[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Opuść go - polecił Edeardowi.- Tak, proszę pana - odpowiedział potulnie Edeard.Po prostu wiedział, że to Mistrz równyAkeemowi.- Proszę o wybaczenie.Nie pozostawiono mi wy.- Bądz cicho.- Mężczyzna zwrócił się do sierżanta, który prostował swe ubranie, unikającpatrzenia w oczy innym.- A ty, sierżancie, musisz kontrolować swoje humory.Nie jestem gotów nato, by Niebieską Wieżę strzegli małostkowi paranoicy.Masz się nauczyć bardziej racjonalnegopodejścia, albo dokonasz żywota w terenie i będziesz pilnował majątku Gildii po drugiej stronie górDonsori.Czy wyrażam się jasno?- Tak, proszę pana.- Odejdz, a ja ustalę, jak wielkie zagrożenie przedstawia dla nas ten chłopiec.Sierżant odprowadził swoich ludzi, ale zdążył rzucić Edeardowi spojrzenie zapowiadająceokropną zemstę.- Twoje imię, chłopcze?- Edeard, panie.- A ja jestem Topar, Mistrz z rady Gildii i zastępca Wielkiego Mistrza Finitana.To powinno cidać pojęcie w jak głębokie wdepnąłeś gówno.Droga nowicjuszko Pani, czy mogę zapytać o tweimię?- Salrana.- Rozumiem.I sądzę, że obydwoje dopiero ostatnio przybyliście do Makkathranu.Zgadza się?- Tak, proszę pana - powiedział Edeard.- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu.Topar lekceważąco machnął ręką.- Powinienem być zirytowany, ale imienia Akeem nie słyszano w naszej dostojnej Wieży już oddłuższego czasu.Jestem zaintrygowany.Czy dobrze usłyszałem: mówiłeś, że nie żyje?- Tak, proszę pana.Obawiam się, że tak.Przez chwilę entuzjazm zniknął z postawy Topara.- Szkoda.Tak, bardzo wielka szkoda.- Czy pan go znał, proszę pana?- Nie, ja nie.Ale zabiorę cię do kogoś, kto go znał.Będzie ciekaw szczegółów, jestem tegopewien.Chodzcie za mną.Poprowadził ich do sklepionego łukowo przejścia z tyłu holu i zaczął się wdrapywać naszerokie schody.Kiedy po nich wchodzili, Edeard przekonał się, że miał rację - ktokolwiek stworzyłto miasto, nie był to człowiek.Schody były masywne, bardziej przypominały zbocze zestalonychdrobnych fal.Były wystarczająco zaokrąglone, by dostarczyć niepewnego oparcia dla stóp, a ichrozstaw nie bardzo nadawał się dla ludzkich nóg.Wznosiły się po spirali i po krótkim czasie Edeardzorientował się, że się poci.Jego mięśnie łydek nie były przyzwyczajone do takich wytężonychćwiczeń.W pewnej chwili, kiedy musieli już być cztery czy pięć pięter nad poziomem holu, Toparobrócił się do młodszych towarzyszy z uśmiechem samozadowolenia.Chrząknął, jakby ciesząc się zich udręki.- Tylko sobie wyobrazcie, o ile byłbym bardziej okrągły, gdybym nie musiał się tak wdrapywać pięć razy dziennie.Zaśmiał się cicho i poszedł dalej.Kiedy w końcu zatrzymali się w czymś w rodzaju wielkiego przedpokoju, Edeard ciężko dyszał.Nie miał pojęcia jak wysoko weszli, ale szczyt wieży z pewnością mógł się znajdować jedynie paręmetrów nad nimi.Ta wysokość wyjaśniałaby jego zawroty głowy.- Poczekajcie tu - powiedział Topar i wszedł przez drewniane drzwi ozdobione grubymiżelaznymi filigranami.Przedpokój również miał czerwone ściany, ale jaśniejsze od tych na niższych piętrach.Nadgłową sufit jarzył się bladym bursztynowym światłem, co nadawało skórze Edearda nieprzyjemnyszary odcień.Chłopak rzucił torbę na podłogę i usiadł na wielkim krześle z zakrzywionych,drewnianych żeber.Salrana usiadła obok.Wyglądała na całkowicie oszołomioną.- Mamy kłopoty, czy nie? - zapytała.- Myślę, że jest mi już wszystko jedno.Ta świnia sierżant wiedział, że jesteśmy nieszkodliwi.Uśmiechnęła się.