[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kupiłabyś mi sok kokosowy? - Poprosiła Jordan, wskazującsprzedawcę niosącego oszronione smakołyki.- Jasne.- Bliss zaczęła szukać w torbie portfela, kiedy naglewszystko stało się białe.Niczego nie widziała, czuła się kompletnieślepa, mimo że miała szeroko otwarte oczy.To było nienaturalne,nieprzyjemne uczucie - zupełnie jakby ktoś inny patrzył jej oczami.Jakby w jej głowie był ktoś jeszcze.Kiedy wrócił jej wzrok, drżała.165- Co się stało? - Spytała siostrę.Jordan była blada jak ściana.-Twoje oczy.były błękitne.Bliss miała zielone oczy, barwy szmaragdu, który lśnił na jej szyi.- %7łartujesz.- Roześmiała się.Jordan wyglądała, jakby próbowała podjąć jakąś decyzję.Wkońcu się odezwała.- Słuchaj, musisz wiedzieć, że nie miałam wyboru, dobrze? -Złapała Bliss za rękę.- O czym ty mówisz? - Zapytała Bliss, kompletnie zaskoczona.Jordan tylko potrząsnęła głową, a Bliss ze zdumieniemzauważyła, że jej stoicko spokojna młodsza siostra jest bliska łez.- Nic, nic takiego.- Pociągnęła nosem.Bliss objęła ją.- Spokojnie, młoda.- Pamiętaj, że byłaś dla mnie naprawdę jak siostra.- WyszeptałaJordan tak cicho, że Bliss nie była pewna, czy się nie przesłyszała.- O cokolwiek się martwisz, wszystko będzie dobrze.- Blissmocno ją przytuliła.- Nic złego się nie stanie, obiecuję.166ROZDZIAA 35ROZDZIAA 35- Nie wiem, jak mam ci dziękować.- Powiedziała Schuyler,zapinając pas.Rzuciła okiem na uzbrojonych ochroniarzy.- Niewydaje ci się, że troszkę przesadziłeś?Oliver wzruszył ramionami.- Ostrożności nigdy za wiele.- Schuyler skinęła głową.- Czy to znaczy, że już się na mnie nie gniewasz?- Odłóżmy na razie ten temat.Jesteśmy tu z powodu Lawrence'a,prawda?- Prawda.- Wiesz, że przyleciała cała Rada? - Zapytał.- Widziałem wsamolocie Strażnika Oelricha.A w moim hotelu zatrzymali sięDupontowie i Carondoletowie.- Wiem.Bliss mówiła mi, że Nan Cutler zwołała nadzwyczajnezebranie i przywiozła ich tutaj.Znalezli Lawrence'a?- Właśnie w tym rzecz.W ogóle o nim nie mówili.Wszyscyszykowali się na uroczystą kolację w domu jakichś błękitnokrwistychBrazylijczyków.- Odparł Oliver.Pejzaż, przez który jechali, stał się jeszcze bardziej malowniczy:obfita zieleń, cudowne plaże i równie cudowni, opalający się na nichludzie.- Gdzie się zatrzymałeś?- W Fasano.Nowy hotel, zaprojektowany przez Philippe'aStarcka.Bliss też tam mieszka.Chciałem ci zarezerwować oddzielnypokój, ale nie mieli już niczego wolnego.Nie masz nic przeciwkotemu, żeby mieszkać ze mną? - Zapytał.- Jasne, że nie.- Odpowiedziała, starając się nie okazaćzakłopotania.- Słuchaj.Jeśli chodzi o tamten wieczór.- Nie mówmy o tym teraz.- Rzucił lekko Oliver.- Znaczy,strasznie dramatyzowałem, nie? On albo ja.Totalnie.167- Czyli nie myślałeś tak naprawdę? - Zapytała z nadziejąSchuyler.- Nie wiem.Po prostu.Po prostu zajmijmy się na razieLawrence'em, a o naszych sprawach pogadamy pózniej.Może być?- Pewnie.Oliver miał rację.Nie mieli czasu, aby teraz drążyć ten temat.Musieli znalezć Lawrence'a.Przedłużające się milczenie dziadka martwiło ją.A co, jeśli wpadłw pułapkę, został uwięziony albo jeszcze gorzej? Czy to byłorozsądne, żeby leciał sam do Rio? I żeby spotykał siej z ludzmiKingsleya? Zgodnie ze słowami Bliss, z Kingsleyem także nie możnabyło nawiązać kontaktu.Schuyler nadal nie rozumiała, dlaczegoMartin, który okazał się zreformowanym, ale jednak srebrnokrwistym,mógł powrócić do służby jako venator.Jej dziadek nie należał dołatwowiernych, więc musiał mieć naprawdę dobry powód, żebyponownie zaufać Kingsleyowi, szczególnie po tym, co stało się wWenecji.Ale mimo wszystko.Martwiła się.Zamknęła oczy i pomyślała o dziadku.Przypomniała sobie jegolwią grzywę, arystokratyczną sylwetkę.Otrzymała natychmiastodpowiedz.Co ty tu robisz? - zapytał gniewnie Lawrence.Był najwyrazniejbardzo zirytowany, a co gorsza, brzmiał całkowicie normalnie.Ratuję cię? - odpowiedziała nieśmiało Schuyler.Usłyszałatelepatyczny odpowiednik prychnięcia.Spotkamy się w barze Palace, Za godzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]