[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ty tego nie rozumiesz, Ben", powiedziała mi kiedyś, przed wieloma laty, a ja dotądpamiętałem niemal dokładnie brzmienie jej głosu. Nie jestem inteligentna.A człowiek,który nie jest inteligentny, musi robić to, co mu każą".W tamtych czasach ruch wyzwolenia kobiet dopiero nabierał rozpędu.Tracy miałaograniczone możliwości wyboru.może zresztą dokonałaby takiego samego wyboru.Daffy,która z pewnością była bystra, powiedziała mi zaledwie w dwa lata pózniej, leząc napokładzie jachtu, że gdy dorośnie, chce być  bogata".Oprócz namiętności istnieje zawsze sprawa pieniędzy, przypomniałem sam sobie.Jednym ze zródeł frustracji wszystkich moralizatorów jest to, że ludzie posiadający pieniądzezazwyczaj nie wykorzystują swych możliwości po to, by się udoskonalić, dokonywać słu-szniejszych wyborów.Nie zrobiłem tego sam, więc nie mogłem wymagać od innych, by zdali egzamin, któryja oblałem.Może wszystko to sprowadzało się do jednej historii: historii słabości naturyludzkiej.Ta dziewczyna była kluczem.Nie brakowało jej sprytu.Tracy musiała to dostrzec.Może dlatego powiedziała jej o Harrym.Harry też był sprytny.Kiedy zwalniałem wjeżdżając do Southampton, świt ozdabiał już horyzont różową,pastelową kreską.Jadąc na północ nie pozwoliłem sobie na myślenie o tym, dokąd zmierzam.Teraz już to wiedziałem.Chyba wiedziałem przez cały czas.Chciałem tam dotrzeć, zanimPeretti zdąży podjąć rano swe śledztwo.Dziewczyna była kluczem, a ja wiedziałem, gdzie ona jest.Zwiatła zmieniły się.Zamiast skręcić w lewo, w stronę Easthampton, skręciłem wprawo, w stronę Dune Road i domu Harry'ego.Trzciny porastające bagniste tereny, położonena lewo od szosy, kołysały się w podmuchach porannego wiatru od morza.W poprzek szosyprzelatywały ziarnka piasku.Z przydrożnego rowu wybiegła jakaś zdenerwowana przepiórka,a za nią sześcioro małych.Mewy wzlatywały i opadały, szukając gładkiej, ciemnejpowierzchni morza, na której łowiły swą zdobycz.Zostawiłem samochód przy pierwszym otwartym dla wszystkich wejściu na plażę.%7łeby tu parkować, trzeba mieć specjalną nalepkę.Miejscowi i letnicy wynajmującymieszkania mogli ją kupić za dziesięć dolarów.Wszyscy inni płacili pięćdziesiąt.Był todobry sposób odstraszania jednodniowych wycieczkowiczów; sztuczny sposób narzucaniasztywnego kodeksu towarzyskiego.Miałem na sobie mokasyny.Zdjąłem je, zsunąłem skarpetki i podwinąłem spodnie.Dom Harry'ego, widoczny z plaży za barykadą wydm, wznosił się jak ciemna góra w szarościporanka.184SR Kiedy szedłem blisko linii morza, by przyjrzeć się domowi, zanim do niego podejdę,piasek pod moimi stopami był jeszcze chłodny.Wiedziałem, że ona musi tam być.Skoro niemogła pojechać do domu, to logika nakazywała jej wrócić do domu Harry'ego i zebrać myśli.Nie czułem już w stosunku do niej pożądania, ale było mi jej żal.Jej matka pozwoliła sięsprzedać, uczynić z siebie coś w rodzaju współczesnej niewolnicy, bo nie była wystarczającopewna własnych sił i - o czym byłem teraz przekonany - wiedziała, że spodziewa się tegodziecka.Ale Lyle z pewnością żądał ścisłego przestrzegania warunków ich umowy, więcmogłem sobie wyobrazić życie, jakie wiodła córka Tracy.Musiała czuć, że w gruncie rzeczynie jest mile widziana w tym idealnym domu w Wirginii.Czuła to w każdym kęsie jedzenia,jakie wkładała do ust.Lyle był człowiekiem tego rodzaju.Kiedy zrównałem się z domem, ruszyłem w jego stronę.Z trawnika wydawał się onmonstrualnie wielki, opuszczony i ciemny.Trawnik podrósł już na tyle, że wydawał sięzaniedbany.Kwiaty rosnące w urnach na tarasie nie były podlewane.Jaskrawoczerwonegeranium wydawało się wyschnięte i przywiędłe, jak w krajach tropikalnych.Była tam.Mogłem zostawić to wszystko własnemu biegowi, odejść i napisać swójartykuł, ale czułem, że jestem coś winien Harry'emu; choć Harry też lubił zwodzić ludzi.Może odziedziczyła tę naturę po nim.Zbliżając się do domu zostawiłem ślady na mokrej odrosy trawie.Próbowałem otworzyć drzwi i okna do jadalni od strony tarasu.Były zamknięte.Zacząłem obchodzić dom, wiedząc, że któreś drzwi muszą być otwarte.Byli tu policjanci, aprzed nimi robotnicy.O ile miałem rację, wróciła tu też ta dziewczyna.W tak dużym domuktoś musiał zostawić gdzieś otwarte drzwi.Znalazłem je obok kuchni.Wszedłem do małej oranżerii, w której pani tego domuukładała bukiety, roznoszone pózniej przez służbę po pokojach.Kiedy szedłem boso po kamiennej posadzce holu, było w nim bardzo ciemno.Zwięty -święty Harry'ego - płynął nad moją głową, ale w szarym świetle świtu jego płaszcz wydawałsię nieco wyblakły.W holu na piętrze zatrzymałem się i zacząłem nadsłuchiwać.Domoddychał: trzeszcząc cicho, mrucząc lekko pod wpływem swej wagi i upływu lat.Mogłem zapukać do tych drzwi przy końcu korytarza, ale przypomniałem sobie, żeniedawno leżała w moim łóżku, czekając na świt.Podszedłem do nich, położyłem dłoń namosiężnej klamce i nacisnąłem ją.Na widok tego, co zobaczyłem, pomyślałem w pierwszej chwili, że stało się cośstrasznego.Znów miałem przed sobą Tracy, Tracy wijącą się w zapamiętaniu miłosnym wramionach Harry'ego.Harry odwrócony był do mnie tyłem; widziałem jego szerokie plecy iwąskie biodra, którymi nacierał na nią z pasją, raz, drugi, trzeci.Jej głowa była odchylonaniemal dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy natknąłem się na nich na wzgórzu, a on wydawałtakie same, na wpół ludzkie, a na wpół zwierzęce odgłosy.Byli tak z sobą splątani, że185SR stanowili niemal jedno ciało, a ona oplatała go nogami i rękami tak mocno, jakby bała się, żeutonie, jeśli on wyrwie się z jej objęć.Otworzyła oczy i spojrzała na mnie, a potem zamknęła je znowu, jakby nie wierząc, żewidzi mnie w drzwiach.Potem otworzyła je raz jeszcze, ale podczas gdy Tracy wzniosła sięna szczyt rozkoszy, ignorując moją obecność, jej córka wydała okrzyk rozpaczy, odpychającod siebie mężczyznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •