Zatem w ciemności mógł się pomylić i zamiast w lewo,poszedł w prawo.Może nawet zrobił tak celowo, po śladachwidać, że bardzo się śpieszył.Niewykluczone, że chciał jaknajprędzej zapowiedzieć węglarzowi nasze przybycie.— Masz dziwne pomysły, efendi — odparł Dżemalzakłopotany.A cóż Junaka obchodzi to, że chcemy sięzatrzymać u tego Szarki?— Tego ja też nie pojmuję.— Jednym słowem, musisz przyznać, że wykluczone jest,aby był to Junak.— Przeciwnie.Twierdzę, że był to on.Nawet dowiodę citego.— Niemożliwe.Chyba ślady nie świadczą o tym?— Owszem, świadczą, i to bardzo zasadnie.Wstań i chodź zemną.Ruszyłem ku brzegowi strumienia, a pozostali za mną.Namiejscu, tam gdzie ów człowiek wszedł do wody, stąpał jużpowoli i ostrożnie.Na miękkim gruncie przy brzegu nie byłopiasku ani kamieni.Tym wyraźniej w cienkiej warstwieprzejrzystej wody rysowały się ślady stóp —— Popatrz tu, Dżemal — powiedziałem.— Widzisz ślady?— Tak, efendi.Widzę też, że słusznie przypuszczałeś, tenczłowiek szedł boso.— A teraz porównaj ślady obydwu stóp.Czy dostrzegaszjakąś różnicę?Pochylił się, pewnie dlatego, by ukryć zakłopotanie.Zmiarkował, co teraz nastąpi.— Co ja widzę! — wykrzyknął wtedy Halef.— Tenczłowiek miał u lewej nogi tylko cztery palce! Sihdi, to był niktinny, jak tylko Junak!Przewodnik opanował się, wyprostował i powiedział:— A czy nie mógł przechodzić tędy ktoś inny, kto też straciłpalec?— Zapewne, ale to byłoby dziwne.Zadaję sobie pytanie: Jakizamiar przyświecał Junakowi, żeby nas zwodzić? Jeśli planujejakiś podstęp, to zamiast soli dostanie saletrę, a może też siarkęi węgiel drzewny do tego.Wiesz, co to znaczy?— Tak, ale jednak nie rozumiem ciebie.Z tych trzechskładników sporządza się proch strzelniczy.Czy to miałeś namyśli.— Właśnie, a jeśli jeszcze znajdzie się do tego okrągłykawałek ołowiu, to łatwo może się zdarzyć, że ten, który zdążado Diabelskiej Skały, poleci prosto do piekła.A ta woda, czyjest głęboka?— Nie.Konie przejdą, trzeba sobie tylko podwinąć nogawkispodni.Już wyruszamy?— Tak, minęło ponad piętnaście minut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •