[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno byÅ‚o o coÅ› bardziej żaÅ‚osnego od tapet, kwadratów żółtychlub niebieskich, zwisajÄ…cych w strzÄ™pach, ukazujÄ…cych, na wysokoÅ›cipiÄ…tego czy szóstego piÄ™tra, aż po sam dach, te biedne pokoje, wÄ…skieklitki, w których zawieraÅ‚o siÄ™ niegdyÅ›, być może, czyjeÅ› caÅ‚e życie.Poobnażonych murach pięły siÄ™ ponure w swej czerni, zaÅ‚amujÄ…ce siÄ™raptownie wstÄ™gi kominów.Na jakimÅ› dachu skrzypiaÅ‚a zapomnianablaszana chorÄ…giewka, a na pół poodrywane rynny zwisaÅ‚y, podobne doÅ‚achmanów.Ten lej, wydrążony wÅ›ród ruin, byÅ‚ niby wyrwa uczynionastrzaÅ‚em armatnim; jezdnia, ledwo zaznaczona.dopiero, peÅ‚na gruzu,wyboista, z gÅ‚Ä™bokimi kaÅ‚użami, ciÄ…gnęła siÄ™ pod szarym niebem, wponurej bladoÅ›ci wapiennego pyÅ‚u, jak żaÅ‚obnÄ… opaskÄ… ujÄ™ta po obustronach w czarne wstÄ™gi kominów.LÅ›niÄ…ce kamaszki, żakiety i cylindry tych panów stanowiÅ‚y dziwacznyakcent w tym pejzażu bÅ‚otnistym, brudnożółtym, zaludnionym jedynieprzez robotników o twarzach bezbarwnych, konie zachlapane aż po grzbieti wózki pokryte grubÄ… skorupÄ… bÅ‚ota.CzÅ‚onkowie kolegium szli jeden zadrugim, przeskakiwali z.kamienia na kamieÅ„, wymijali kaÅ‚uże, a gdyczasem zanurzyli siÄ™ w jakiejÅ› aż po kostki, przeklinali i otrzÄ…sali bÅ‚oto zkamaszków.Saccard proponowaÅ‚, by poszli ulicÄ… Charonne, oszczÄ™dzajÄ…csobie w ten sposób przechadzki po wybojach.Niestety jednak mieli dozlustrowania parÄ™ nieruchomoÅ›ci poÅ‚ożonych wzdÅ‚uż linii bulwaru, dlategoteż, a trochÄ™ i przez ciekawość, postanowili brnąć samym Å›rodkiem robót.InteresowaÅ‚o ich to bardzo.Czasem zatrzymywali siÄ™ na jakimÅ› spadÅ‚ym wgÅ‚Ä…b koleiny odÅ‚amie muru, podnosili nos do góry i przyzywali siÄ™nawzajem, by pokazać sobie jakiÅ› strzÄ™p podÅ‚ogi, rurÄ™ komina sterczÄ…cÄ… wpowietrzu, belkÄ™, co spadÅ‚a na dach sÄ…siedniego domu.Ten wycinekzburzonego miasta, u wylotu ulicy du Temple, wydawaÅ‚ im siÄ™ czymÅ›bardzo zabawnym. To bardzo ciekawe, doprawdy mówiÅ‚ pan de Mareuil. O, proszÄ™,niech pan spojrzy, panie Saccard, na tÄ™ kuchniÄ™, tam w górze.Nad kuchniÄ…wisi stara patelnia, widzÄ™ zupeÅ‚nie wyraznie.Lekarz, z cygarem w zÄ™bach, zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed jakimÅ› rozwalonymdomem, z którego pozostaÅ‚ tylko parter, peÅ‚en gruzu z innych piÄ™ter.Jednatylko poÅ‚ać muru wysterczaÅ‚a z rumowiska.Aby zburzyć jÄ… od jednegorazu, opasano jÄ… linÄ…, za którÄ… ciÄ…gnęło jakichÅ› trzydziestu robotników.251 Nic z tego nie bÄ™dzie mruknÄ…Å‚ lekarz. CiÄ…gnÄ… za bardzo na lewo.Czterej pozostali panowie - zawrócili, by zobaczyć, jak Å›ciana runie.Iwszyscy piÄ™ciu, z wytężonym wzrokiem, z zapartym tchem czekali, drżącrozkosznie.Robotnicy zwalniali linÄ™, a pózniej naprężali jÄ… gwaÅ‚townie,woÅ‚ajÄ…c: Cio-Ä…-gnij!" Nic z tego nic bÄ™dzie powtarzaÅ‚ lekarz. Chwieje siÄ™, chwieje siÄ™ rzekÅ‚ radoÅ›nie jeden z przemysÅ‚owców poparu sekundach trwogi.Gdy Å›ciana ustÄ…piÅ‚a wreszcie i runęła ze strasznym Å‚oskotem wzbijajÄ…ctumany wapiennego kurzu, panowie spojrzeli na siebie z uÅ›miechem.Bylizachwyceni.Ich żakiety pokryÅ‚ drobny pyÅ‚, który ubieliÅ‚ im ramiona irÄ™kawy.PodjÄ™li swój ostrożny marsz poÅ›ród kaÅ‚uż i rozmawiali teraz orobotnikach.Niewielu jest miÄ™dzy nimi porzÄ…dnych ludzi.Wszystko toleniuchy i marnotrawcy, a uparci przy tym i o jednym tylko marzÄ…: żebyzrujnować pracodawców.Pan de Mareuil, który od paru chwil obserwowaÅ‚z drżeniem dwóch biedaków, uczepionych na skraju dachu i oskardemrozbijajÄ…cych mur, wyraziÅ‚ poglÄ…d, że ludziom tym nie można odmówićprawdziwej odwagi.Panowie zatrzymali siÄ™ zn,ów i podnieÅ›li wzrok narobotników utrzymujÄ…cych równowagÄ™, zgarbionych, kujÄ…cych z caÅ‚ejmocy; spychali kamienie nogÄ… i patrzyli ze spokojem, jak rozpryskiwaÅ‚y siÄ™na dole; jeden niecelny cios oskarda i sam tylko rozmach, z jakim uderzali,strÄ…ciÅ‚by ich w przepaść. To kwestia przyzwyczajenia rzekÅ‚ lekarz, podnoszÄ…c z powrotem doust cygaro. To prostacy.Tymczasem doszli do jednej z nieruchomoÅ›ci, jakie mieli obejrzeć.Pokwadransie byli już gotowi i ruszyli dalej.BÅ‚oto nie budziÅ‚o w nich jużtakiej zgrozy; szli miÄ™dzy kaÅ‚użami tracÄ…c powoli nadziejÄ™, że uda im siÄ™uchronić kamaszki.Kiedy minÄ™li ulicÄ™ Ménilmontant, jeden zprzemysÅ‚owców, byÅ‚y szlifierz, staÅ‚ siÄ™ niespokojny.PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ uważnieruinom wokoÅ‚o, nie poznawaÅ‚ już tej dzielnicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]