[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Feta odbędzie się na świeżympowietrzu, w winnicy.- Załatw sobie miejsce między papieżem a Cezarem - powiedziałam półgłosem.- Potem poproś podczaszego, żeby pozwolił ci podać im pełne puchary, bo pragniesz w ten sposóbwyrazić im swój szacunek.Wznieś kilka toastów.- Umilkłam namoment.- Kiedy służące wyjdą, dam ci, co trzeba.Służące zwlekały z nakrywaniem stołu, lecz w końcu się oddaliły.Weszłam dosypialni, gdzie donna Esmeralda coś przyszywała; Rodrigo spał.- Muszę wyjąć coś z szafy - szepnęłam, a ona kiwnęła głową i mrużąc oczy,zabrała się znowu do szycia.Otworzyłam garderobę. Otwarte drzwi zasłaniały widok Esmeraldzie, mogłam więc spokojnie otworzyćskrytkę i wyciągnąć szkatułkę.W środku spoczywały klejnoty zabrane zapartamentu w pałacu Santa Maria, a także fiolka canterelli.Wcześniej opróżniłam malutki flakonik zprzezroczystego szkła, który zawierał drogocenny olejek różany z Turcji, prezent od Jofrego sprzedwielu lat.Wzięłam jeden rubin i oba szklane pojemniki, po czym schowałam szkatułę doskrytki, bezgłośnie zamknęłam drzwi szafy i wyszłam.Przez cały czas donnaEsmeralda ani razu nie podniosła wzroku.W antykamerze Jofre przechadzał się nerwowo tam i z powrotem.Zdążył jużnalać sobie następny kielich wina i prawie go wypił.- Musisz bardziej nad sobą panować - upomniałam go - jeżeli ma się nampowieść.- Tak, tak - obiecał, odchylił głowę i opróżnił puchar.Popatrzyłam na niegoniepewnie, lecz niczego nie powiedziałam.Zamiasttego podałam mu rubin.- Na wypadek, gdyby trzeba było kogoś przekupić.Podeszłam do lampki oliwnej i spojrzałam na obie fiolki pod płomień.Zieloneszkło rozbłysło odbitym światłem.Pomyślałam o odblaskach słońca tańczących nafalach Zatoki Neapolitańskiej; pomyślałam o wolności.352Proszek w środku był matowy, szarobłękitny.Piękna canterello, powiedziałamw duchu.Canterello, wybaw mnie.Przypomniał mi się moment, gdy zabiłam młodego żołnierza, który groziłFerrandinowi śmiercią.Nie miałam wtedy wyrzutów sumienia; teraz też ich nieodczuwałam - tylko zimną, ponurą radość. Uważając, żeby nie trzęsły mi się ręce, otworzyłam najpierw pusty flakonik.apotem z najwyższą ostrożnością odkorkowałam fiolkę z trucizną.Jofre zaglądał mi przez ramię, jegooddech stał się krótki i nerwowy, gdy pochylił się do przodu.- Odsuń się - ostrzegłam.- Mogę to rozsypać, nie wiem, czy nie można się zatruć, wdychając proszek.Usłuchał i patrzył w milczeniu, jak przesypuję truciznę z większego pojemnikado mniejszego. Wystarczy parę ziarenek", powiedziała Lukrecja; nie pytałam, jak zdobyła takiedoświadczenie.Dałam Jofremu setki, tysiące ziaren -jedną trzeciąfiolki - dość, aby zdziesiątkować papieską armię.Zatkałam obie fiolki i wręczyłam mu mniejszą - teraz na pół przezroczystą, napół szarobłękitną.Schował ją w niewidocznej kieszeni tuniki.- Dlaczego nie dasz mi wszystkiego? - zapytał lekko poirytowany.- Bo jeśli nas przyłapią- odparłam spokojnie - przyda się dla nas samych.Słysząc to, zbladł, lecz szybko opanował się i kiwnął głową.Wsunęłamszmaragdową fiolkę pod gorset.- Na razie będę nosić to przy sobie przez cały czas, jeśli więc zostaniemyzłapani.Znów kiwnął głową, tym razem stanowczo, żeby dać mi do zrozumienia, że niemuszę kończyć zdania.Oboje odwróciliśmy się w stronę balkonu, gdzie czekała kolacja.- Nie byłbym w stanie nic przełknąć - przyznał Jofre.- Ja też.Zawołam służbę, żeby zebrała talerze.Ruszył do drzwi.Chwyciłam goza rękę i powiedziałam:- Mało mam wiary w Boga.Ale będę się za ciebie modlić.Uśmiechnął się blado,a potem nagle wziął mnie w ramiona i pocałował.Nie był to zwyczajny, obowiązkowy pocałunek męża.Pocałował mnie jak młody mężczyzna całuje kobietę, którą namiętnie kocha.Odchyliłam się do tyłu.W jego oczach, w wyrazie twarzy ujrzałam nieśmiałego,przepraszającego mnie wstydliwie chłopca z nocy poślubnej.- Przepraszam, że cię zawiodłem, Sancho - wyszeptał.- Już tak nie zrobię.I tak się rozstaliśmy.Dotrzymałam obietnicy: modliłam się o niego przezcałą bezsenną noc, z dłonią przyciśniętą do serca.353Następny dzień - ten, w którym miało się odbyć przyjęcie na cześć Cezara -płynął boleśnie powoli.Tamtego wieczoru nie dostałam wieści od Jo-frego; niespodziewałam się ich, bo efekty canterelli ujawniały się dopiero po pewnym czasie.Gdy jednak następnego wieczoru Jofre znowu się nie pojawił, zaczęłam siędenerwować.Kiedy nadszedł trzeci wieczór, byłam roztrzęsiona.Czyżby mniezdradził? A może złapali go na gorącym uczynku?Przez całą noc siedziałam w antykamerze, zastanawiając się, czy użyć zielonejfiolki, którą ściskałam w garści.Tuż przed świtem zmęczenie wzięło górę.Położyłam się do łóżka i zapadłam wniespokojny sen.Obudziłam się i moim oczom ukazał się zupełnie nieprawdopodobny widok: zpoczątku myślałam, że śnię.Obok mnie leżała bez ruchu donna Esme-ralda.Rodrigo spał spokojnie w kołysce.Nade mną stały pochylone Dorotea de la Crema i Caterina Sforza, obie wkoszulach nocnych.Zamrugałam, ale zjawy nie zniknęły.- Papież został otruty - syknęła Dorotea.- Cezar też.Usiadłam i uśmiechnęłamsię szeroko, ogarnięta falą radości. - Nie żyją?- Nie - powiedziała Caterina.Jej blada twarz promieniała ze szczęścia.Serce omało mi nie stanęło, gdy usłyszałam to krótkie słowo.Po chwili podjęła: - Ale obaj są bardzo chorzyi boją się.Nasi strażnicy odeszli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •