[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brid uciekła spojrzeniem i roześmiała się.- A-dam zmęczony!Podeszła do brzegu jeziora i skoczyła do wody.Adam zamknął oczy.Serce waliło mu w piersi, był zupełnie wyczerpany.Ocknął się, kiedy lodowato zimną wodą spryskała mu twarz.- A-dam śpi - powiedziała z szelmowskim uśmiechem.Stała nad nimociekająca wodą, z dłońmi wciąż złożonymi w łódkę.Widział za nią zachodzącesłońce, którego blask tworzył wokół dziewczyny błyszczącą, czerwonozłotą aureolę.Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, jak długo tu są., Usiadł powoli, a Brid osunęłasię na kolana obok niego.- A-dam szczęśliwy? - Była tak pełna życia, taka podniecona.Widział wniej pewną dzikość, a jednocześnie spokój, coś niewytłumaczalnie przerażającego.Skinął głową, oniemiały ze zdumienia.Schyliła się ponad nim i sięgnęła poplecak.- Brid głodna.- Szperała w plecaku, szukała między notesem, książką optakach i lornetką.W końcu potrząsnęła głową i powiedziała płaczliwie: - Nie maciasta.Roześmiał się i czar wreszcie prysnął.- Nie ma ciasta.To twoja wina.Wrzuciłaś je do wodospadu.Zerwał się na nogi, pobiegł do jeziora i rzucił się do wody.Była cudowniechłodna i czysta, spłukiwała przerażenie i obrzydzenie, które czaiły się gdzieś naobrzeżach umysłu.Przepłynął całą długość jeziora tak szybko, jak tylko potrafił, akiedy zawrócił, zauważył, że Brid już się ubrała.Wyżęła dłońmi włosy i upięła jesrebrną klamrą na czubku głowy.Kiedy dopłynął do brzegu, dokonała się w niej jużgwałtowna przemiana: z gwałtownej, wymagającej kobiety w głodne dziecko.- Idziemy do mamy.Ona da nam chleba.Adam skinął głową.- Lepiej się pospieszmy.Robi się ciemno.Teraz, kiedy Brid była już całkowicie ubrana, jego lęk ustąpił, a wzmógł sięwstyd i zakłopotanie.Nie chciał, żeby widziała go nagiego.Chciał, żeby sięAnula & ponaousladansc odwróciła, gdy będzie wychodził z wody, ale ona stała nieporuszona, przyglądającmu się.- Pospiesz się, A-dam.- Już idę.- Zaczął wychodzić z wody.Ale ona już na niego nie patrzyła.Jej oczy utkwione były w odległej górskiejdolinie, gdzie mgła pięła się ku górze wśród drzew.- Pospiesz się, A-dam.Idziemy.Nie miał zamiaru pozostać całą noc.Chciał odnalezć w ciemności drogę dodomu.Ale piec matki Brid był taki ciepły, a on był taki zmęczony.Kilka razy sięzdrzemnął oparty o szorstką ścianę domu i w końcu zasnął na dobre.Briduśmiechnęła się do matki, potem wzruszyła ramionami i roześmiała głośno.Okryłygo kocem i pozostawiły, a same skuliły się na posłaniu z pociętego wrzosu,nakrytego owczym runem, odwróciły tyłem do drzwi i też zapadły w zdrowy sen.Adam obudził się raptownie.W chacie było zimno, ogień przygasł podkostkami torfu, kamienna ściana za jego plecami była mokra od skroplonej wody.Brid i matka nadal spały, ale jego coś obudziło.Ostrożnie zsunął wełniany koc,którym go okryły, i wstał.Trafił jakoś do drzwi, odgarnął na bok skórzaną zasłonę,stanowiącą o tej porze roku jedyne zabezpieczenie, i wyszedł w zimny, zasnuty białąmgłą brzask.Przeszedł na palcach na przełaj do strumyka, ukląkł i właśnie spryskiwał wodątwarz, kiedy usłyszał za sobą pobrzękiwanie metalu na kamieniu.Odwrócił się,odgarnął z twarzy ociekające wodą włosy i rozejrzał się dookoła.Po paru sekundachjakieś szare ludzkie postacie pojawiły się w zasięgu jego wzroku i zobaczył dwóchmężczyzn prowadzących konie w kierunku chaty.Pozostał nad strumykiem i naglepoczuł lęk.Jedną z tych postaci był Gartnait, na pewno.W drugim zaś - pochyliłsię do przodu, mrużąc oczy, i wtedy niemal dech mu zaparło - w drugim rozpoznałwysokiego, chudego mężczyznę, który to groził w wiosce Brid.Rozejrzał siędookoła, rozpaczliwie szukając jakiejś kryjówki, ale nie dostrzegł niczego, comogłoby nią być, z wyjątkiem mgły.- Brid? Matko? Nie śpicie już? - Głos Gartnaita zabrzmiał szokująco głośnoAnula & ponaousladansc w tej ciszy.Choć Adam nie potrafił mówić w ich języku, rozumiał go na tyle dobrze,żeby śledzić z uwagą, co mówią.- Mamy gościa.Nie widział chaty, ale w chwilę potem usłyszał szuranie stópi podniecony głos matki Brid, która wykrzykiwała słowa powitania, niemalidentyczne z tymi, jakich użyła kiedyś, witając Adama.- Szanowny bracie, witaj w naszym domu i sercu.Siadaj.Tutaj.Przyniosęstrawę. Brat" to było szczególne słowo, które Adam znał.Zmarszczył brwi.Czy byłto zwyczajowy zwrot, czy istotnie znaczył, że ten mężczyzna jest wujem Brid? Jeślitak, dlaczego, u licha, mu nie powiedziała?- Broichan przybył, żeby zobaczyć moje rzezby, matko.- Głos Gartnaita,jak zwykle donośny, łatwo do niego docierał.- Gdzie moja siostra?- Zaraz przyjdzie.Poszła po chleb i piwo dla naszego gościa.Adam potrafiłsobie wyobrazić ich zdziwienie.Zastanawiał się, co by się stało, gdyby tu pozostał, ijaką odczuliby ulgę, kiedy by sobie zdali sprawę, że odszedł.Musi iść.Lada chwila mgła może zniknąć, może ją porwać na strzępy porannywiatr albo zostanie wessana przez słońce, gdy tylko wzejdzie ono ponad górami.Jakaś postać ukazała się i znów znikła; to Gartnait prowadził konie, żeby jeprzywiązać do drzewa, które nazywali  punktem obserwacyjnym".Adam wstał ostrożnie.Odstąpił o krok od strumyka i stanął na świeżej trawie,która rosła tu bujnie, spryskiwana wodą płynącą po skałach.Gdyby zdołał dotrzećdo drzew, stanowiłyby one wspaniałe schronienie; mógłby zniknąć w doliniegórskiej i odejść, zanim nastanie dzień.Zrobił jeszcze jeden krok.I zamarł z przerażenia.Jakiś głos, silny i głęboki,zabrzmiał tak blisko, że pomyślał, iż ten człowiek stoi obok niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •