[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kiedy Richard zostanie dziedzicem, każdy zgodzi się, że warto było,nawet za tak wysoką cenę.Jednakże kiedy mówił o mrocznych drogach i gniewnych ludziach, poczułam straszny nieokreślony lęk,że zamorzę głodem wszystkich mieszkańców Acre.Gdzieś dalej czy bliżej od Wideacre grasował Mściciel.Wzeszłym roku groził mi, a teraz przysłał złowieszczy podarek: hubkę i krzesiwo.Zapowiedział całkiem jasno, żeczeka mnie pożar.Ode mnie miała się zacząć zagłada całej szlachty.A ja nie przejęłam się, że ktoś mógłbypomóc Mścicielowi, mówiąc: Wez ją sobie, to już nie jest nasza kochana panienka Beatrice".Dopóki Mścicielprzebywał w pobliżu mojej ziemi, dopóki wciąż o nim myślałam, choćby i odjechał, wolałam mieć gotówkę wsejfie niż zboże na polach albo ziarno w stodołach.Nie mógł spalić złota.Nie mógł mnie zaatakować w tym otogabinecie.RLT Zgadzam się powiedziałam obojętnym tonem. Dobrze stwierdził pan Gilby. W ciągu dwóch dni dostanie pani czek do wypłaty w moimbanku.Sama chce pani zżąć zboże? Tak.Ale niech pan lepiej podstawi swoje wozy.My nie mamy zaprzęgów, które mogłyby się podjąćtransportu do Londynu. Dobrze powtórzył i na znak zawarcia umowy podał mi delikatną rękę. Aadnie tu sobiemieszkacie, pani MacAndrew oznajmił, biorąc kapelusz i rękawiczki.Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Szukam właśnie takiego miejsca dla siebie zdradził.Uniosłam brwi i nic nie odpowiedziałam.Taki los spotkał już hrabstwa położone wokół Londynu, niesądziłam jednak, że tak szybko fala miejskich kupców dotrze do Sussex i ludzie interesu zaczną się tu osiedlaćjako dziedzice.Przenosili na wieś swoje miejskie gusta i zwyczaje.Nie rozumieli ani ziemi, ani jejmieszkańców.Siali zamęt w tradycyjnych sposobach gospodarowania i psuli ziemię, nie dając jej odpoczynku.Zatruwali atmosferę we wsiach, zabierając służących do Londynu, a potem odsyłając ich do domu.Londyńscykupcy żyli na ziemi, lecz nie mieli do niej serca.Kupowali ją i sprzedawali jak tkaniny, na łokcie.Nie czuli sięzwiązani z żadnym miejscem, mogli więc kupować ziemię wszędzie. Jeśliby rozważała pani rozstanie się z Wideacre. zaczął zachęcająco pan Gilby.Serce mi zabiło. Wideacre! wykrzyknęłam. Wideacre nigdy nie będzie na sprzedaż!Skinął głową z przepraszającym uśmiechem. Bardzo mi przykro powiedział. Chyba zle panią zrozumiałem.Sądziłem, że sprzedaje panizboże i łasy, przygotowując się do sprzedaży całej posiadłości.W takim razie zaproponowałbym uczciwą cenę,naprawdę.Zapewniam, że nie dostałaby pani lepszej.Miałem wrażenie, że posiadłość przeżywa duże trudnościfinansowe, i sądziłem. Posiadłość świetnie sobie radzi przerwałam głosem drżącym ze wściekłości. Musiałabymzbankrutować, żeby myśleć o rozstaniu z Wideacre.To własność dziedziczna rodu Laceyów, panie Gilby.Mamsyna i bratanicę, którzy przejmą ją po mnie.Nie będę sprzedawać ich domu.Nie będę sprzedawać własnegodomu. Ależ oczywiście, że nie, oczywiście uspokajał. Gdyby jednak zmieniła pani zdanie.Gdyby naprzykład pan Llewellyn zgłosił się z listem zastawnym. Nie dojdzie do tego stwierdziłam z przekonaniem na pokaz.Czy w klubach finansistów wLondynie rozmawiano o Wideacre? Czy utworzono jakiś złowieszczy krąg, który zaciskał się wokół naszychgranic i czyhał na jeden z największych majątków w Sussex? Czyżby nie udało się roztropnie rozproszyć gronanaszych wierzycieli? Czyżby ci, co udzielili nam pożyczek, należeli do jednej grupy przyjaciół i liczyli jużmiesiące dzielące ich od upadku Wideacre? Cóż wspólnego miał pan Gilby, kupiec zbożowy, z panemLlewellynem, pośrednikiem w handlu ziemią i drewnem, którego biuro mieściło się w zupełnie innej częściCity? Nawet gdyby nam groził, dysponuję wystarczającymi funduszami.Noszę przecież nazwiskoMacAndrew.RLT Oczywiście przytaknął pan Gilby, lecz jego czarne oczy zdradziły, iż wie, że nie mam dostępu dotych pieniędzy.Mógł nawet wiedzieć, że fortuna rodu MacAndrew obróciła się przeciwko mnie. %7łyczę zatem miłego dnia powiedział i opuścił mnie bez słowa.Siedziałam w bezruchu, w milczeniu, zimna i odrętwiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]