- Ty nie jesteś.Był zbyt zmęczony, by się spierać.Jego dalwzrok był prawie zupełnie zablokowany muramiwieży, ale wyczuwał dwa umysły za drewnianymi drzwiami.Nie można było odczytać ich emocji, zdrugiej jednak strony, kiedy szedł przez dzielnice miasta, zauważył, jak sprawni są miastowi wpilnowaniu swoich uczuć.Topar otworzył drzwi.- Możesz teraz wejść, Edeardzie.Nowicjuszko Salrana, gdybyś była tak uprzejma i okazała namjeszcze trochę cierpliwość.Za moment zjawi się tu ktoś, kto się tobą zaopiekuje.Jeszcze zanim wszedł do pokoju, Edeard domyślił się, że zabierają go do Wielkiego MistrzaFinitana.Kiedy wszedł, prawie się zachwiał, omieciony dalwzrokiem niczym porywem zimnegowiatru.Pod jego wpływem podniosły mu się włoski na rękach.Pomyślał przez chwilę, że jeśliktokolwiek mógł coś zobaczyć przez psychiczną osłonę, to właśnie ten człowiek.Wielki Mistrz Finitan siedział w fotelu z wysokim oparciem przy wielkim dębowym biurku,zwrócony przodem do drzwi.Jego gabinet musiał zajmować prawie ćwierć powierzchni wieży natym poziomie.Był ogromy, ale prawie pusty - stały tu jedynie biurko i fotel.Dwie ścianyprzykrywały regały, zawierające setki oprawionych w skórę woluminów.Większość ściany zaWielkim Mistrzem zajmowało kryształowe okno z cienkimi gwiazdzistymi żebrami, przez któreroztaczał się widok na cały Makkathran.Edeardowi opadła szczęka.Ledwo powstrzymał się odpodbiegnięcia i gapienia się, jak uszczęśliwione dziecko.Z tego co widział pod tym kątem, falująceszczyty dachów ciągnęły się kilometrami, a kanały przecinały je niczym szaroniebieskie arterie.Kiedy tak na nie patrzał, wiedział już na pewno, że miasto żyje.A ludzie byli tutaj jedynie obcymibakteriami, mieszkającymi w ciele, którego nigdy nie pojmą.- Niezły widok, prawda? - powiedział łagodnie Wielki Mistrz Finitan.Pod wieloma względami jego budowa fizyczna była przeciwieństwem Topara.Szczupły iwysoki, z gęstymi włosami do ramion, które dopiero zaczynały siwieć.Jednak jego wiek byłwyraznie widoczny w zmarszczkach na twarzy.Mimo tego, nie okazywał lekceważenia - wydawałsię zainteresowany i uprzejmy.Edeard przeniósł wzrok z powrotem na Wielkiego Mistrza.- Tak, proszę pana.Eee, jeszcze raz przepraszam za to, co wydarzyło się na do.Wielki mistrz podniósł palec do ust i Edeard zamilkł.- Nie mówmy już o tym - powiedział Finitan.- Przebyłeś długą drogę, prawda? - Z prowincji Rulan, proszę pana.Finitan i Topar spojrzeli po sobie.Uśmiechnęli się, dzieląc jakiś prywatny żart.- To długa droga - rzekł poważnie Finitan.- Herbaty? - Jego umysł wysłał dalmową szybkainstrukcję.Edeard odwrócił się i zobaczył, że przy podstawie jednej ze ścian z regałami otwierają siędrzwi.Były zbyt niskie dla człowieka, miały nieco ponad metr wysokości.Wybiegły z nichgeszympansy z dwoma krzesłami i tacą.Krzesła umieszczono przed biurkiem wielkiego Mistrza, atacę ze srebrnymi przyborami do herbaty na biurku, obok kołyski z jajem genistara.- Siadaj, mój chłopcze - zaprosił Finitan.- Jak rozumiem, utrzymujesz, że nasz kolega Akeem nieżyje.Kiedy to się stało?- Prawie rok temu, proszę pana.- Temu wspomnieniu towarzyszą w twoim umyśle bardzo mroczne myśli.Proszę, opowiedz mitę historię, niczego nie pomijając.Wierzę, że jestem wystarczająco stary, by znieść całą prawdę.Zażenowany, że jego umysł jest tak przezroczysty, Edeard westchnął i rozpoczął opowiadać.Kiedy skończył, zarówno Wielki Mistrz jak i Topar przez długą chwilę milczeli.W końcuFinitan oparł brodę na złożonych dłoniach.- Ach, mój biedny drogi Akeem.To, że zakończył życie w taki sposób to niewybaczalnatragedia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •