[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak jej historia to nic nowego.Greer pochylił się do przodu, jakby nagle coś go zainteresowało.- Co się z nią stało?- Z tą kobietą? - Generał potarł brodę, próbując sobie przypomnieć.- O ile pamiętam,wyruszyła w podróż.Powiesiła się w domu cuchnącym kotami.- Kiedy Peter ani Greer niezareagowali, ciągnął: - Nie staraj się tego zrozumieć.My nie potrafiliśmy.Jestem pewny, żemajor się ze mną zgodzi.Staramy się zlikwidować tyle draków, ile się da, zapewnić dostawy,znajdować słabe punkty i ich wypalać.Może pewnego dnia wszystkie znikną, choć nie sądzę,abym tego dożył.Generał odsunął się od stołu, Greer również.Koniec rozmowy.Przynajmniej na dziś.- Zastanów się nad moją propozycją, Jaxon.Pomyśl o podróży do domu.Zasłużyłeśna to.Kiedy Peter stanął przy wejściu do namiotu, Greer i Vorhees pochylili się nadrozłożoną na stole mapą.Vorhees podniósł głowę i spojrzał na niego, ściągając brwi.- Słucham?- Chciałem.- O co mu właściwie chodzi? - Chciałem spytać oAlicię.Jak jej idzie?- W porządku, Peterze.Coffee dobrze ją wyszkolił, choć nie mam pojęcia, jak tozrobił Pewnie byś jej nie poznał.Peter poczuł ukłucie w sercu.- Chciałbym się z nią zobaczyć.- Wiem, ale teraz nie jest to wskazane.- Kiedy Peter się nie ruszył, Vorhees rzucił zledwie skrywanym zniecierpliwieniem: - Coś jeszcze?Peter pokręcił głową.- Przekażcie jej, że o nią pytałem.- Zrobię to, synu.Wyszedł z namiotu w gasnące popołudnie.Deszcz ustał, lecz powietrze byłoprzeniknięte wilgocią, ciężkie od wody mrożącej kości.Nad wzgórzami za murami garnizonuwisiała gęsta mgła.Wszędzie było błoto.Peter opatulił się kurtką, pokonując odcinek międzynamiotem Vorheesa a kantyną, w której dostrzegł Hollisa siedzącego za jednym z długich stołów wsuwającego fasolę ze zniszczonego plastikowego talerza.W kantynie siedziało kilkużołnierzy i cicho rozmawiało.Peter sięgnął po tacę, nałożył sobie groszek z kotła i podszedłdo stołu Hollisa.- Czy to miejsce jest wolne?- Wszystkie są zajęte - mruknął ponuro Hollis.- Pozwolili mi je pożyczyć.Peter usiadł na ławie.Wiedział, co miał na myśli Hollis - są tu jak piąte koło u wozu,jak szczątkowy organ niemający żadnej funkcji do spełnienia.Sara i Amy zostałyumieszczone w namiocie, lecz Peter, mimo względnej swobody, czuł się jak w więzieniu.%7ładen z żołnierzy nie chciał mieć z nimi nic wspólnego.Milcząco zakładali, że nowi nie mająim niczego ciekawego do powiedzenia, a poza tym wkrótce itak odejdą.Opowiedział Hollisowi o wszystkim, czego się dowiedział, po czym przeszedł dosedna:- Widziałeś ją?- Widziałem, jak wychodziła rano z drużyną Raimeya.Drużyna Raimeya, jedna z sześciu, przeprowadzała krótkie misje zwiadowcze napołudniowy wschód od bazy.Kiedy Peter spytał Vorheesa, jak długo ich nie będzie, otrzymałenigmatyczną odpowiedz:  Tyle, ile będzie trzeba.- Jak wyglądała?- Jak pozostali.- Hollis przerwał na chwilę.- Pomachałem jej, ale pewnie niezauważyła.Wiesz, jak ją nazywają?Peter pokręcił głową.- Ostatnim członkiem ekspedycji.- Hollis się nachmurzył.- Na mój gust trochę to zadługie.Zamilkli, bo o czym mieli gadać.Jeśli są dla wojska piątym kołem u wozu, Alicia jestdla Petera jak brakująca część.Stale o niej myślał, wiedział, że nigdy nie pogodzi się z tym, iżnie ma jej u jego boku.- Nie uwierzyli w to, co powiedzieliśmy o Amy - rzekł.- A ty byś uwierzył?- Chyba nie.- Co myślisz o ewakuacji? - spytał Hollis po chwili milczenia.Z powodu obfitych deszczy datę wymarszu przesunięto o kolejny tydzień.- Vorhees zachęca nas, żebyśmy z nimi poszli.Może i ma rację.- Ale ty tak nie uważasz.- Kiedy Peter się zawahał, Hollis odłożył widelec i spojrzałmu w oczy.- Znasz mnie, Peterze.Zrobię, co zechcesz. - Dlaczego to ja mam dowodzić? Nie chcę decydować za wszystkich.- Nie powiedziałem, że musisz.Myślę, że po prostu tak już jest.Może jeszcze o tymnie wiesz, ale trudno.Poczekamy, aż deszcze ustaną.Peter poczuł ukłucie winy.Od czasu przybycia do obozu nigdy nie znalazł okazji, bypowiedzieć Hollisowi, że wie o nim i Sarze.Po odejściu Alicii jakaś jego cząstka nie chciałapogodzić się z tym, że siła, która ich spajała, osłabła.Trzej mężczyzni zostali zakwaterowaniw namiocie przylegającym do tego, w którym przebywały Sara i Amy.Grali w karty i czekali,aż przestanie padać.Przez dwie noce z rzędu Peter budził się w nocy i stwierdzał, że łóżkoHollisa jest puste.Zawsze jednak leżał w nim rano, głośno chrapiąc.Peter zastanawiał się,czy Hollis i Sara urządzają to przedstawienie dla niego, czy dla Michaela, który przecież jestjej bratem.Jeśli chodzi o Amy, to po jednym lub dwóch dniach, kiedy była podenerwowana, anawet bała się żołnierzy, którzy przynosili im posiłki i eskortowali do latryny, pogrążyła się wstanie pełnego nadziei, a nawet radosnego oczekiwania, pogodzona z tym, że tu zostanie, choćoczekująca, że wkrótce wyruszą dalej. Czy niedługo stąd pójdziemy? - pytała Petera lekkonaglącym tonem.Chciałabym zobaczyć śnieg. Nie wiem kiedy, Amy, odpowiadał.Zobaczymy, kiedy przestanie padać.Prawdę powiedziawszy, gdy to mówił, jego słowamiały gorzki posmak kłamstwa.Hollis wskazał głową talerz Petera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •