[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cygaro to u nas rzadkość, przed wojną palono papierosy z ustnikiem, po wojnieludzie przeszli na papierosy bezustnikowe, zresztą nie wszyscy, ja, jak widzicie, nadal palębiełomory.Ale cygara u nas się nie przyjęły, i jeżeli spotkam gdzieś takiego dziwaka, który jepali, i czuję zapach cygara, to zawsze przypominam sobie dziadka Iwanowskiego.Babkę zaśwspominam, kiedy widzę staruszki nadużywające kosmetyków, ona bowiem też ich sobie nieżałowała.Tym razem przyjazd dziadków nie wywołał już takiej sensacji.Czasy się zmieniły, zmieniło się miasto, ludzie, żadni Szwajcarzy nikogo już nie mogli zadziwić.Nawet krewniniezbyt zainteresowali się ich przyjazdem, wiedzieli, że Iwanowscy przyjechali zobaczyć sięz synem.Moja mama też nie chciała robić niczego na pokaz.W domu było jak zawsze czysto, wszystko aż lśniło, z okazji przyjazdu gości postarała się o lepsze zaopatrzenie, a gotowaćumiała.Dziadkowie przywieźli prezenty, upominki, ale jednak byli to ludzie obcy; oni i naszarodzina stanowili dwa światy, tamci nie rozumieli naszego życia, a my ich.Babka nie mogłanawet dobrze zrozumieć, czym zajmuje się ojciec, drobny urzędnik w wytwórni obuwia.I chociaż nie wypowiadała otwarcie swoich pretensji, o wszystko obwiniała nas, dzieci, którejak kamień wisiały u szyi ojca.Czasami chwytałem jej spojrzenie, patrzyła na nas zezdumieniem: co to właściwie za dzieci, kim są dla niej i kim ona jest dla nich?Ani razu nasnie dotknęła, już nie mówię o tym, żeby któreś z nas pocałowała, o czymś podobnym niemogło być mowy.Nie potrafiła nawet zapamiętać naszych imion, dziewczynki jeszczerozróżniała, było ich zaledwie dwie, ale chłopców myliła; wyjmowała z kuferka prezenty,rozdając je oceniała na oko, co dla kogo się nada, i na tym kończyły się nasze wzajemnekontakty.Jest zupełnie oczywiste, że mama musiała poczuć się dotknięta stosunkiem babki downuków; której matki nie dotknęłoby podobne traktowanie jej dzieci! Szczególnie obrażałamamę obojętność babki wobec maleńkiej Diny.Zapomniałem wam powiedzieć, że niedługoprzed przyjazdem starych Iwanowskich, rok czy półtora wcześniej, urodziła się naszanajmłodsza siostra Dina.Przez pięć lat rodzice nie mieli dzieci, wszyscy myśleli, że to koniec,no i proszę bardzo! Dina urodziła się w dwudziestym piątym roku.To znaczy, że przedtem sięomyliłem: Iwanowscy przyjechali nie w dwudziestym szóstym, ale w dwudziestym siódmymroku.Czy macie dzieci? Czy wiecie, co to jest dziecko, które dopiero przyszło na świat?Kłębuszek życia, maleńki, pomarszczony.Dina urodziła się z gęstymi czarnymi włosamii z oczyma błękitnymi jak niebo.Wyobrażacie to sobie? Duża rodzina, dorosłe dzieci,i raptem taka dziewczynka, takie maleńkie cudo, które biega, przewraca się, podnosi, papleróżne dziecinne słowa, wszyscy patrzą w nią jak w obraz, dziadek Rachlenko nie spuszcza jejz kolan, a ona szarpie go za brodę, i wszyscy mówią: „Wykapana matka, wykapana Rachelaw dzieciństwie.” I dziadek Iwanowski też jest nią zachwycony.Babka nawet nie spojrzała naDinę.Moja matka była osobą wybuchową, ale kiedy należało, potrafiła wziąć się w karby i zachowywać z godnością; przyjechali rodzice jej męża, więc traktuje ich z szacunkiem, alenic więcej.Powiecie, że to taktyka.Tak, do pewnego stopnia.Ale taktyka mądra.Matka pokazywała teściom, że ich syn Jakub, chociaż nie jest profesorem ani doktorem medycyny,to jednak się liczy, szanują go w mieście, jest mężczyzną, głową domu, głową rodziny, i tojakiej rodziny! Niech spróbują znaleźć w Szwajcarii takie wspaniałe dzieci! Jest panem domu,wszyscy go poważają, jego słowo jest prawem, a gdyby zechciał wrócić do Szwajcarii,stałoby się zgodnie z jego wolą.Ale on wcale tego nie pragnie.Trzeba, przyznać, że mama rzeczywiście okazywała ojcu coraz większy szacunek i wpajała ten szacunek nam.Jako młodziutka dziewczyna była niesforna, nie liczyła się zesłowami, potrafiła być impertynencka.Ale z czasem, kiedy dojrzała, pojęła, że jeżeli ojciecnie będzie miał autorytetu, to przestanie być głową rodziny, a bez głowy rodziny nie madomu.Analizując dzisiaj charaktery ojca i matki widzę, że byli do siebie podobni.Napierwszy rzut oka - ogień i woda, ale miłość zaciera wszelkie różnice.Matkę uważano zasilną indywidualność, to ona wszystkim rządziła, władcza, nieprzejednana, nieustępliwa,jednakże ich wspólnym charakterem stał się nie jej charakter, lecz ojca.Wydawało się, żeojciec ustępuje matce we wszystkim, a w rzeczywistości z każdym rokiem to ona corazbardziej upodabniała się do niego.Ojciec się nie zmieniał, matka tak.Wypełniała swojąobecnością dom, trzeba przyznać, że była dość głośna, ale atmosferę duchową tworzył ojciec.W czasie pobytu dziadka i babki Iwanowskich jedynym człowiekiem, który stanął na wysokości zadania, który potrafił się wznieść ponad wszelkie pretensje i urazy, był właśnieon.Z rodzicami rozmawiał po niemiecku, ale jeżeli było przy tym któreś z nas, dzieci, alboktoś z Rachlenków czy nawet jakiś gość, nie mówię już o matce, zawsze tłumaczyłnarosyjski każde słowo, nawet jeżeli mówiono o czymś, co nie było przeznaczone dla obcychuszu.I na odwrót, każde słowo wypowiedziane po rosyjsku natychmiast tłumaczyłswoimrodzicom na niemiecki.W ten sposób jednoczył wszystkich, podkreślał, że w domu nikt niema przed nikim żadnych tajemnic.Była to rzecz niby drobna, ale dzięki temu łagodził w obustronach poczucie wyobcowania.W związku z tym doszło zresztą kiedyś do pewnego zabawnego incydentu.Babka zapytała o coś ojca, a on, co prawda z pewnym wahaniem przetłumaczył:- Pyta, czy mamy jakieś oszczędności.Matka, jak wiecie, nie musiała się długo namyślać.- Mamy - odpowiedziała - dwa budziki.Ojciec przypuszczalnie złagodziłby odpowiedź mamy, ale kiedy mama powiedziała o budzikach, dziadek Iwanowski się roześmiał - nie zapomniał języka rosyjskiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •