[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko z nią będzie dobrze - rzekł pojednawczo Czarno za moimi plecami.Obejrzałem się.Stał przy tym samym słupie, nad którym pracował w chwili naszego spotkania.Zciemnego drzewa niewyraznie wyłaniała się nowa postać.Poznałem tę kobietę, chociaż rysytwarzy były na razie tylko z grubsza ociosane.Poraziło mnie, że mag potrafił tak dobrzeoddać istotę danego człowieka.Chociaż, kto powiedział, że znam Tantalę w całej jej istocie?- Masz talent - rzekłem, patrząc w śnieg.- Mógłbyś na przykład produkować nasprzedaż rzezbione, wzorzyste półmiski.Z kim będzie dobrze? Z Tantalą, czy Alaną?- Z obiema - odparł, nie mrugnąwszy powieką - i z tobą też.Rozejrzałem się.Drewniani komedianci nie chcieli się ze mną spotkać oczami.- To znaczy, że nas wiodłeś? - upewniłem się, zaciskając zęby.- Zledziłeś całą drogę?- Nie całą - odparł z westchnieniem.- Nie jestem wszechmocny, Retano.Na razie.Zdawało mi się, że głos mu zadrżał na końcu.Wyszczerzyłem się.- Jesteś pewien, że jest ci potrzebna? Ta wszechmoc? W jego oczach coś się zmieniło.Coś niespodziewanie mignęło, jak lisi ogon międzydrzewami.Ciekawość?- Mam wrażenie - odpowiedział powoli - jakby ktoś już mnie o to pytał.Barian coś powiedział.Widziałem jak poruszyły się jego wargi, lecz nie słyszałem słów.Tantala pokręciła głową.Jej ciemne włosy wymykały się spod kaptura.Ten kosmyk, na którypadał oddech, pokrywał się szronem, jakby przedwczesną siwizną.Dziwne, że zwracałemuwagę na takie drobiazgi, skoro obraz co chwila zachodził mgłą i scena pożegnania była słabowidoczna, jak przez mokre szkło.A jednak to z pewnością scena pożegnania.Tantala lekko wskakuje na konia, Barianpodsadza Alanę, która siada za plecami przyjaciółki.Dwie amazonki na jednej kobyle.Wiejezimny wiatr, krystaliczny szreń łamie się pod kopytami.Ciekawe, jak daleko dojadą.Mrugnąłem.Oczy były zmęczone od wysiłku.Szara wizja na zamarzniętym szklezadrgała i znikła.W każdym razie wiem, że obie żyją.I są wystarczająco zdrowe, by jezdzićwierzchem we dwie, niczym małe wieśniaczki.- Przywiodę je - powiedział Czarno, oglądając krytycznie starą miednicę, przyniesionąz szopy.- Za dwie godziny tu będą.Ostrożnie przejechał paznokciem zielonkawy bok.Stara miedz odpowiedziałagłuchym, przeciągłym dzwiękiem.- Była sobie kiedyś dziewczynka.Mag wydobył z góry rupieci kawałek szmatki i blaszaną bańkę z szarym proszkiem.- Prawie wszystkich jej krewnych zabił Czarny Mór, pozostali tylko matka i wuj.Niegdyś bogaty ród podupadł, dziewczynka mieszkała wśród śmieci i starych książek, a pośmierci matki wśród sierot i starych panien, będących nadzorczyniami w przytułku, wśródtego wszystkiego, o czym nie mówi się w wytwornym towarzystwie.Potem uciekła zwędrownymi aktorami.Parę lat była szczęśliwa, a w każdym razie, kiedy pózniej wspominałate czasy, uznała je za szczęśliwe.Patrzyłem zauroczony, jak nabierając szmatką proszek podobny do glinki, Czanotaksczyści boki miednicy.Zielony nalot znikał pod jego ręką i oczyszczona część połyskiwałazłotawo.Czarodziej wykonywał tę brudną robotę z dziwnym zadowoleniem.- A potem spotkała młodego człowieka, dla którego porzuciła wszystko, czym dotądżyła.Wszystkich, którzy ją kochali i byli z niej dumni.Wiesz jak to jest: im większepoświęcenie, tym większą trzeba zapłacić cenę.Na nieszczęście, wszystkie jej ofiary poszłyna marne.Młody człowiek był w dziwnej sytuacji, gdyż odnalazł pewną.rzecz.Dla niej zostawił wszystko, co kochał i wszystkich, którzy go kochali.Ta rzecz zwała się: AmuletWieszczbiarza.Można powiedzieć, że Amulet pozbawił Tantalę szczęścia.Powinna goznienawidzić.Czyż nie?Nawet w najciekawszych momentach jego opowieści twarz pozostawała kompletniepozbawiona wyrazu, oprócz głęboko skrytego szaleństwa w zapadłych oczach.- Dlaczego mi o tym opowiadasz? - zapytałem szeptem.Nie odpowiedział.Oglądał uważnie wyczyszczoną miednicę i chociaż na powierzchnipozostało jeszcze trochę zielonkawych plam, wydawał się usatysfakcjonowany.Strząsnął napodłogę resztki szarego proszku i zdjął z półki pięć pękatych glinianych dzbanuszków.- Nie zdajesz sobie sprawy, Retano, jakie to wszystko ciekawe.Było ich tak wielu,szlachetnych i przyziemnych, silnych i słabych.Walczyli o strefy wpływów.Werbowalisobie nowych wasali, pojedynkowali się z wczorajszymi druhami i podawali rękę dawnymwrogom.Najlepsi z nich żyli w odosobnieniu, aby móc potem o sobie powiedzieć, żekierowało nimi tylko pragnienie wiedzy, a nie chciwość, czy żądza władzy.Tacy byli dawnimagowie.Bez słowa sprzeciwu uznawali nawet słabszego od siebie maga za Wieszczbiarza,skoro Amulet go wybrał.Tak kazał Pierwszy Wieszczbiarz.Ten sam, który przepowiadałprzyjście na świat obcej siły:  Ona nadchodzi! Stoi za progiem!"Ostrożnie, by nie uronić nawet kropelki, opróżniał jeden dzbanuszek za drugim.Wodaw miednicy burzyła się, podnosząc wciąż wyżej.Wydawała się bardzo zimna.Schowałemdłonie w rękawach.-  Stoi za progiem!" - powtórzył Czanotaks dziwnie drżącym głosem.- Proroctwo matyle lat i nadal jest aktualne.Od dłuższej chwili czułem się nieswojo.Zdawałoby się, całkiem zwykłeprzygotowania Czarno, wywoływały niepokój.Poczułem lodowatą falę, zalewającą mą duszęi mrożącą ciało.- Nie wszystkie proroctwa się sprawdzają - szepnąłem.Spojrzał na mnie dziwnie.Powiódł dłonią po krawędzi naczynia.- Nie wszystkie.Ale powinny się sprawdzać.Zgodnie z porządkiem wszechświata.Patrzyłem z lękiem jak zastyga woda pod jego palcami.Na wszystkie stronyrozbiegały się lodowe iskry, niczym pajęcze nici.Woda w miednicy zmętniała, przestając byćwodą.Zimno.Mag kiwnął głową z satysfakcją.Zatarł dłonie, chwycił krawędzie miednicy i ostrożnieodwrócił.Miedziane naczynie ciężko gruchnęło o podłogę.- To były piękne czasy - kontynuował Czarno jak gdyby nic.- Baltazar Est.Lart Legiar.Orwin Prorok.Orlan Pustelnik.- Mag z Magów Damir - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.Zerknął na mnie z rozbawieniem.- Ach tak, Mag z Magów.Jakże mogłem zapomnieć o Wielkim Damirze.Jego oblicze w końcu przestało być beznamiętne.Uśmiechał się, postukując dłońmi pogłucho odbijającym dzwięk dnie.Odbijał lodową bryłę od miedzi.Najwidoczniej mój wtrętdotyczący przodka naprawdę go rozweselił, ale wolał milczeć i zabawiać się w odosobnieniu.- Dlaczego nie powiedziałeś Tantali prawdy o moim małżeństwie z Alaną? - spytałemcicho.- A po co? - zdziwił się Czanotaks.- Po co nam silne emocje, nie mające związku zesprawą?Bryła lodu, będąca przed chwilą wodą w miednicy, w końcu odkleiła się odmiedzianego dna i spadła na podłogę.Czarodziej ostrożnie podniósł naczynie.Lód niepopękał.Był lśniący i gładki, bez żadnych szczelin ani pęcherzy.W połowie przezroczysty, wpołowie mętny, szaro-zielony.Piękny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •